W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Spóźnione odkrycia: nie cierpiałem Metalliki
dodane 24.02.2011 00:44:57 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1085
Kilka dni temu poprosiliśmy chętne osoby, do pomocy w tłumaczenia materiałów do newsów. Efekt czyli liczba zgłoszeń od chętnych osób przeszedł nasze oczekiwania - dziękujemy!!!


Poniżej artykuł z witryny NPR.org, który przetłumaczył dla nas barteq_0812, zachęcam do przeczytania:



Spóźnione odkrycia: nie cierpiałem Metalliki



Autor: LARS GOTRICH

"O, masz na imię Lars? Tak jak ten bębniarz z Metalliki?"


Nigdy nie słyszałem "Kill 'Em All", "Ride the Lightning", "Master of Puppets", i ""And Justice for All" - klasycznych albumów Metalliki z lat '80.Dla niektórych fanów już samo istnienie tych albumów jest dla Metalliki gwarancja jej wiecznej, nieprzemijającej chwały, bez względu na muzyczne wtopy, które zaliczyli później - jak to zgrabnie ujął Scott Kelly z legendarnej formacji Neurosis.

To nie tak, że nie zdaję sobie sprawy z wagi tych albumów, albo po prostu nie trawię wszystkiego, co wyszło poza "Czarnym Albumem" (płyty, na której był "Enter Sandman"). Nie, kwestia swoistej niechęci do Metalliki i, co za tym idzie, nieznajomości tych płyt to historia sięgająca jeszcze czasów mojego gimnazjum. Nauczyciele wpadli na poroniony pomysł integracji wariujących ośmioklasistów z naiwnymi i potulnymi sześcioklasistami i zarządzili wypełnianie półgodzinnych ankiet w trakcie przerwy - co ja, jako pilny uczeń, zamierzałem wykonać. Dziesięć minut później podeszło do mnie dwóch najaranych gości, wyglądających i zachowujących się jak klony Beavisa i Butt-heada. Myślałem, że zaraz ukończę tą cholerną ankietę i będę wolny. Nic z tych rzeczy.


"Hej, masz na imię Lars?"

"Taa."

"Masz coś wspólnego z bębniarzem Metalliki?"







Nie oglądać w pracy: Lars, jego kolczyki w sutkach i pomysły na bluźnierstwa religijne w latach '90.






Nie wiedzieli, że taka bezmyślna logika kojarzenia mojej osoby z Larsem Ulrichem i Metalliką ciągnęła się za mną przez lata. "O, masz na imię Lars? Zupełnie jak ten bębniarz"", "Taa, wiem". Co gorsza, nawet nazwiska mieliśmy podobnie brzmiące.


Mojemu muzycznemu odkryciu nie sprzyjały również czasy. W 1996 roku lokalna stacja radiowa do znudzenia grała "Until It Sleeps". Później w liceum kumpel, który podwoził mnie do szkoły bez końca słuchał podszytego nieprzekonującym grungem "Load" oraz ciut lepszego, ale nadal średniego "Reload". O, potem była jeszcze ta płyta z orkiestrą, ale o niej może lepiej w ogóle nie wspominać. Niechęć do Metalliki po prostu zakorzeniła się w mojej głowie. A kiedy w liceum zacząłem słuchać hardcore i metalu, to awersja ta pogłębiła się jeszcze bardziej. W momencie, w którym do mojego muzycznego świata wkroczyli Slayer, Bathory i Black Sabbath, Metallica zupełnie przestała się dla mnie liczyć. Moje metalowe korzenie były w pełni ukształtowane.






Cytując Butt-heada: "Lars skopałby dupsko Lurchowi."




Ale ostatnio, dla picu, kupiłem w sieci "Kill 'Em All", "Ride the Lightning", "Master of Puppets" i "...And Justice for All". Sprzedawca, od którego nabyłem płyty próbował ukryć fakt, iż tak naprawdę były to piraty z naklejkami "niska cena" - brawa za świetne wykonane kopie. Lars byłby wniebowzięty. Swoje odkrywanie zacząłem od "Master of Puppets" - i na tym poprzestanę, dopóki zupełnie nie przetrawię tej płyty. Jak dla mnie maratony polegające na słuchaniu całej dyskografii są męczące i - bądźmy szczerzy - nie dają pełnego obrazu artysty w sposób, w jaki tego oczekujesz. Takie podejście w stylu: "muszę-ściągnąć-całą-dyskografię" zwyczajnie nie daje szans na zgłębienie wszystkich szczegółów i niuansów muzyki.

Już po paru przesłuchaniach stwierdziłem, że "Master of Puppets" i "Welcome Home (Sanitarium)" to arcydzieła, ni mniej, nie więcej. Te piękne fragmenty w numerze tytułowym mają wręcz wyzywający charakter pośród tego całego kontrolowanego chaosu w reszcie utworu. James Hetfield wręcz desperacko śpiewa "Your life burns faster" zanim obie gitary porywają nas w kolejną zwrotkę dźwiękowej furii. To jeden z tych rzadkich przykładów, kiedy słowa są idealnie uzupełniane przez muzykę - takiego zróżnicowania i finezji po Metallice zupełnie się nie spodziewałem.







Bądź posłuszny swemu panu: obetnij włosy.



Cały album "Master of Puppets" to dzieło sztuki, pełne strachu i trochę na krawędzi szaleństwa. Ma przy tym przemyślaną konstrukcję - w drugiej części płyty mamy czystą thrashową zawieruchę w postaci "Disposable Heroes", która poprzedza utrzymany w standardowym stylu "zwrotka-refren-zwrotka" utwór "Lepper Messiah". Mimo, że ten numer nie jest czymś niesamowitym, to w kontekście następującego po nim nastrojowego, niemalże hipnotycznego instrumentala ("Orion" - przyp. barteq_0812), a potem wieńczącego album strzału pod postacią "Damage, Inc.," jest po prostu momentem na złapanie tchu - choć i tak cały czas nadal macham głową.

Wierzę, że każdy słyszy dany album czy utwór w odpowiednim dla siebie momencie. Jeśli dopiero teraz poznajesz "Pet Sounds" Beach Boysów, to cała popowa magia tego albumu staje się jeszcze bardziej sugestywna. Jeśli, z jakiegoś powodu, słuchasz "Slow Train Doming" Boba Dylana zanim zapoznasz się z "Blonde on Blonde", to poznawanie tych płyt w odwrotności chronologicznej daje ci zupełnie inną, unikalną perspektywę. Teraz, kiedy do mojego leksykonu wkroczył "Master of Puppets", to moje ostatnie muzyczne objawienie - Agalloch (amerykańska grupa post black metalowa - przyp. barteq_0812) zyskuje nowy wymiar. Okazuje się, że te dwie kapele, znajdujące się przecież na dwóch różnych końcach metalowego spektrum, niespodziewanie okazują się tworzyć równie piękną i jednocześnie szorstką muzykę - tyle przy zastosowaniu zupełnie innych środków wyrazu.

Następne w kolejce jest "Ride the Lightning". Nie mogę się doczekać.


barteq_0812
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 16
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak