W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Recenzje "St. Anger"
dodane 01.01.2003 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1235
Jakiś czas temu <a class="link" href=mailto:bartoluss@poczta.onet.pl> Bartollus</a> wyszperał dla nas dwie recenzje najnowszego albumu Metalliki - "St. Anger" . Pierwsza, autorstwa <a class="link" href=mailto:tenebrae666@poczta.onet.pl> Tenebrae </a> pochodzi ze strony MetalHeart.art.pl , natomiast druga - napisana przez <a class="link" href=mailto:leentje_babygirl@o2.pl> Leentje </a> pochodzi z najnowszego MetCornera z CDAction.

Myślę, ze nieco inaczej będzie się je czytać gdy od premiery albumu dzieli nas już kilka miesięcy i pierwsze emocje nieco opadły.

Metallica - "St.Anger"




Najwyraźniej nieśmiertelny schemat zwrotka-refren-zwrotka-solo przejadł się Metallice do tego stopnia, że uznała, iż najlepszym sposobem zakomunikowania swojego powrotu na scenę, będzie płyta, konsekwentnie omijająca ten stary, jak świat układ. Sięgałam więc po "St.Anger" z pewną obawą. Moje wątpliwości spotęgowały jeszcze dwa wywiady, w których to Lars potwierdził, jakoby na nowym materiale nie pojawiły się solówki, James trochę zmodyfikował swoją manierę, a Rob pracował tylko z sekcją perkusyjną. Zapowiedzi Ulricha sprawdziły się. Na pierwszy rzut ucha (hi!) "St.Anger" sprawia wrażenie niepoukładanej, chaotycznej skleconej na szybko płyty, który ukazała się "bo się domagaliśmy".
Nie ma tu nic z potęgi brzmienia "starej" Metalliki, nie ma przebojowości i artyzmu "nowej" Metalliki. Swoisty tragedii akt trzeci. Dla jasności jednak, słowa tragedia NIE UZYWAM tu literalnie!!! Metallica jest zespołem poszukującym i to może być dwojako rozumiane. Pozytywnie i negatywnie. Faktem jednak jest, że nie wtyka nam dokładnie tego, czego byśmy chcieli. Metallikę się kocha, Metalliki się nienawidzi. Metallica pasie się na krytyce (Hammett, wywiad dla "Playboya"), a kolejne jej albumy nie tylko nie rozwiewają wątpliwości, ale wręcz je pogłębiają. "St.Anger" to właśnie taka kolejna kropla do czary.
O braku nawiązań do poprzednich wydawnictw już wspominałam, więc pora zastanowić się, czym jest "Swięty Gniew". Wiele osób może się ze mną nie zgodzić, ale dla mnie, jest to płyta intrygująca. Wielki mix stylów i gatunków, jaki dokonał się podczas realizacji tego projektu, to dosłowny kocioł bałkański. Jest thrashowo ("Frantic"), rockowo ("Dirty Window"), pod Monster Magnet (nomen omen "Sum kinda monster"), bluesowo ("Sweet Amber") i niepowtarzalnie. Utwory są tak długie, że nie wiadomo, kiedy się kończy jeden, a zaczyna następny. (trochę w stylu "wróćmy-no i zagrajmy jeszcze z minutkę").
Niskie, potężne dźwięki są rezultatem znacznego obniżenia stroju gitar i to wie każdy, kto ma słuch. Ciekawostką natomiast jest eksperyment z perkusją, jakiego dokonał Lars. Odnosi się wrażenie, jakby utworzono dwuścieżkowy tor sekcji perkusyjnej - "na wierzchu" werble i break-machine, w tle ciężkie uderzenia stopy). James faktycznie trochę zmienił sposób śpiewania. Zawsze dostawałam dreszczy od brzmienia jego głosu, a tu trochę mnie połaskotało i w sumie koniec.
Skoro już tak detalicznie zajmuję się Metalliką, to przyszła i kolej na nieszczęsne solówki, wykształconego Hammetta. Rzeczywiście ich nie ma. I trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Hammett to wirtuoz i wiele z uroku Metallikowych dzieł to efekt niezwykłych umiejętności wyżej wspomnianego. Z drugiej jednak strony, może takie małe zaskoczenie, spowoduje, że potem będziemy spijać ze strun riffy? Czas pokaże. Faktem jednak jest, że jak na tak utalentowanego pana, chwyty na "St.Anger" są chwilami zbyt proste. (prymitywne, ciśnie się na usta). Co do osoby Roba Trujillo, to jak już wspominałam w relacji z "Metallica Icon", ma zupełnie inny styl gry niż Newsted. To, iż pracuje głównie z sekcją perkusyjną, nie powinien nikogo dziwić. Metallica zawsze słynęła z uwypukleń rytmicznych. Udział Boba Rocka w projekcie nie przeszkodził i Trujillo wtrącić swoich trzech groszy. (pierwszy występ z Metalliką "zaliczył" podczas nagrywania klipu do tytułowego "St.Anger", w więzieniu San Quentin)
Konkluzja jednak, jaka do mnie dotarła po kolejnym przesłuchaniu "Świętego Gniewu" jest jasna - Metallica dawno temu musiała udowadniać, czy jest dobra, czy nie. Teraz może skupić się na własnych kaprysach i wcielaniu ich w życie, a i tak znajdzie się pokaźna grupa narwańców gotowych kupić wszystko, co firmować będzie zespół. (do CD jest dołączona DVD, na której została zarejestrowana przeszło półtoragodzinna jam-session, "prosto z garażu").
Jak na Metallikę przystało, bardzo wysoka jakość dźwięku i obrazu, kilka niezależnych kamer, doskonały mix. Cacuszko kolekcjonerskie w limitowanym nakładzie. Na tym jednak nie koniec niespodzianek ze strony kapeli. Do książeczki z tekstami dołączono tekturkę z groźnym napisem "IMPORTANT, DO NOT LOSE THIS!", pod którym widnieje instrukcja obsługi i jakiś tajemniczy numer. ów numer to przepustka do wszystkich podlinków Metallikowej strony. Co jednak trzeba zrobić, by tam się dostać poczytajcie sami...

Ocena: 9

autor: <a class="link" href=mailto:tenebrae666@poczta.onet.pl> Tenebrae </a>




Chyba nie będzie odkrywczym stwierdzenie, że "St.Anger" to jedna z najbardziej oczekiwanych płyt ostatnich lat. Wiązano z nią dość spore nadzieje, po długiej przerwie nikt tak naprawdę nie wiedział, co się muzycznie dzieje z Metallicą. I w końcu nadszedł dzień premiery nowej, studyjnej płyty Czterech Jeźdźców. Chyba czegoś takiego nie spodziewał się nikt. Dużo ludzi zdążyło spisać zespół na straty, bo aferzyści, bo rozkapryszone gwiazdy, bo nie grają już tak jak kiedyś. I nagle cały świat usłyszał, jak to wielu określiło, "zupełnie nową Metallicę".
Owszem, po paru pierwszych przesłuchaniach można odnieść wrażenie, ze to, co prezentuje Metallica na "St.Anger" to nowatorstwo, przełom, coś, czego nikt wcześniej nie grał. Ja bym się tu jednak nie do końca z tym zgodziła. Po głębszym wsłuchaniu się, to, co ja słyszę na "St.Anger" to dokładnie ta sama Metallica co kiedyś. Tylko dużo cięższa, dopracowana, dograna.
Według mnie oni grają tę samą metallicową, własną odmianę thrashu, tylko, że jest ona doprowadzona niemalże do perfekcji, a może raczej - do jakiegoś ekstremum, ostateczności. Nie sądzę, by było możliwe, żeby zespół w prawie tym samym składzie, grający tak samo przez tyle lat, mający swój własny styl, mógł stworzyć coś, co zupełnie odbiega od jego dotychczasowych dokonań. Nawet, jeśli proces tworzenia był inny niż przy poprzednich płytach, nawet, jeśli w samym zespole dużo się zmieniło, nie było to w stanie zupełnie odciąć zespół od swoich korzeni. Siłą rzeczy do tej "nowej" muzyki musiało się wkraść coś z dotychczasowej ich twórczości.
Sławna podwójna stopa Larsa uderza od razu, nie jest niczym nowym, a jednak zaskakuje szybkością; ciężar brzmienia, niby taki jak zawsze, a jednak zdaje się wgniatać w fotel z większą siłą niż dotychczas; riffy - jak zwykle oryginalne, przemyślane, a jednak brzmią jakby... lepiej. Nie mówiąc już o samej długości kawałków, również zdającej się być "wyśrubowaną" do granic możliwości.

Jedyne, co może dziwić i trochę zniechęcać słuchacza to wokale. Niby James ten sam, głos ten sam a jednak potwornych fałszów nie można nie wychwycić. Wkradają się one tu i ówdzie, pozornie psując cały efekt. Ale czy zespół takiej klasy jak Metallica mógłby, tak naprawdę, pozwolić sobie na takie przeoczenie? Czy mógłby ot, tak, zostawić tę kwestię czy nawet, o zgrozo, starać się nie zauważyć, że coś jest nie tak? Nie sądzę. Wczytawszy się dokładnie w teksty, można zauważyć pewną zależność pomiędzy ich treścią a sposobem śpiewania Hetfielda. To nie bez znaczenia, że piosenki traktujące w głównej mierze o szaleństwie zostały zaśpiewane właśnie w taki, trochę "zniekształcony" sposób. Można zatem przypuszczać, iż te "fałsze" mogły zostać użyte celowo, jako dodatkowy instrument, czy raczej jako dodatkowy czynnik wzmagający cały klimat płyty.

Chyba właśnie w warstwie tekstowej "St.Anger" zaskakuje najbardziej. Szczerość autora oraz niezwykle wyraźne aluzje do wydarzeń z jego życia mogą miejscami aż dziwić. Już sama książeczka z tekstami wygląda inaczej - mniejszy format, tajemnicza okładka.. W środku nabazgrane teksty, zapiski, obrazki (oczywiście znajomym pismem J.H.). Całościowo sprawia to wrażenie jakiegoś niezwykłego pamiętnika, z przelanymi nań najskrytszymi przemyśleniami autora. Aż wstyd czytać...

Trudno jest odnaleźć to wszystko początkującemu słuchaczowi "St.Anger". Płyta ta może się na początku nie podobać, może też zdawać się być absolutnie nowatorską. Nie ukrywam, potrzeba trochę czasu żeby ją rozgryźć i przemyśleć całą jej zawartość. Ale w końcu dochodzi się do momentu, gdy emocje opadają, i jest już jasne - to co zostaje to nic innego jak stara, dobra Metallica. Tylko idąca z duchem czasu, mająca swoje lata i chcąca to wszystko wyrazić tak, jak potrafi najlepiej - a więc poprzez niesamowitą muzykę, klimat.. po prostu przez bycie sobą.
autor: <a class="link" href=mailto:leentje_babygirl@o2.pl> Leentje </a>

ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet

Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak