W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Smutne ale prawdziwe: O tym jak Black Album wypromował i zrujnował Metallikę
dodane 29.12.2011 00:18:57 przez: ToMek
wyświetleń: 4358
Smutne ale prawdziwe: O tym jak Black Album wypromował i zrujnował Metallikę

Źródło: http://blogs.sfweekly.com
Tłumaczenie: Morgoth Palantir


Muzyka popularna jest przepełniona odskoczniami i różnymi koncepcjami. Początki niektórych z gatunków lub nurtów są rozpoznawalne, analizowane i stają się ponadczasowe: pokój nagraniowy z tyłu szkoły, w którym jammowano na 1520 Sedgewick Avenue na Bronxie, ten upadek wzmacniacza z dachu auta, ta wędrowna piosenka na Tutwiler, Miss., w zajezdni. Całkiem niedawno Internet został praktycznie zapchany wielką ilością uznania dla ponownego wydania 20-letniej płyty Nirvany - Nevermind, której przypisuje się rozpoczęcie gruntownej zmiany w muzyce jaką był grunge. Wspominam to wszystko, gdyż ostatnio sporo myślałem o Metallice - trochę o ich współpracy z Lou Reed przy produkcji 19-minutowego nagrania kiedy uważałem, że tylko Joannie Newsom taki nonsens może ujść na sucho i jeszcze trochę o niezręcznym przypadku podczas rozdania pierwszych nagród muzycznych kiedy to pomylono Larsa Ulricha z Mobym. Ale w większości rozmyślałem o firmowej płycie Metalliki - Czarnym Albumie i dlaczego dwudziestolecie tej płyty wywołało tak przewidywalną i nudną reakcję wśród tych osób, których głównym zadaniem jest moczenie gaci za każdym razem, gdy dochodzi do takich wydarzeń.





Teraz, obojętności zespołu nie brakuje na pewno kilku pięknych faktów i równie wielkich liczb: 15 milionów kopii sprzedanych w USA (dla porównania, Nevermind sprzedał się w ilości 10 milionów egzemplarzy), trzy single znajdujące się w rankingu Billboard Top 40, dwuletnia trasa w którą wliczone było 300 koncertów w 37 krajach. Metallica przebiła każdego wydanego rockowego longplaya co było istotne dla przemysłu rozrywkowego - era, kiedy status diamentowy płyty osiągały z częstotliwością raz na trzy miesiące, (Od 1967, 107 longplayów sprzedało się w 10 milionach egzemplarzy lub więcej; 43 zostały wydane przed 1990) to całkiem imponujący wyczyn. Podejrzewam że ta obojętność leży w tym co Metallica bezprecedensowo osiągnęła. Nevermind zapoczątkował nurt, który ludzie ówcześni porównywali do umiejętności Nirvany do przeinaczenia wysiłków poprzedników w coś oryginalnego i całkiem świeżego. Metallica zaś zapoczątkowała drugi akt. Oczywiście, Czarny Album był swego rodzaju odskocznią, świetnie brzmiącą próbą mającą na celu zmienić thrash metal w coś bliższego popowi, ale żaden artysta nie zdołał wpasować tam tej muzyki. Każda taka próba kończyła się zanim zaczęła; Metallica zaś wynalazła sposób na świetne połączenie thrashu i popu za jednym zamachem.

Dwadzieścia lat później "Enter Sandman," ze ścianą dźwięku podobną do stylu Phila Spectora, uderza tak samo mocno jak za pierwszym razem. W "Sad But True" i "Don't Tread on Me" intensywność melodii jest tylko nieznacznie zaznaczona, podczas gdy w poprzedniej piosence była przedstawiona pełniej i wyraźniej. Podczas gdy "The God That Failed" i "The Unforgiven" zawierały bardziej nowoczesny groove. Metallica od dawna pisała dobre piosenki; na Czarnym Albumie, członkowie zespołu stali się świetnymi kompozytorami. Album ten jest, mówiąc pod względem stylu gry, niesamowicie nierówny. Wygląda to tak jakby zespół był zamknięty w małym pokoju i zmierzał w dwóch innych kierunkach jednocześnie trzymając klamkę jednych drzwi, a nogę na drugich. (Wygląda to tym śmieszniej kiedy wyobrazicie sobie, że obok stoi ich producent Bob Rock, oscylując od subtelnego podkopywania do otwartego poniżania.) To był konkurs pomiędzy tym gdzie zmierzał zespół, a tym gdzie był i zdobywał inspirację.



W tym samym czasie, Metallica zawsze znaczyła, że ich poprzednie osiągnięcia zawsze mogły być zrobione tylko przez pewien rodzaj bólu, wyniosłe tony, jakie można przypisać nekrologom. Ukłońcie się i odrzućcie rogi tak poważnie, jak tylko potraficie, tak jak album do tego namawiał. "Stara" Metallica odeszła grać ten metaforyczny wielki koncert w niebiosach. Logo zespołu oznaczało teraz dobrą markę. Chłopaki przestali grać w jednej tonacji. Porzucili nawet kostki na rzecz gry palcami! Reakcja na album Metalliki wydany we wrześniu '91 była ogromna, był bezpośredni i bardzo dzielący. Nawrócił wielu (na przykład mnie; wcześniejsze trzy lata byłem przykuty do hip hopu), dla których był punktem wejścia w całą dyskografie zespołu. Metallica szybko stała się naszą nieprzemijającą obsesją, skutecznie gasząc zapał do grunge'u. (Metallica mocno ściskała mój malutki świat w rogu przedmieść, gdy jeden z moich przyjaciół po raz pierwszy zobaczył teledysk Temple of the Dog - Hunger Strike. Z początku wydawało mu się, że to projekt poboczny Kirka Hammetta. Był tam otwarcie kopiowany.)

Wielu ze starych fanów ciepło powitało zmianę stylistyki. Inni nie zareagowali tak pozytywnie; znałem takich hardcorów którzy doznawali widocznych ataków złości kiedy słuchali płyty - coś jak zaciśnij-pięści-i-gadaj-przez-zaciśnięte-zęby w złości, w końcu zostawili ich koszulki "Metal Up Your Ass" głęboko w szafach i przestali słuchać zespołu już na zawsze. Cytaty sprzed premiery - Lars: "Zawsze myśleliśmy o sobie jako 'Wielkiej Złej Metallice,' ale Bob [Rock] pokazał nam nowy świat, o którym wcześniej nie mieliśmy pojęcia: wzruszenie" - tak samo jak anegdoty ze studia, taka jak o Hetfieldzie znajdującym wenę w "Nikczemnej Grze" Chrisa Isaaca tylko wzmacniały wrażenie że zespół dał się pochłonąć komercji i już nigdy nie będzie taki sam jak dawniej. Po Czarnym Albumie głównym tematem przewodnim grupy było pokazywanie jej dwóch twarzy. Coś jak "nowa" Metallica" mająca nieco niższy splendor niż ta "stara" Metallica, która rozwijała skrzydła i wspinała się na szczyty kariery. Jednocześnie, każda decyzja "nowej" Metalliki - nawet trywialna (ścięcie włosów), albo poważna (zagranie z orkiestrą) - jest oceniana poprzez system wartości "starej" Metalliki. Tak ważny, niczym nienaruszony fundament przeszłości ("nowa" Metallica żyje już dwa razy dłużej niż "stara") jest niezmiennie używany aby ocenić nieprzewidzianą przyszłość. To tak jakbyś dowiedział się, że goście od Pulitzera odrzucili Twoją kandydaturę, bo trzy dekady temu czytałeś zbyt wiele Młodych, Niepokornych, a potem zawalił wypracowanie w podstawówce.



To wszystko składa się na to jak unikalnie zespół jest osądzany: członkowie zespołu nigdy nie byli oceniani przez spektrum rówieśników czy prekursorów, ale zawsze przez siebie samych. Oczywiście taka krytyka pomija fakt, że "stara" Metallica nigdy nie miała okazji nawet liznąć czy rozmyślać na temat decyzji artystycznych podjętych przez "nową' Metallikę. (Drobna dygresja: Jednym z najbardziej fascynujących skutków ubocznych - przynajmniej dla mnie - jest to jak często fani przywołują nazwisko Cliffa Burtona, zarzekając iż jeżeli basista wciąż by żył ocaliłby Metallikę od zejścia ze szlaku zarówno pod względem artystycznym jak i estetycznym. "Jeżeli Cliff by tu był, nigdy nie zgodziłby się na makijaż jaki miał Lars na teledysku do Until It Sleeps!"). Aktualnie głównym sposobem fanów na przedłużenie wielkości "starej" Metalliki jest wychwalanie jej czystości. Oznacza to ni mniej ni więcej, że w swoich początkach zespół radośnie egzystował na peryferiach i witał do centrum tylko po to aby je olać. To także oznacza że zbliżenie "starej' Metalliki do sfery mainstreamu jest często przesadzone (słyszałem jakoby zespół sam zrezygnował z grania na Saturday Night Live w '87, a nie dlatego, że Hetfield złamał wtedy rękę) albo obustronnie ignorowane (na przykład gdy grali podczas rozdań nagród Grammy na dwa lata przed wydaniem Black Albumu). Oznacza to także iż granice owej czystości zawsze były płynne. Jeżeli ostatnie nagrania nie są dość "heavy" pod względem dźwięku, to termonuklearne riffy charakteryzowały się tą czystością. Albo jeżeli ostatnie nagrania nie są wystarczająco "mroczne" pod względem tekstów, obrazy kojarzące się ze śmiercią w pełni z tą czystością się zgadzają. I tak dalej i tak dalej.

Metallica zawsze kroczyła po cienkiej, czerwonej linii - album który podbija i dzieli, który otwiera i zamyka, który funkcjonuje jednocześnie jako koncepcja i inspiracja. Nigdy nie była odskocznią, którą muzyka popularna tak uwielbia, ale była wielką, grubą manifestacją zamykającą pierwszą dekadę twórczości zespołu.

Morgoth Palantir
Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 25
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak