W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Robert o Metallice i projektach pobocznych - wywiad z So What! 21.4, cz. 4
dodane 14.03.2016 14:25:02 przez: Rafał
wyświetleń: 2651
W numerze 21.4 magazynu "So What!" znalazł się obszerny wywiad z Robertem Trujillo przeprowadzony w ubiegłym roku przez Steffana Chirazi. Poniżej druga część rozmowy, na temat pracy Roberta w Metallice i innych projektach pobocznych. Część pierwszą znajdziecie na naszej stronie tutaj, część drugą tutaj. Część trzecia tutaj. Poniżej ostatnia już część rozmowy. Materiał przetłumaczył dla nas Imperius - wielkie podziękowania i pozdrowienia!


SC: Chciałbym porozmawiać o jeszcze jednym aspekcie filmu, o którym wydaje mi się, ludzie powinni wiedzieć. Udało ci się uniknąć czegoś co, moim zdaniem, mogło potencjalnie bardzo ograniczyć liczbę widzów. O ile można śmiało powiedzieć, że Jaco był wyśmienitym instrumentalistą, o tyle trzeba zdać sobie sprawę, że niewielu ludzi byłoby w stanie słuchać nieskończonych ilości jego muzyki. Jeśli chodzi o ścieżkę dżwiękową filmu potrafiłeś namalować, swojego rodzaju interesujący, intrygujący, ale i rozrywkowy obraz muzyczny unikając przesycenia. Udało ci się stworzyć film skupiony na człowieku, w którym zanurzasz widzów w jego muzyczej twórczości, ale nie zamęczasz ich tą muzyką. Udało ci się również zaprezentować jego życiową podróż poprzez fankowe, kubańskie przedmieścia Miami. W twoim filmie pierwszy raz usłyszałem to powiedzenie, że dla muzyków, Nowy Jork jest bardzo prostoliniowy i zorientowany na jazz, ale jeśli chcesz naprawdę zaszaleć to musisz pojechać na Florydę.

RT: Cóż, na Florydzie nie było żadnych zasad i reguł co powinno się grać i jak. Można tam usłyszeć wspaniałą muzykę country, jazz, muzykę głęboko osadzoną w plemiennych korzeniach mieszkańców tamtejszych wysp, jest muzyka reggae, ale i rdzenna muzyka kubańska. To jest bardzo silnie muzycznie zróżnicowany region. Rówież rock’n’roll odgrywa dużą rolę jak i muzyka soul. Floryda jest jak wyspa, przez którą wszystkie te muzyczne wpływy przetaczają się jak huragan. Zobacz, że nawet jedna z najcięższych metalowych kapel - Deicide została wyprodukowana na Florydzie. I tak jak powiedziałeś Nowy Jork jest bardziej jazzowy, jeśli chodzi o te sprawy.

SC: Ale wracając do tematu, była to twoja świadoma decyzja, aby ścieżka dźwiękowa do filmu nie była oparta wyłącznie o muzykę Jaco?

RT:To wynika bezpośrednio z tego jaki był Jaco. Kilkakrotnie, osobiście powiedział, że muzyka jest dla wszystkich. Ale nawet dziś jest wielu, hardcore-owych fanów Jaco, którzy nie rozumieją co tak naprawdę próbował on przekazać swoja muzyką. Kiedy słuchasz albumu Jaco Pastoriusa to słyszysz nie tylko jazz, rock czy funk. Popatrz na jego pierwszy album, tam są elementy muzyki klasycznej. Jest tam jazz, ale również utwory takie jak „Come On, Come Over”, który jest bardzo funkowy. Za każdym razem, gdy zagram ten utwór dla kogoś, ludzie go uwielbiają.

Zmierzam do tego, że Jaco gdyby chciał, mógłby nagrać album, który by brzmiał jak Sly & The Family Stone, albo jak James Brown i z pewnością otrzymałby pozytywne opinie krytyków za to. Równie dobrze mógłby nagrać album stricte jazzowy albo progresywny. Jaco zagrał na tym niesamowitym albumie Iana Huntera, który był albumem rockowym. Jaco był multi utalentowanym i muzycznie bardzo zróżnicowanym artystą. Tak na marginesie, powód dla którego epizod z Ianem Hunterem znalazł się w filmie jest taki, że bardzo mało ludzi zdaje sobie sprawę, że to właśnie Jaco Pastorius zagrał na jego albumie „All American Alien Boy”. Co więcej Jaco udzielał sie w tworzeniu aranżów na ten album, pomagał w produkcji i zagrał na gitarze. To był cały Jaco, w każdy projekt w jakim brał udział angażował się na maksa. Gdy dołączył do grupy Weather Report miał tak duży wpływ na każdy element ich muzyki, że praktycznie był ich producentem. Podobnie było w przypadku jego współpracy z Joni Mitchell. Wszedł w tę współpracę na całego, kolaborował z nią do tego stopnia, że zmienił obraz i styl jej muzyki.




SC: W filmie są też bardzo przejrzyste, ciepłe czy nawet radosne obrazy Jaco z jego dziećmi, kiedy były jeszcze małe. Pozwala to rzucić troche pozytywnego światła na Jaco jako osobę. Trochę jak w filmie „Control” Antona Corbijna, opowiadającym o Ianie Curtisie z Joy Division. Pomimo, że Curtis miał głęboką i poważną depresję, Anton zadbał o to by pośród tego smutku, pojawiły się też pozytywne elementy.

RT: To było bardzo ważne dla Mary Pastorius, aby pokazać go nie tylko jako muzyka i kompozytora, ale również zaprezentować go po prostu jako człowieka. Pokazać cechy charakteru Jaco, które dominowały w chwilach, kiedy czuł się zdrowy.

SC: Niektóre sceny są bardzo zabawne.

RT: Przez ostatnich kilka lat wypłyneło na światło dzienne bardzo dużo pozytywnego materiału o Jaco, swoiste skarby. Mniej więcej co 6 miesięcy pojawiało się coś nowego. To było dla nas jak błogosławieństwo. Dlatego nie raz mówiłem, że miałem wrażenie jakby sam Jaco nam przewodził w tej podróży. Jakiś czas temu Sony, które było odpowiedziałne za wypuszczenie ścieżki dźwiękowej do filmu, zaoferowało nam taśmy z jammu na Hawanie na Kubie, w którym Jaco brał udział. A ja na to: „Co? Żartujecie sobie?”. Okazało się też, że mieli nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia z pierwszej sesji nagraniowej Jaco na jego debiutancki album i zasugerowali, że powinniśmy ich użyć. Otworzyli przed nami tę istną skrzynię skarbów.

Potem Michael Kurtz, koleś który zapoczątkował Record Store Day, powiedział nam, że ma filmy, które kręcił jak miał 17 lat, z Południowej Karoliny z koncertu Weather Report, z pierwszej trasy w jaką Jaco w ogóle pojechał. Nigdy ich wcześniej nikomu nie pokazywał. Ian Hunter udostępnił nam swoje nagrania wideo z sesji z Jaco. To było bardzo niesamowite móc zobaczyć jak ożywają wszystkie te rolki filmu, które do tej pory leżały w czyjejś piwnicy, istna magia. Było sporo więcej takich sytuacji. Podobnie było, gdy w projekt zaangażowała się Joni Mitchell, parę miesięcy temu. Dla mnie to było jak odkrywanie brakujących fragmentów układanki, jak skarby które tylko czekały na to by być odkryte. Wszystko to sprawiło, że jesteśmy w takim miejscu w jakim jesteśmy teraz. A kiedy masz tak dużo materiału jest bardzo trudno zadecydować co trzeba użyć, a na co po prostu nie ma miejsca. Gdybyśmy chcieli pokazać wszystkie materiały jakie mamy powstało by z tego pewnie z 9 dwu-godzinnych filmów, serial może. Zdecydowaliśmy się jednak zrobić pojedyńczy film długometrażowy.




SC: Wydaje mi się, że świetnie sobie z tym poradziliście. W pewnym sensie przypomina mi to film o Lemmym Kilmister. Nie masz nawet szans na to by stworzyć kompletną biograficzną opowieść o tego typu człowieku, ze względu na to jaki charakter miało jego życie. Film taki stałby się niekompletny w przeciągu zaledwie tygodnia.

RT: Absolutnie. I tu przychodzi mi do głowy kolejna rzecz o Jaco. On i Lemmy świetnie by się rozumieli. Ich osobowości były na tyle zbliżone, że Jaco dogadałby się z Lemmym czy też Ozzim bez problemu. Był bardzo interesującym człowiekiem. Swego czasu Jaco miewał rozmowy telefoniczne ze Stingiem.

SC: Właśnie, udział Stinga w filmie był bardzo znaczący. To wspaniała sprawa, że udało się wam go namówić.

RT: Jaco okazywał ogromny szacunek dla Stinga ilekroć rozmawiali, ale jednocześnie, jeśli chciał, potrafił być prawdziwym showmanem, niczym Muhammad Ali, który nie bał się wyzwań.

SC: Potrafił powiedzieć, co myśli na głos.

RT: Tak, był bardzo szczery i potrafił dogadać chyba każdemu. Ale za słowami szły czyny. To była jedna z wielu jego cech, którą bardzo u niego lubię. Był jednym z tych kolesi, którzy nie rzucają słów na wiatr, rozumiesz? To że ktoś ma wielką gębę i dużo gada to jedno, ale żeby być gotowym poprzeć to czynem, wykonać jakiś ruch to już zupełnie inna sprawa. Jaco właśnie taki był. Ogólnie lubie tę cechę u muzyków, z którymi współpracuje. James (Hetfield) taki jest, pewny siebie, robi to o czym mówi i ludzie go za to szanują. Jerry Cantrell tak samo. Podobnie Jaco nigdy nie bał się...

SC: ...stanąć do bójki, jeśli tego wymagała sytuacja.

RT: Masz rację, stanąć do walki i to nie tylko w sensie wyzwań muzycznych i grania na basie.

SC: Był też człowiekiem, który potrafił sam rozpocząć bójkę.

RT: Potrafiłby stanąć po twojej stronie w bójce, pomóc ci ale jednocześnie był kolesiem, który oczekiwałby, że ty wezmiesz jego stronę, gdy to on zacznie bójkę. Ja to rozumiem, dorastałem wśród ludzi, którzy żyli takimi regułami. Zawsze stoisz za swoimi.



SC: Pomówmy chwilę o Paulu Merchand (reżyser filmu „Jaco”-Imperius).

RT: Zanim przejdę do Paula osobiście muszę zaznaczyć, że każdy kto brał udział w tej produkcji był bardzo oddany sprawie, zaangażowany i wykonał wspaniałą robotę. To była bardzo ciężka podróż dla nas wszystkich. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas dał z siebie co tylko mógł. Paul podchodzi do wszystkiego co robi z ogromną pasją i zaangażowaiem. Taki po prostu jest. Wiele w swoim życiu poświęcił by NIE iść z prądem komercyjnej branży filmowej i być częścią takich projektów jak: „Big River Man” czy „Good Hair” Chrisa Rocka. Paul potrafi „wejść” w kreatywny proces projektu i stać się jego częścią do tego stopnia, że niemal doprowadza się tym do szaleństwa. Niejednokrotnie musiałem wspierać go samemu próbując zachować zdrowy dystans do pracy.

SC: Przez jakieś dwa lata Paul pracował z prywatnego studia edytorskiego, które mieści się w twoim domu w Venice, prawda?

RT: Tak. Co więcej na przestrzeni czasu, kiedy robiliśmy ten film, Paul przeszedł od niemającego nic wspólnego z surfingiem człowieka do naprawdę solidnego średnio zaawansowanego surfera. Można więc powiedzieć, że jedną z pozytywnych rzeczy jaką ten projekt mu dał to było nauczenie się kompletnie nowego sportu, powrót do natury poprzez przebywanie w oceanie. I wszystko to zaczęło się na plażach Venice. Po jakimś czasie doszło do tego, że sporo naszych służbowych spotkań odbywało się w wodzie. To bardzo terapeutyczne i pozytywne doświadczenie.

SC: Chcesz mi powiedzieć, że faktycznie dyskutowaliście szczegóły filmu i edycji na deskach surfingowych w wodzie?

RT: Pewnie, że tak. Omawialiśmy sprawy łapiąc dobre fale i nakręcając się pozytywną energią. Dla nas obu to było bardzo szczególne doświadczenie. Jak już wspomniałem Paul jest bardzo oddany temu co robi i bardzo kreatywny, wielokrotnie więc dochodziło do twórczych wymian poglądów między nami. Prosiłem go by coś zmienił pomimo, że wiedziałem jak bardzo uparty potrafi być, jeśli chodzi o swoje pomysły. Ale wtedy ja stawałem się uparty w tym jak bardzo zależy mi na tym by to coś zmienić i konflikt gotowy. Zawsze jednak udawało nam się osiągnąć kompromis z pożytkiem dla filmu.



SC: To dlatego, że obu wam tak bardzo zależało na wysokiej jakości efektu końcowego. To było wspólne dobro, nad którym pracowaliście.

RT: Paul jest artystą w swoim fachu, ma wizję i za to musiałem go szanować. Od wszystkich zaangażowanych w ten projekt należał mu się szacunek, również od rodziny Pastoriusa. Dla niego również było istotne jak zostanie pokazany w filmie Jaco, na równi z artystyczną stroną projektu. Starał się więc osiągnąć pewną równowagę w tym co robił. Zależało mi więc na tym by był zadowolony z swojej pracy, usatysfakcjonowany z swojego artystycznego punktu widzenia i nie czuł sie tylko jak wynajety pracownik. W czasie tworzenia tego filmu odmówił wiele innych propozycji pracy tylko dlatego by móc się skoncentrowac na tym projekcie. Wiele przez to poświęcił i jestem mu za to wdzięczny.

SC: Wydaje mi się, że poświęcenie było wsólną cechą wielu tych, którzy współpracowali przy tym filmie.

RT: Absolutnie. Roger, który pomagał mi zorganizować całą ekipę filmową i naprawdę wszyscy. Było ich tak wielu. Na przykład Michael Bidese, który zajmował się dźwiękiem, wielokrotnie pojechał z nami nagrać dźwięk podczas jakiegoś wywiadu kompletnie za darmo. Tak samo, asystent operatora kamery – Adam Kirkpatrick.

SC: Film w takiej postaci jak został pokazany na Mill Valley Film Festival to wersja juz skończona?

RT: Jesteśmy na ostatniej prostej, już widać metę. Mamy jeszcze drobne poprawki edytorskie do zrobienia, które ulepszą film jako całość. Do tego robimy jescze animację z Titmouse Animation, która będzie wstawiona w czasie napisów początkowych i końcowych. (...) To bedzie niesamowite. Jestem bardzo podekscytowany.

SC: Zatem kiedy film będzie ostatecznie skończony?

RT: Ścieżka dźwiękowa będzie gotowa około czerwca i chcielibyśmy, aby film ukazał się w kinach w tym samym czasie lub bardzo krótko po. W tej chwili zbieramy zaproszenia na różne festiwale filmowe i skupiamy się na detalach końcowych.

SC: Chcesz by te „ostatnie metry” były perfekcyjne?

RT: Dokładnie tak. Potem oczywiście będą kolejne wydarzenia, które bądą towarzyszyć premierom filmu na różnych festiwalach. Wiesz każdy chce jakoś świętować to muzyczne wydarzenie. Będą więc imprezy zroganizowane wokół tego, co Jaco lubił, co go inspirowało i tego co sam tworzył. Muzyka The Who, The Beatles, Weather Report, funk, R&B, James Brown. Wszyscy ci muzycy i gatunki muzyczne, o których wpominaliśmy wcześniej będą tam w jakiś sposób obecne. Najważniejsze tylko by gitara basowa była w centrum tego wszystkiego.

SC: Zatem możemy się spodziewać więcej takich wydarzeń jak koncert w Sweetwater. Będzie to też na takim samym poziomie?

RT: Nie, na pewno nie na TAKIM poziomie. Ale tamto było wspaniałym przykładem i podstawą do tego, co możemy robić w przyszłości.



I z tymi słowami na ustach Rob udał się pośpiechem na próbę do studia. Gdy tak patrzyłem jak odchodził, dało się u niego zaobserwować lekki uśmiech, ale i niewątpliwy wysiłek przeszywający każdy mięsień jego ciała. Wiedziałem jednak, że mam do czynienia z człowiekiem, którego niezmordowany entuzjazm sprawi, że takie drobnostki nie zatrzymają tej ludzko-muzycznej maszyny.

Wywiad oryginalnie opublikowany w 21 So What!, wydanie 4.
Autor: Steffan Chirazi
Tłumaczenie: Marcin “Imperius” Brańka


Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 5
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Predator lecz mów mi Andrzej
15.03.2016 20:49:48
O  IP: 82.143.187.35
To nic nie da, bo będą tutaj tylko moje komentarze i dwóch innych osób. Biedny Robert się załamie, że 98% planety ma w dupie jego projekt ;P
JamesGirl
15.03.2016 12:27:52
O  IP: 194.165.48.90
Predator...itd.

Napisz jeszcze z pięć komentarzy, że nie widzisz komentarzy, to trochę poprawisz statystykę tego newsa.

A co do treści newsa, to chętnie obejrzałabym ten film. Nie znam twórczości Pastoriusa, więc byłaby okazja coś się o nim dowiedzieć.

Predator lecz mów mi Andrzej
15.03.2016 10:11:10
O  IP: 82.143.187.35
Sądząc po ilości komentarzy w porównaniu do innych wiadomości tutaj mało kogo Pan Robert aka white socks interesuje ;P
_Egon_
14.03.2016 23:12:39
O  IP: 46.113.67.84
Jako fana głównie dawnej Mety nie interesuje mnie działalność Roba, na dodatek niezwiązana z nową płytą na którą tak naprawdę on nie ma wpływu i chcieć nie chce.
Predator lecz mów mi Andrzej
14.03.2016 17:43:46
O  IP: 82.143.187.35
Widzę lawinę komentarzy pode mną, rekord overkilla
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak