W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Sunday z Apocalyptiką & relacja z Krakowa
dodane 14.03.2011 09:55:12 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 2415
W imieniu swoim i poznańskiego klubu Nota Bene zapraszamy w najbliższą niedzielę, 20-go marca, na imprezę pt. Sunday z Apocalyptiką. Start o godzi. 18:00 w klubie Nota Bene na ulicy Strzeleckiej 18 w Poznaniu. Na żywo zaprezentują się:


Jędrzej Suska (wiolonczela)
Marek Wawrzyniak (perkusja)
Piotr Pisula (gitara elektryczna)


Dodatkowo, na dużym ekranie obejrzeć będzie można koncert oraz teledyski Apocalyptiki. Wstep free!!! Nasz Fan Klub Overkill.pl jest jednym z patron medialnych imprezy.








Aby dodatkowo zachęcić Was do spędzenia wieczoru w klimatach Apocalyptiki poniżej relacja z ostatniego koncertu Finów w Krakowie, autorstwa James'Girl:


Paddy wstawił niedawno wspominkowy news o wizycie Metalliki w Polsce w 99 roku. Jednym z suportów była Apocalyptica. Pomyślałam, że jest okazja, aby podzielić się z swoimi spostrzeżeniami i odczuciami z ostatniego koncertu Apocalyptiki w Polsce. Koncertu promującego ich ostatnia płytę - 7th Symphony. Koncertu, na którym Apocalyptica zagrała również utwory Metalliki, pomyślałam wiec, że może być to niezły pretekst, aby napisać o nim na Overkillu. Jakby ktoś nie znał jeszcze Apocalyptiki, to przedstawię chłopaków:
Eicca Toppinen - wiolonczela
Paavo Lötjönen - wiolonczela
Perttu Kivilaakso - wiolonczela
Mikko Sirén - perkusja

Są z Finlandii i studiowali w prestiżowej Akademii Muzycznej im. Sibeliusa. Perttu uważany jest za jednego z najlepszych wiolonczelistów w Europie, w wieku 19 lat za swoje osiągnięcia muzyczne otrzymał dożywotnie miejsce w Helsińskiej Filharmonii. Reszta chłopaków też uważana jest za wirtuozów swojego instrumentu. Czyli jak widać, to nie tylko 4 młodych rockmanów, kochających grać ciężką muzykę na wiolonczelach.
Koncert odbył się 24 lutego w Krakowie, w Teatrze Łaźnia Nowa. Troszkę daleko od hotelu, w którym zatrzymałyśmy się z kuzynką, ale od czego taksówki? Po drodze pan taksówkarz (bardzo miły człowiek), opowiadał nam historyjki o Krakowie, o mijanych osiedlach, byłym lotnisku, na którym już wyrasta nowe osiedla, zabytkowych domach i zachęcał do zwiedzenia różnych zabytków, dzięki jego opowieści podróż zleciała dość szybko i wreszcie dojechałyśmy pod teatr. Byłam pozytywnie zaskoczona sprawną obsługą związaną z wpuszczaniem do teatru - co prawda były dwie dość długie kolejki, ale okazało się, że nie stałyśmy na niewiele ponad 5 minut, co mnie ucieszyło, bo na dworze było troszkę mroźnie. Wpuszczający skasowali nam tylko bilety nikt nie wymagał, abym otwierała torebkę - troszkę byłam zła na siebie, że nie wzięłam na koncert swojej lustrzanki, tylko prostą cyfrówkę kuzynki - ale kto wiedział? Przecież zawsze straszą, że nie wpuszczą na koncert z lustrzankami "

Już na sali okazało się, że na scenie stoją dwie perkusje, więc domyśliłam się, że jednak będzie jakiś support - w ogłoszeniach o koncercie i plakatach nie było wzmianki o innym zespole. Tym zespołem był niemiecki A-Life Divided -jak się później dowiedziałam. Pierwszy raz słyszałam ten zespół, ale przyznam się, że "kopnął" mnie już od pierwszych taktów. I w przenośni i dosłownie - perkusja była tak głośna, że każde uderzenie w centralę odbierałam jak potężny kop w żołądek, co mi się nawet podobało. Linki do zdjęć z występu A Life Divided i ich oficjalnej strony znajdują się tutaj: rockmetal.pl, a-life-divided.de.


Zaśpiewali kilka utworów. Niestety nie wiem jakich, bo kompletnie nie znam ich repertuaru. Jednak muszę stwierdzić, że bardzo mi się podobał ich występ. Nieźle też rozgrzali publiczność, dość spora grupka ludzi szalała na środku sali w młynie. Uważam, że wyszło im to bardzo bobrze. Fajnie grają, wokalista ma dobry, mocny głos o przyjemniej barwie. Jestem pewna, że zacznę śledzić ich poczynania. :)


Po ich występie nastąpiła oczywiście przerwa techniczna, która jednak przeciągała się okropnie długo i publiczność zaczęła się niecierpliwić. Jednak szybko wybaczono chłopakom, gdy tylko zgasły światła i rozległy się pierwsze nuty klimatycznego On the Rooftop With Quasimodo. Po nim szalony 2010, w którym królował perkusista - nie można go, co prawda jeszcze porównać do Lombardo (który na płycie gra w tym utworze na płycie), jednak trzeba powiedzieć, że Mikko sobie radzi w tym utworze bardzo dobrze. Dwa pierwsze utwory pochodziły z najnowszej płyty . Chwilę oddechu od nowości dał utwór Grace z płyty Worlds Collide. A następnie? Master!!! Jak zwykle zagrany przez Apocalyptikę z wielką energią. Harmonia w wykonaniu chłopaków przepiękna, aż coś w sercu pika! Paavo szalał po scenie, podpowiadał słowa, publiczność śpiewała, wszyscy się wspaniale bawili. Pełny odlot!




Po Masterze powrót do nowej płyty. Tym razem utwór End Of Me - pierwszy, który promował nowy album. Na wokalu (często ostatnio gościnnie występujący z Apocalypticą) Tipe Johnson - znany z Leningrad Cowboys. Co prawda ma on zupełnie inna barwę głosu niż Gavin Rossdale wykonujący ten utwór w oryginale, jednak jego interpretacja jest równie piękna. Podobnie pięknie Tipe zaśpiewał następny utwór I'm Not Jezus, z płyty Worlds Cllide i wyszło mu to nie gorzej niż Corey'owi Taylorowi, który śpiewa ten utwór na płycie. Publiczność stanęła na wysokości zadania i śpiewała słowo w słowo z wokalistą - obydwa utwory. Fantastyczna atmosfera!

Po tych chóralnych śpiewach Apocalyptica ustawiła się na środku sceny, aby celebrować następny utwór Metalliki - One. Zabrzmiał na początku niczym jakiś utwór barokowy, Eicca grał linię wokalu, Perttu szarpał palcami struny grając wspólnie z Paavo linie basu i gitary prowadzącej. Piękne melodyjne, spokojne," ale oczywiście do czasu, bo to przecież One! Dlatego, po pewnym czasie wiolonczela Perttu zaczęła imitować odgłos serii karabinu maszynowego, następnie dołączyła perkusja i zaczęła się muzyczna masakra, połączona z wymachiwaniem łbami na scenie i poniżej niej. One w wykonaniu Apocalyptiki (szczególnie jego spokojna część) moim zdaniem, nabiera jakby innego wymiaru.



A później? Było już tylko mocniej i brutalniej, bo chłopaki na tapetę wzięli Refuse / Resist Sepultury. Jakbym nie znała Apocalyptiki to bym myślała, że takich dźwięków nie da się wycisnąć z wiolonczeli - jednak oni to potrafią. Fantastycznie jest to usłyszeć na żywo! Po tej olbrzymiej dawce energii całkowite wyciszenie. Dwa przepiękne, spokojne utwory. Słodki Beautiful i wręcz monumentalna, wzniosła Sacra - obydwa z najnowszej płyty. W pierwszym z nich Mikko gra na wiolonczeli. Podczas zapowiedzi Eicca żartował, że Mikko wygląda bardzo sexi z wiolonczelą, w odpowiedzi na to publiczność powitała Mikko wychodzącego z wiolonczela na scenę, skandowaniem jego imienia.

Obydwa utwory zagrali z wielką pasją, natchnieniem, miało się wrażenie, że jakby unosili się nad sceną, a mnie się wydawało, że unoszę się razem z nimi. Przepiękne! Mogłabym tego słuchać bez końca. Jedynym zgrzytem według mnie, było rytmiczne klaskanie publiczności podczas utworu Sacra. To jest moim zdaniem tak mistyczny utwór, że powinno się go kontemplować w ciszy, aby nie uronić ani jednej, nawet najcichszej nutki.

Całości nostalgicznego klimatu dopełnił równie piękny - Bittersweet - z płyty Apoclyptica. W oryginale śpiewany przez Ville Valo i Lauriego Ylönena. Miał to być (w założeniu zespołu) utwór wykonany wyłącznie instrumentalnie, ale publiczność pokrzyżowała plany zespołu i pięknie odśpiewała całą partie wokalną tego utworu. Muzycy byli pozytywnie zaskoczeni tymi śpiewami widać było, że podoba im się to bardzo, Pavoo kręcił głową z uśmiechem. Zrobiło się bardzo magicznie.



Po tej potężnej dawce pięknej, spokojnej i romantycznej muzyki. Do mikrofonu dorwał się Perttu. Przedstawił z humorem zespół i powiedział, że przyjechali skopać nam tyłki, a potem zawile zaczął zapowiadać swój ulubiony utwór. Dał do zrozumienia, że jak się dorwał do mikrofonu, to nie wypuści go tak szybko z rąk " i pewnie gadałby z godzinę, gdyby zza perkusji nie wyskoczył Mikko i nie zapowiedział Last Hope z płyty Worlds Collide (w oryginale z Davem Lombardo przy bębnach). Po raz kolejny Apocalyptica udowodniła nam, że z wiolonczeli można wydobywać odgłosy, jakich by się nikt nie spodziewał po tych instrumentach, a Mikko, że jest całkiem niezłym pałkerem.

Utworem Bring Them to Light zespół powrócił do najnowszej płyty - szybki, energetyczny, metalowy utwór z mocnym wokalem, zaśpiewany w oryginale przez Joe'go Dunplantiera z Gojiry - na koncercie zabrzmiał on równie energetycznie, a wokal Tipe był naprawdę drapieżny. Metalowy klimat został pociągnięty i usłyszeliśmy dwa covery - Seek& Destroy Metalliki i Inquisition Symphony Sepultury. Obywa to czyste szaleństwo wykonania na scenie (aż trudno uwierzyć, że można tak szybko operować smyczkami) i odbioru pod sceną (niektórym mało głowy nie odpadły od machania, a młyn skosił z nóg kilku ludzi). Niestety nie znalazłam na YT filmiku z Krakowa, z wykonaniem Seeka [zamieszczam więc wykonanie z Argentyny, przyp. ToMek].





Po Inquisition Symphony, zespół pożegnał się z publicznością i zszedł ze sceny, zgasło światło, niektórzy nawet zaczęli udawać się do szatni " Jednak zdecydowana większość z nas została. Zaczęliśmy skandować nazwę zespołu, klaskać i tupać " Iii jednak pomogło! Choć wydawać się mogło przez chwilę, że nic nie wskóramy. Po dość długim czasie (ale jednak!), zespół powrócił na scenę. Niby wszyscy zdawali sobie sprawę, że to zaplanowane, bo chłopaki zawsze wychodzą na bisy, jednak fajnie mieć wrażenie, że wyjątkowo tylko dla nas są bisy.

Ciemność rozświetlały zainstalowane na główkach wiolonczeli światełka - ciekawy pomysł, bardzo ładnie to wyglądało. Zagrali At the Gates of Manala pierwszy utwór z najnowszego krążka i znów zespół potwierdził, że z wiolonczelami potrafi zrobić wszystko - jakbym nie widziała, że grali na wiolonczelach pomyślałabym, że na scenie znajduje się choć jedna gitara, a momentami dwie.

Pożegnali się znów z publicznością i zniknęli. Jednak nie daliśmy za wygraną i w rezultacie (po tym razem dość krótkim czasie) wrócili na scenę w towarzystwie Tipe i usłyszeliśmy I Don't Care (z płyty Worlds Collide - w oryginale wokal Adama Gontiera). Potem Eicca poopowiadał troszkę o ich obecnej trasie koncertowej, powiedział też, że fantastycznie jest widzieć wielkie pomieszczenie pełne uśmiechniętych ludzi. Podziękował za to, że ich ostatnia płyta właśnie osiągnęła w Polsce statut złotej płyty - zdaliśmy celująco test z muzyki. A następnie spytał, czy chcemy jeszcze coś usłyszeć. Oczywiście zaczęliśmy się drzeć: Yeeeaahhhh "

I zagrali! Zagrali coś, o czym marzyłam jadąc na koncert, żeby to usłyszeć. Zagrali swoją aranżację mojego ulubionego utworu Edwarda Griega - Hall of the Mountain King (W grocie króla Gór) - która ukazała się na krążku Cult. Cudowny utwór! Fantastyczna aranżacja chłopaków z Apocalyptiki! Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego zakończenia tego koncertu! Pełny odlot! Nirwana! Bardziej bym się cieszyła chyba tylko z Not Strong Enough z Brentem Smithem na wokalu (jego głosu w tym utworze nie zastąpi mi nikt - nawet Tipe) , ale to raczej marzenie poza zasięgiem.

Koncert ten udowodnił mi, że Apocalyptica to wspaniali muzycy, bardzo sprawni instrumentaliści, a w dodatku bardzo sympatyczni faceci, potrafiący dać wspaniały show. Eicca jest bardzo dobrym frontmanem, w przerwach między utworami rozmawiał z publicznością. Przed którymś z kawałków z nowej płyty (zabijcie, mnie, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć przed którym) zapytał publiczności ile osób już skopiowało ich najnowszą płytę sieci i bardzo był rozbawiony, gdy większość podniosła ręce do góry. Jako, że piszę te swoje spostrzeżenia na Overkillu moim obowiązkiem jest napisać, że kilkakrotnie z wielkim szacunkiem wspominał Metallikę.


Setlista:
1. On the Rooftop With Quasimodo
2. 2010
3. Grace
4. Master of Puppets (Metallica cover)
5. End Of Me
6. I'm Not Jesus
7. One (Metallica cover)
8. Refuse/Resist (Sepultura cover)
9. Beautiful
10. Sacra
11. Bittersweet
12. Last Hope
13. Bring Them to Light
14. Seek & Destroy (Metallica cover)
15. Inquisition Symphony (Sepultura cover)
16. Encore:
16. At the Gates of Manala
17. I Don't Care
18. Hall of the Mountain King </center>


To tyle moich zachwytów! A jakieś negatywy? Do muzyków nie mam żadnych! Nagłośnienie - moim zdaniem zbyt głośna była perkusja, czasem troszkę przygłuszała wiolonczele - ale nie był to zbyt wielki mankament przeszkadzający w słuchaniu. Co jeszcze? Wieczny problem koncertów ludzi niezbyt wysokich - problem z dryblasami przepychającymi się do przodu i zasłaniającymi cały widok - na zasadzie jestem silniejszy, to łokciami utoruję sobie drogę - nieważne, że inni ludzie przyszli wcześniej, aby zająć miejsce bliżej sceny. Cóż, rozwiązania siłowe są nadal skuteczne.

Ponadto machanie łbem (z długimi spoconymi włosami) w tłumie ściśniętym jak sardynki w puszce. Sala była dokładnie zapełniona, miejscami ludzie stali dość szczelnie upchani, obok mnie dziewczyna dostała prosto w oko takimi mokrymi włosami, aż zawyła z bólu, a po jakimś czasie wycofała się - nie wiem, co z nią było dalej, ale wiem, że to bardzo boli, a nawet może uszkodzić oko. A winowajca na zwrócona mu uwagę zdziwił się, co ludzie chcą od niego? A może by tak pomyśleć trochę i w takim tłoku zrezygnować z wymachiwania łepetyna i biczowania włosami wszystkich dookoła? Ale cóż - chamstwa jest wszędzie pełno.

Co jeszcze? Ceny koszulek - 80 zł za koszulkę niezbyt dobrej jakości bawełny, to naprawdę moim zdaniem za drogo" Hm! Tak mi się przynajmniej wydawało, ale nazajutrz okazało się, że to i tak o 19 zł mniej, niż na jednym ze stoisk, w jednej z Krakowskich bram, gdzie sprzedawano koszulki z logo różnych zespołów. Ale najgorzej było z szatniami! Organizatorzy się całkiem nie popisali. Po koncercie tłum rzucił się do szatni, a tam zator, tłok i ścisk. Nie wiem ile było ludzi w tej szatni gdzie, stałyśmy, ale zobrazować ogrom tłumu można tym, że jako tako rozluźniło się dopiero po ponad godzinie.
Aha! I oczywiście odwieczny problem wody - po koncercie można było kupić tylko piwo i pepsi - za która płaciło się jak w restauracjach najwyższej kategorii. Po prawie godzinie tłoczenia się do szatni, szczęśliwe, że wreszcie mamy swoje ubrania, nareszcie mogłyśmy wrócić do swojego hotelu. Pan taksówkarz, który wiózł nas do hotelu, był równie rozmowny jak ten poprzedni. Po przyjeździe do hotelu okazało się, że mieszkamy na tym samym piętrze, co chłopaki z A Life Divided. Wbrew opinii o rockmanach, nocą nie było słychać żadnych balang z ich pokojów, na korytarzach nie kręciły się żadne groupies, nie było słychać odgłosów demolowania mebli " Cisza! Spokój!

Ale najważniejsze były wrażenia z koncertu. Było wspaniale, naładowana zostałam wielką dawką pozytywnej energii, muzyka zaś brzmi do dziś w uszach - moja kuzynka jest równie zachwycona jak ja. Z naszych zdjęć tylko kilka jako-tako nadają się do obejrzenia i te przesłałam ToMkowi. Zaś dla zainteresowanych linki do dobrych zdjęć z tego koncertu, jakie znalazłam w Internecie:
rockmetal.pl, rockmetal.pl.

Nazajutrz wybrałyśmy się na zwiedzanie Krakowa. I muszę przyznać, że jest on naprawdę piękny, aż było mi szkoda, że miałam na zwiedzanie tylko półtora dania. Niemniej muszę powiedzieć, że jestem zachwycona tą wycieczką, przywiozłam z niej pełno pozytywnych wrażeń i pięknych zdjęć. I muszę napisać jeszcze o jednym miejscu jakie mnie oczarowało w Krakowie. Restauracja Hard Rock Cafe. Może nie poczytacie mi to za kryptoreklamę, ale muszę wspomnieć o wspaniałym muzycznym klimacie tego miejsca. Cały czas z głośników i licznych monitorów słychać muzykę rockową. Sufit wyłożony jest talerzami perkusyjnymi, w przeszklonych gablotach wiszą osobiste rzeczy przekazane przez muzyków lub ich rodziny.



Kurtka Elvisa, okulary Eltona Johna, szalik Johna Lennona, mikrofon Roberta Planta, ustna harmonijka Boba Dylana, poncho Jimmiego Hendrixa, bolerko-czarny motyl Briana Maya, miecz Iron Maiden i pełno gitar z autografami: Van Halen, Sex Pistols, Police, Def Leppart, The Clash, Kiss i najbliższa memu sercu - biała V-ka Metalliki. I do tego jeszcze niesamowicie mili barmani i kelnerzy serwujący pyszne drinki i żarełko.

Niestety! Wszystko co dobrze kończy się zbyt szybko - dziś z rana powitała mnie szarość dnia powszedniego - jednak wspomnienia wspaniałych chwil z Apocalyptiką i jej muzyka zostaną ze mną na długo. Jeśli ktoś nie był na koncercie Apocalyptiki polecam! Ich koncert to wspaniałe, energetyczne przeżycie.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie
James'Girl
Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 10
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak