W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
The Frayed End of Sanity, recenzja utworu
dodane 21.11.2011 23:47:31 przez: ToMek
wyświetleń: 2827
Zaczynamy w naszym serwisie kolejny cykl – recenzji poszczególnych kawałków Metalliki, głównie tych z pięciu pierwszych płyt. Na pierwszy ogień idzie "The Frayed End of Sanity" i recenzja ze strony heavymetalmusicnews.com, przetłumaczony przez Olkę Hetfield, zachęcam do zapoznania sie:





Okładka "...And Justice For All" dokładnie przedstawia brzmienie całej płyty : zimno i szaro. Jest całkowicie ponura, co nie współgra z wizerunkiem Metalliki, o jakim czytałem będąc dzieciakiem. Tamta Metallica nosiła ciemne okulary, miała wariacko szeroki uśmiech, a czasem była nazywana Alcoholiką. Hetfield często pokazywał się z Gibsonem Explorerem, z napisem "More Beer" ("Więcej piwa"). Naukowcy nuklearni na płytach, szaleni imprezowicze w normalnym życiu - trudno jest to ze sobą połączyć.

"The Frayed End of Sanity" najlepiej pokazuje na AJFA, że jednak można. W zasadzie jest nawet dość zabawny. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, ale nie drwiący. Po prostu jest to "tak bezlitosne, tak prawdziwe, tak realne" ("so grim, so true, so real"), jak w wielu beznadziejnych sytuacjach, kiedy reaguję nerwowym śmiechem. Czarne dżinsy i czarny humor dobrze ze sobą współgrają. Wyobrażam sobie Jamesa Hetfielda, który sam sobie przybija piątkę kiedy kończy pisać "Height, hell, time, haste, terror, tension / Life, death, want, waste, mass depression" ("Wysokość, piekło, czas, pośpiech, terror, napięcie/Życie, śmierć, pragnienie, strata , masowa depresja"). Jest to piękny łamacz języka. Jest także aż na nadto ambitne; większość z nas w drodze do pracy nie zastanawia się nad tymi sprawami. Hetfield łączy obydwa pomysły w całość - zarówno komercyjny, jak i artystyczny - co jest nie lada wyczynem.

Mamy tutaj jeszcze wstęp, który jest żywcem wzięty z Czarnoksiężnika z Krainy Oz z "The Castle of the Wicked Witch. Z jednej strony nie ma to nic wspólnego z tekstem, z drugiej zaś jest bardzo na miejscu. Czyżby Hetfield sprytnie poddaje się swojemu ówczesnemu wyglądowi, gdy przypominał "Tchórzliwego Lwa" ? Wątpię, ale to działało, działa i zawsze będzie działać.



W końcu przyjrzyjmy się fragmentowi 4:04. To moment, w którym numer całkowicie się zmienia, budowany na ciągnącej się chromatyce motywowanej żwawymi akcentami Larsa Ulricha. Wszystko mogło się stać w tym momencie, co jest jedną z piękniejszych rzeczy w heavy metalu. W innych rodzajach muzyki, a przynajmniej w większości z nich, kiedy nadchodzi zmiana w utworze, wiemy, czego się spodziewać. Zazwyczaj jest to solo gitarowe albo mostek ze zmianą skali; we wczesnych latach '90 był to rap, wyskakujący znikąd. Metal nie jest uodporniony na te schematy, ale Metallica tak, umiejętnie wyznaczając nowe trendy; każda piosenka na ich pierwszych czterech płytach, miała swoją własną tożsamość.

Co z tego, że mamy jeszcze jeden riff. Jest szybki, łamiący nadgarstki, idealnie wchodzi jednocześnie złudnie łagodnieje. Do tego jest absurdalnym sukinsynem. Nie jest tak naprawdę potrzebny, ale brzmi świetnie i daje wiele nowych możliwości. Zespół korzysta z tych możliwości, harmonizując riff i modulując go, w trakcie typowych dla Kirka triol. Potem kolejna zmiana - riff przypominający styl NWOBHM wykonany z niesamowitą precyzją (bardzo w style Megadeth, nawiasem mówiąc), co w końcu prowadzi nas do głównego riffu.

To nie lada przejażdżka - fajnie się tego słucha i fajnie się to gra. Ale cóż to? Metallica nigdy nie zagrała tego kawałka na żywo w całości. Z jakiegoś powodu nie przepadają za nim. Ale to tylko oznacza, że ich Metallica różni się od mojej Metalliki, która zapewne różni się od Metalliki każdego z was. Jest to frustrujące dla fanów, którzy lubią szufladkować pewne rzeczy - jednak jest to też powód, dla którego Metallika ma tak wielu fanów.





Olka Hetfield
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 17
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak