W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Relacja z końca Death Magnetic Tour w So What!, cz.2
dodane 25.03.2011 17:53:53 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 2278
"Hej Marcus, tu Lars z Metalliki, jak leci?" - tymi słowami rozpoczęła się pewna telefoniczna rozmowa Marcusa Teague, dziennikarza witryny TheVine.com.au, z Larsem. Marcus miesiąc wcześniej napisał relację z pierwszego koncertu Metalliki w Melbourne (znajdziecie je tutaj) i właśnie ta relacja (w której opisał on Larsa jako 'powykręcanego elfa', plującego na swoich fanów) skłoniła Larsa, do poproszenia Marcusa o dołączenie do zespołu na cztery dni i napisanie relacji z ostatnich koncertów trasy Death Magnetic. Marcus z miejsca się zgodził. Artykuł ten znalazł się w ostatnim numerze magazynu So What! (numer 17.4), natomiast wywiad, który w So What! się nie zmieścił, opublikowała kilka dni temu witryna The Vine, a u nas znaleźć go możecie tutaj. Pierwszą część relacja Marcusa zamieściliśmy tutaj, poniżej część druga, którą przetłumaczył
Paddy, pozdrawiam!






Rozpoczęliśmy wieczór w uroczym Australian Centre for Contemporary Art [Centrum Sztuki Współczesnej], dużym, zardzewiało-czerwonym budynku, zmyślnie zatopionym w ziemi, obok Victorian College of the Arts w Melbourne. Tam miała się odbyć impreza na zakończenie World Magnetic Tour (choć zostały jeszcze dwa koncerty), został także zaproszony fotograf do mojej recenzji o Metallice w The Vine, Tim. Po przybyciu, sącząc darmowy alkohol, przemykając przez ekspozycje, pasąc się ostrygami i sushi, leżącymi na bryle lodu, mieszaliśmy się z powiększającą się ekipą Metalliki. Rob uderza w nas jak delikatny olbrzym, trochę nieufny wobec obcych, ale całkowicie wyluzowany odpowiada na szczególnie głupie pytania. ("Oh, trasa Suicidial Tendencies tutaj z Alice in Chains? Człowieku, to było zabawna trasa. Byłem w St. Kilda z Mike Starrem pewnego późnego wieczora, i *wstaw historię* i on był w szpitalu przez 2 tygodnie!") Mówi nam także, jaki jest szczęśliwy, że zagrał napisany przez Cliffa Burtona instrumentalny "Orion" ostatniego wieczoru. Czuł, że to było - i jest - ważne dla niego. Gdzie indziej, menadżer sceniczny Alan Dayle puszcza farbę ("Te trumny nad sceną? Tandeta"), i wspomniany wcześniej ogromny Thomas Robb (który, jak się okazuje, jest całkowitym dżentelmenem) popiera to stwierdzenie Doyle'a, mimo, że pracował na kilku wielkich światowych trasach koncertowych (od Motley Crue do Taylor Shift), doświadczenie z Metalliką jest jedyne w swoim rodzaju. I "najlepsze". Każdy z nich dzieli się przekonującymi mądrościami, że niezupełnie z niecierpliwością oczekują zakończenia.

Później na przyjęciu klepię po ramieniu Jamesa Hetfielda i pytam go o uczucia dotyczące zakończenia trasy. Opowiada. Nie może się doczekać aż będzie w domu i zobaczy swoje dzieci, ale również ma świadomość rozpoczęcia nowego cyklu. "Mam osiemset coś riffów w moim iTune," mówi. "I właśnie o tym, jestem podekscytowany." (Potem wspomniałem o tej liczbie Larsowi, a on się śmieje: "Taaa, to możliwe. [Ale] do czasu, skurczymy to i wystarczy na około trzy piosenki!".) Lubię Jamesa. To oczywiste, że on nie cierpi głupców; on dobiera słowa tak starannie, jakby był tobą. Jak podnosisz stawkę, znaczy że potrzebujesz wybrać tą właściwą; umysłowy sparing sprawia, że wszystko staje się trudniejsze w tym momencie, przez huśtawkę rozsądku, która zawisa nagle i haniebnie w jego uprzejmości. Poruszamy inne sprawy i on mówi szczerze, w sposób zadziwiający. Słyszę potem, kiedy nalegam na więcej czasu na wywiad, że James przemyślał ten "nasz czat" - który wydawał się niezadowalający, kiedy pierwszy raz o tym powiedziałem. Ale z perspektywy czasu, uświadamiam sobie, że kompromis był ogromny.

Trzy godziny później, perkusista Metalliki gapi się na mnie oskarżycielsko, poszukując chwili spokoju. Wcześniej chwalił mnie, mówiąc, w jaki sposób część mojej oryginalnej recenzji rzuciło światło na aspekty zespołu, która wydała mu się prawdziwie wnikliwa i dlatego też wypytał mnie o mój punkt widzenia w pisaniu. To test, jak sądzę. Mówię mu, że każdy może policzyć kule ogniste na koncercie, ale by móc szczegółowo polemizować z raz obranym poglądem, trzeba w pewien sposób umożliwić czytelnikom poczucie tych emocji, a nie tylko czytanie o nich. To się wydaje robić na nim wrażenie, i on mi mówi, że napisze mi wstęp do mojej książki, jeśli kiedykolwiek taką napiszę. Lars wydaje się mieć niesamowitą zdolność do zwracania uwagi na innych, aby zjednywać sobie ludzi. Identyfikuje dane i robi je osobiście istotnymi. Porządkuje rzeczy. Wszystko to nieuchronnie zwraca na niego uwagę dziesięciokrotnie. To doskonały dar dla przywódcy zespołu; czyni to Larsa także niezwykle sympatycznym.
Wkrótce prawie wszyscy poszli, nawet Tim. Stefan i ja staraliśmy się przekonać Larsa, aby wyszedł i spotkał się częścią ekipy, która przeszła do Cherry Bar. Baroness przybywa, iPod się przeprogramowuje, wśród bałaganu z muszli ostryg i pustych butelek szampana, a Lars gapi się na mnie i zastanawia się. "Cherry?" urąga. "OK." idziemy do drzwi i już do kabiny czarnej limuzyny, czekającej na jałowym biegu.

Niestety nad Melbourne wisi upał; schodzę do hotelowej poczekalni w sobotnie popołudnie, w sam raz, aby przegapić wyjazd z zespołem. Znowu. Również ci sami fani z ostatnich dwóch dni znów tu są, czają się po drugiej stronie na podjeździe jak batalion rebeliantów; patrząc podejrzliwie, spiskując swój następny ruch na ziemi niczyjej. Atak. Odwrót. Przegrupowanie. Atak. Powtórka.

James zaprosił lokalny oddział klubu Californian Hot Rot, do wzięcia udziału w dzisiejszym show, widocznie z zastrzeżeniem, żeby zabrali ze sobą swoje maszyny. Dlatego właśnie rząd lśniących (z bliska trochę rozklekotanych) hot rodów stał później przy tylnym wejściu na stadion. Gdy słońce zachodziło, Hetfield przechadzał się między nimi, a na tę okazję ubrał kapelusz typu pork-pie, niebieskie dżinsy z mankietami (z zawsze obecną czarną chustką zwisającą z tylnej kieszeni), i biały ząb "Mojego Brata Kipera", podarowany mu przez surfera Koby Abbertona.

Na teren ekipy ktoś z managementu wzniósł dużą tablicę, na której wyszczególnione były wydarzenia z całego świata, podczas gdy Metallica była w trasie. Rodzaje drogowskazów. Wyciek ropy naftowej w BP. Hiszpania wygrywa Puchar Świata. Wypuszczenie iPhona 4. Trzęsienie ziemi w Nowej Zelandii. Ronnie James Dio (ŚP). Pomiędzy światowymi wydarzeniami jest kilka osobistych wpisów. "Tori supportuje występ perkusisty," czytamy w jednym z nich. "Josh ma dziecko." "Katie zaczyna chodzić do przedszkola." To przypomnienie, jak banalnie droga ludzkiego życia we wszystkim zazębia się z tym teatrem.

Zostało 40 minut do występu. James jeszcze się nie pojawia. Lars wrzeszczy: "Marcus, grasz na gitarze, prawda? Znasz 'Outlow Thorn?'" Osłupiałem. Nie potrafię. W końcu James przychodzi i zaczynają pracę nad końcówką "The God That Failed". Ostatnio zespół jednorazowo wskrzesił ten niegrany od 2006 roku kawałek z "Czarnego albumu", na koncercie w Brisbane, w październiku [Entertainment Centre, Brisbane, AUS, 18.10.2010], gdzie bawił się alternatywnym zakończeniem. Lars pali się do zakończenia, tak jak wtedy, więc Mike puszcza doskonale zmiksowaną ok. 15-sekundową wersję tego nagrania. Zespół słucha, potem gra, zanim go znów wykona na scenie. Mają możliwość przywołania, w zasadzie, każdej swojej myśli muzycznej - czy to powstałej na koncercie, czy na próbach, czy nie nagrywając - za naciśnięciem przycisku. Może to niemal sprawić, że działasz mechanicznie. Potem Lars głośno wokalizuje w pokoju prób myśl, powstałą z doświadczeń na całym świecie: "Czy mogę zadać pytanie? To brzmi lepiej w domu niż tutaj, mam rację?"

Dzisiejszy koncert jest niesamowity, z przyczyn niezależnych od Metalliki. Stojąc na podłodze patrzę w górę, gdzie miesza się szum areny z energią; kocioł ludzi falujących jak jedna cielista, różowa bestia, rycząca na koncercie wokół zespołu. Chwila conocnych nawoływań Hetfielda "Can you feel it?" *znak żeby krzyczeć* czasem wydaje się powierzchowna, dzisiejszego wieczora przychodzi jak próba oryginalnego prawdziwego skupienia. Aby okiełznać wściekły napad histerii, który wokół nich wre tutaj i wysłać go z powrotem w wir. Po pierwszej serii piosenek biegnę koło sceny, uchylając się przed zgiełkiem uderzających rąk i kołyszących się włosów, aby ustawić się przy części sceny Jamesa i Roberta. Zespół dochodzi do końca "The God That Failed" i zatrzymuje się na chwilę, jak mówili wcześniej na próbach - Lars rzuca uśmiech w stronę Hammetta, jakby chciał powiedzieć, "Co mam robić?". James na końcu schodzi ze sceny, przybijamy "żółwika" po drodze i przybija piątki fanom w pierwszym rzędzie. Zastanawiam się, czy to jest coś w rodzaju przeprosin?

Po koncercie, kiedy zespół dosłownie zmiótł kolację z managementem i ekipa rozproszyła się gdzieś, ja sam powędrowałem w otchłań wczesnego niedzielnego poranka. Nie chcąc spotkać przyjaciół idąc do tych samych barów" ale nie gotów wracać do domu. Wypiłem gdzieś w ustronnym miejscu, wiedziałem, że to jeszcze nie koniec i trzeba to wszystko opisać. Próbuję i nie daję rozdwoić się tej wersji rzeczywistości. Losowe ćwierkanie w moim telefonie: "#metallica całkowicie rozsadziła mi czaszkę ostatniej nocy. I CHCĘ TEGO ZNOWU." Brutalne. Trafne.


Paddy
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 10
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak