W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Relacja z końca Death Magnetic Tour w So What!, cz.3
dodane 10.04.2011 17:12:07 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1440
"Hej Marcus, tu Lars z Metalliki, jak leci?" - tymi słowami rozpoczęła się pewna telefoniczna rozmowa Marcusa Teague, dziennikarza witryny TheVine.com.au, z Larsem. Marcus miesiąc wcześniej napisał relację z pierwszego koncertu Metalliki w Melbourne (znajdziecie je tutaj) i właśnie ta relacja (w której opisał on Larsa jako 'powykręcanego elfa', plującego na swoich fanów) skłoniła Larsa, do poproszenia Marcusa o dołączenie do zespołu na cztery dni i napisanie relacji z ostatnich koncertów trasy Death Magnetic. Pierwszą część relacja Marcusa zamieściliśmy tutaj, drugą tutaj, poniżej część trzecia, ostatnia, którą również przetłumaczył dla nas Paddy, dziękuję!!




Jest niedziela, ostatni dzień koncertów w Melbourne, a tym samym ostatni na trasie. Znów rój fanów czeka na zewnątrz poczekalni hotelowej. Przechadzam się do jednego z nich i pytam, czy zespół już wyszedłe. "Nie," mówi. "Ale widzieliśmy ich samochody." Pytam jakiegoś rozsądnego gościa w plastikowych okularach przeciwsłonecznych i ogromną kozią bródką, czemu tutaj czeka. "Nie wiem, naprawdę. Nigdy tego nie zrobiłem dla żadnego innego zespołu," grzebie w pamięci. "Nie jestem jednym z "tych" facetów. Po prostu" kocham ich." Dzieciak obok nagle czmycha do auta, a ja z kolei, aby zobaczyć Roba wyłaniającego się, by rozdawać autografy. Krąg fanów. Ostrożnie rozwijających plakaty, okładki CD, powolna, ale przyrostowa erozja osobistej przestrzeni Roba. W kuluarach Tom czeka na odjazd i razem patrząc na podjazd i dyskutujemy o fanach czekających pod hotelami na całym świecie. Mówi mi, że jedną z reguł, jaką mają dla nich, to brak możliwości zrobienia zdjęcia członkowi zespołu podpisującego gitarę. Powodem, jak mówi jest to, że to może być potem wykorzystane jako dowód autentyczności, kiedy sprzedawca na eBay próbuje to zastawić. Nie pomyślałem o tym wcześniej.

"To będzie wolnoamerykanka. Czuję to." Aron Michalski, techniczny gitarowy zespołu w pokoju prób przenosi rzeczy do kąta gitarowego Hetfielda na scenie. Miejsce jest puste, olbrzymie trumny z reflektorami wiszące bezradnie nad naszymi głowami jak ciężko śpiący strażnicy. Jak podejrzewałem w mojej recenzji z pierwszego koncertu, zespół nie używa pedałów gitarowych na scenie (z wyjątkiem pedału wah Kirka w kluczowych punktach). Jak widzę tutaj teraz w dole, każdy z techników gitarowych ma 15-przełącznikową konsolę pedałową u swoich stóp, dzięki której mogą zmieniać dźwięk - od czystego przez skrzypienie (trzeszczenie) do zmieniającego się, itd. - przez cały koncert. Pozostawiając naszych pędzących bohaterów, aby na scenie nie byli skrępowani takimi błahostkami. Znajdowanie we mnie purysty jest trochę nieuczciwe; choć zgadzam się, że koncert zespołu nie byłby tak wspaniały, gdyby każdy członek tkwił w miejscu. Faktycznie to jest ich ruch wokół sceny, fizyczność ziemi pokrytej połączeniem całkowitej złożoności ich gry, w zasadzie składa się na nocny trójbój. Granie piosenek. Bieganie. Bycie Metalliką.

Na zewnątrz szatni znów wpadam na Jamesa i, korzystając z okazji, dziękuję mu za umożliwienie mi wniknięcia do jego "rodziny". "Dobry jesteś," mówi. "Dojrzały. Podoba mi się to." Po zrobieniu zdjęcia całej załogi na scenie areny, James i ja, wraz ze Steffanem i Rossem Halfinem, siedliśmy na kanapie przed telewizorem i oglądaliśmy listę "100 najlepszych australijskich artystów wszechczasów." Pochłania mnie historia przemijania muzyki folkowej, jak Paul Kelly ("Australijski Bob Dylan"), The Presets ("jeden z najpopularniejszych obecnie zespołów w kraju"), i Kylie ("hot pants"). Lokalny punk/rockabilly projekt The Living End zaczyna grać, James ich zna. "Lubię tych facetów," ożywia się. To jedna z naszych niewielu muzycznych dyskusji, jakie prowadzimy. Nie mniej pouczająca.

O co możesz zapytać Hetfielda, o co jeszcze nie został zapytany? Albo któregoś z nich? Tradycją twojego pobytu tutaj, zwłaszcza dla dziennikarza, jest poczucie, że w pewnym momencie będziesz wypytywał zespół "Jak leci?" i "Jaka będzie nowa piosenka?" i "Napster"?" Żadna z tych kwestii? W ciągu mojego krótkotrwałego pobytu z zespołem, najbardziej widoczne jest jednak po prostu to, że cieszą się z tego, co robią. Że oni nadal cieszą się z tego, co robią, tak samo jak z tego, co już osiągnęli. I, jeśli za kulisami żartują, swawolą i dobrotliwie się przekomarzają w pokoju prób, to wzajemne robienie z siebie żartów w dobrym guście może też mieć miejsce.

Tyle w branży muzycznej jest mitów, a do Metalliki przypisano więcej niż większość. "Twórcy thrashu." "Genialny basista zginął w wypadku w trasie: zastępstwo nastąpiło zbyt szybko." "Alkoholica." Wszystkie z nich wydawały się w końcu ustąpić drogi na tym kluczowym skrzyżowaniu dobrze udokumentowanym na "Some Kind of Monster." Kiedy nie mamy mitu, niech stanie się mit Metalliki.

Temat, który Larsa rozgrzewa, to gdy mówimy o nagrywaniu przed koncertem. Intuicja, która może nie jest lepiej zilustrowana, niż rzeczywistość, o której mu opowiadam, kiedy leży półnagi na masażu przed koncertem. "To cię wyzwoli, ponieważ nie ma więcej tajemnic," wyjaśnia ich nowoodkryty sposób dostępu do wszystkich obszarów bliskości. "I nie ma nic do ukrycia. Wiesz, zawsze masz pięciu przeciwników, którzy mówią, 'Och, nie powinniśmy widzieć tego wszystkiego.' Cóż, nie oglądajcie tego. Ale przynajmniej szanujcie czystość podejścia. Gdy zamierzasz otworzyć drzwi, to niech drzwi będą otwarte tak [SZEROKO], jak tylko mogą. Istnieje wolność w tym, że jesteś całkowicie narażony i bezbronny. I to jest rodzaj wyzwolenia. Nie musisz chodzić i mówić: 'Nie możesz tego widzieć, nie musisz tego robić.' To sprawia, że odnosisz coraz większe sukcesy. To przynosi rodzaj impulsywnej energii wszystkim rzeczom, które mi się podobają."

Niewątpliwie, jest to coś, co wcześniej grało w jego umyśle. Masażysta przechodzi do jego szyi. "Jedną z rzeczy, o której myślę, że ludzie rzeczywiście przeoczyli w zespole są te spowodowane naszym sukcesem, te bardzo ostrożne, wcześniej zaplanowane rozważania. Jednak większość z tego, co robimy na zasadzie z dnia na dzień, jest impulsywnym półgłosem tego wszystkiego. To czasami świetnie działa, a czasami sprawia nam problem. Ale ja lubię klarowność w tym. To jest bardziej ekscytujące, niż siedzenie tutaj i rozmawianie z 38 planistami i prawnikami oraz publicystami o każdym ruchu, który wykonasz. Myślę, że jak widać, nie ma tu zbyt wielu rzeczy, które są strzeżone."

To prawda. Jestem tu, dla jednego. Ale nie mogę wyjść z podziwu, że przedsiębiorstwo ciągnące blisko 200 osób przez cały świat przez dwa i pół roku ma możliwość być impulsywne. Aczkolwiek wymiana przed dzisiejszym występem mogłaby dowodzić jego praw. Przed naszą pogawędką Lars poprosił asystenta do głównej części tętniącej życiem areny, aby wyciągnął najwierniejszych fanów. Tych, którym zespół i ekipa chcą wyrazić uznanie, za to, że tłoczyli się przy barierkach na całym świecie. Są ostrożnie wprowadzeni za kulisy do sali konferencyjnej, a perkusista siada z nimi, aby osobiście ofiarować im swoje podziękowania. Pyta ile ich koncertów widzieli. "Trzydzieści pięć," mówi jeden. "Albo 36." Następny przebija ich wszystkich. "Sześćdziesiąt siedem" i jestem z Australii." Lars pyta ich: "Jakie były najlepsze chwile, które się wyróżniały? Najgorsze? Co powinniśmy zagrać dziś wieczorem?" Ci fani są bardziej skupieni niż ci fanklubowicze z szeroko otwartymi oczyma na Meet 'n' Greet, których widziałem przed każdym poprzednim występem, ci trzymający rysunki i swoje gitary oraz sterty płyt CD (choć nie mniej zachwyceni). Ci faceci mają zwyczajną pewność siebie z poobijania się nieco po świecie. Ośmieleni przez Metallikę, będącą ich światłem przewodnim. Bóg wie ile za to płacą. Rosyjski młokos w końcu mówi to, co wszyscy myślą. "Nie ma innego zespołu, który mógłby coś takiego zrobić," mówi delikatnie. "Nie ma innego zespołu. To Metallica. Perkusista zespołu może wyjść i powiedzieć, 'Cześć chłopaki.' To jest jak"" Cichnie.

"Jestem z tobą przy barierce każdej nocy," odpowiada Lars. "Duchem".
"Powinieneś zejść do nas," mówi Rosjanin.
"Cóż, może zejdę do barierki dziś wieczorem," mówi Lars. "Dam ci coś żebyś rzucił w Jamesa".
Rozmowa obraca się w żarty z zespołu, że robią sobie przerwę, więc fani mogą zaoszczędzić trochę pieniędzy, kameralny występ w Nowym Jorku, którego każdy był świadkiem, i różne setlisty na prośbę ( "W Adelaide na Meet 'n' Greet była bardzo urocza dziewczyna, która powiedziała, że jej córka urodziła się, kiedy ona słuchała 'The Struggle Within'," oznajmia Lars. "Czy to nie historia? Jeśli byłaby kiedykolwiek jakaś pieprzona noc żeby zagrać 'The Struggle Within'"").

Po dyskusji o ulubionych przez fanów supportach, Lars zbliża się do końca. "OK" coś jeszcze?" Amerykańska dziewczyna pisnęła. "Myślę, że to takie fajne, że wy chłopaki tak rozmawiacie z nami wszystkimi i dajecie dowody uznania," mówi. "Jesteśmy tutaj, aby was zobaczyć, a wy chłopaki zawsze jesteście dla nas naprawdę świetni." Lars myśli. "Cóż, jak powiedziałem, jestem jednym z was. Poważnie, tak uważam. To jest to, co zwykle robiłem, gdy byłem dzieckiem. Podróżowałem za zespołami."
"To jak się poznaliśmy," mówi Australijczyk z 67 koncertami na koncie, wskazując na swoją dziewczynę, siedzącą obok niego. "Jeżdżąc po Europie, i spotkaliśmy się z powodu Metalliki. Tak" to była najlepsza z podroży."
Ona mruży oczy. "To najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek do mnie powiedział."
Odwraca się do Larsa, rozpromieniona. "I powiedział to tobie!"

Ostatni raz widzę Larsa przed wyjściem, pod koniec wieczoru. Spłaszczony za barierką, otoczony przez uśmiechniętych fanów, udaje, że prosi Kirka o kostkę gitarową. Kirk nurkuje koło niego.













Paddy
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 11
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak