W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Pozytywna i negatywna opinia o Lulu
dodane 29.09.2011 13:51:33 przez: ToMek
wyświetleń: 3707
Dzień bez Lulu dniem straconym? Idąc takim tokiem myślenia prezentujemy dwie opinie o tym albumie – pozytywną (Metallica: Mistrz niespodzianek, Micka Walla dla rockaaa.com), przetłumaczoną przez paps i negatywną (Lou Postradał swój cholerny rozum, zamieszczoną na witrynie synthesis.net), przetłumaczoną przez Mi_rai’a. Zapraszam na dwa punkty widzenia:


Lou Postradał swój cholerny rozum


Słyszałeś o tym Ed ? Wiedziałeś że Lou Reed oraz Metallica właśnie ogłosili pełną tracklistę Lulu, także znaną, jak na pewno się okaże, jako jedną z najgorszych kolaboracji w historii rocka. Jeśli powyższe jest dla ciebie nowością, to wszystko co musisz wiedzieć, to to, że Reed i Metallica są w zmowie oraz że nadchodzący, dziesięcio-utworowa próba, będzie zawierać dziewiętnasto i pół minutowy utwór, zatytułowany „Junior Dad” ah, oraz zawiera dwie piosenki które przekraczają jedenaście minut („Cheat On Me” i „Dragon”).

Więc zadajmy pytanie: Kiedy dokładnie Lou Reed oficjalnie postradał swój pokręcony rozumek ? Mój Boże to śmierdzi gorzej niż Chickenfoot (który jest całkiem niezły właściwie – MI_rai), mam tu na myśli to, że żadna prasa warta chociaż pół grosza nie brała tej „supergrupy” na serio. Rolling Stone oraz Z-Rock, będą zlizywać to gówno jak roztapiający się lód i to już mnie wkurza. Dajcie spokój ! Lou Reed i Metallica? Czy widzieliście ich niedorzeczne wykonanie „Sweet Jane”, na Rock 'n' Roll Hall of Fame? To było gówniano-rockowe widowisko !, Nie chodzi nawet o to że spodziewam że Lulu będzie gówniane; przeciwnie z długością kawałków wymienionych powyżej, spodziewam się pełnej dawki masturbanckiego gówna artysty i zespołu którzy jak widać nie są zdolni do „odjechania w stronę zachodu słońca”



Lecz pod wieloma względami to sparowanie jest idealne. Z jednej strony masz Lou Reeda, ojca Velvet Underground, najbardziej wpływowego zespołu Rock'n'Rolla który istniał poza głównym nurtem, a kariera solowa Reeda rozkwitała w latach siedemdziesiątych (Transformer, Berlin, Metal Machine Music, Coney Island Baby), nawet pomimo niewypałów, (Sally Can't Dance, Rock and Roll Heart) oraz zachowanym resztką magii w 1990 roku (Songs For Drella), ale przez przeszłe dwadzieścia lat, krytycy i fani unikali wszystkiego co Reed tworzył, czy to interpretacji Edgara Allana Poe czy wsiąkania w świat medytacji/relaksacji. Nie mówię że stary Lou powinien odłożyć gitarę w kąt, to jego życie i może robić co chce, i będzie, ale Metallica ? Tak chce powrócić na piedestał narodu ? Z zespołem który funkcjonuje teraz bardziej jako dowcip niż jako grupa szanowanych muzyków, w tym momencie? (gościowi trzeba przyznać jedno, Metallica technicznie to teraz faktycznie karykatura tego co robili w latach dziewięćdziesiątych – MI_rai)

Oczywiście Metallica to zasłużona legenda, prowadząc thrash i metal w większej części, bla bla, wszyscy znamy tą historię, ale także wiemy że ssali przez bite dwadzieścia lat, psując ich reputacje profesjonalistów do statusu, chciwych, egocentrycznych gwiazd rocka, co jest, oczywiście, idealna dla Reeda który zawsze był megalomanem i kontynuuje tak po dziś dzień (pamiętacie motyw z wyzywaniem Metalliki od cip a później mówieniu o wspólnym albumie ? - MI_rai) Jestem zaskoczony że udało im się utrzymać jego gębę poza okładką płyty, gdyż twarz Reeda zdobiła każdy, dosłownie, każdy jego solowy album jaki wydał za wyjątkiem dwóch jego imiennych „Lou Reed” i „Lou Reed's Inner Spaces”, ale wyraźnie potrzebował pewnego rodzaju osobistego hałasu, gdy nazywali to pieprzone coś, „Lulu”.

Więc widzimy, przez porównanie, ścieżki kariery i ego, że ci dwoje (Lou i Metallica) by się spiknęli, ale ponad tym, to totalnie szalone. Nigdy w muzyce Lou Reeda nie było nic co krzyczałoby „Metallica!” (i nie mówcie mi tu o Metal Machine Music – to kompletnie oddzielna wycieczka) oraz nigdy nie było nic w Metallice co krzyczałoby „Lou Reed!” Stylistycznie mówiąc, ta kooperacja jest totalnie arbitralna i jestem pewien że w pewnych obłąkanych kręgach (hehe ;] - MI_rai) ludzie będą mówić „Ej a co z Public Enemy i Anthrax. Run DMC i Aerosmith?” ale muszę to popsuć, to nie jest rock-hopowy mariaż z '86, to jest mariaż bez wartości dla wyjątkowych muzycznych stylów, to jest, po prostu, masturbacja, to jest banda starzejących się gwiazd które szukają sposobu żeby dalej być istotnymi, którzy w postępie tego dalej będą poświęcać ich już pomniejszoną współcześnie sławę. A srać to, Ich życie, ich spuścizna, nikt i tak nie będzie o tym pamiętał za pięć lat

Jeśli jesteś jednym z tych co myślą że jestem „pretensjonalnym dupkiem” posłuchaj 30 sekundowego sampla, Miłego słuchania !

Mi_rai.



Metallica: Mistrz niespodzianek

Mija dokładnie 20 lat od czasu gdy Black Album Metalliki pozostawał przez trzy tygodnie numerem jeden na amerykańskich listach. Dla tych z nas, którzy widzieli lata, które do tego doprowadziły, było to na prawdę nadzwyczajne osiągnięcie. W rzeczy samej, w czasie gdy pierwszy raz ich poznałem – pewnej nocy w hotelu po Donington ’85, gdy Lars i ja staliśmy obok nieprzytomnego, mającego twarz we własnym piwie Cronosa z Venom, wpychając mu swoje fiuty do jego ucha, robiliśmy sobie zdjęcie szczerząc się jak cipy z Cheshire – uważałem, że chłopcy z Metalliki będą farciarzami, jeśli pewnego dnia staną się tak wielcy jak Motorhead.

Zacząłem zmieniać zdanie, gdy parę miesięcy później zaprosili mnie do studia w zaśnieżonej Kopenhadze, bym posłuchał wczesnych miksów albumu Master Of Puppets. Pomyślałem, wow, te dupki na prawdę stworzyły tu coś wyjątkowego. Wiecie co, jeśli dobrze rozegrają swoje karty, pewnego dnia mogą wyrosnąć na prawie tak wielkich jak Iron Maiden. Kiedy ich kolejny album, And Justice For All, znalazł się w Top 10 w Wielkiej Brytanii i Ameryce, pomyślałem, i co? Zrobili to. To dobrze im wróży na przynajmniej kolejne pięć lat. Powodzenia.



Gdy następnego lata podczas amerykańskiej trasy Monsters of Rock manager Metalliki powiedział mi, że ich celem jest to, żeby w ciągu pięciu lat Metallica zaczęła dawać własne stadionowe koncerty, właściwie wybuchnąłem śmiechem. Dobrze jest mieć cel, ale to jest kpina. Jednak trzy lata później Metallica obracała w pył stadiony w całej Ameryce. Pomyślałem, Jezu, gdzie kończy się ta historia? Wyszła tak daleko poza moje przewidywania, że nie potrafiłem już odgadnąć.

Gdyby jakaś wyrocznia powiedziała mi, że 20 lat później wydadzą 90 minutowy album z Lou Reedem… Daj spokój…[what gear are you on] człowieku? Kocham szalonego Lou, kocham mental ‘Tallikę. Ale z pewnością mówimy tu o oleju i wodzie. Połącz je razem a jedyne co dostaniesz to nie dające się wypić gówno, które rozpierdoli ci silnik.

A jednak oto jest. I mimo tego, że większość ludzi których znam, którzy słyszeli ten album tak właśnie o nim myśli, dla mnie to może być album roku. Wciąż nie wolno mi o nim powiedzieć nic bardziej szczegółowego. Ale powiem tak. Gdyby połowa z dupków o niskich oczekiwaniach i marnych celach, którzy w dzisiejszych czasach tworzą zespoły, spróbowałaby czegoś choć w jednej dziesiątej tak odważnego i ryzykownego, rock byłby najbardziej ekscytującą z istniejących form światowej muzyki.

Oczywiście tak się nie stanie, z jednej strony szkoda. Ogromna szkoda, ale hej, czego się spodziewać po ludziach, którzy często ledwo potrafią sklecić dwa słowa? Z drugiej strony to jedynie ponownie dowodzi jak niebywałym, nadzwyczajnym zespołem jest Metallica. I jakie mamy szczęście, że ją mamy, bez względu na to co metale o niej powiedzą, gdy w końcu dostaną ładunek tego, co Metallica zrobiła z Dziwnym Wujkiem Lou. To ich wkurzy. W każdym razie mam taką nadzieję.

paps




Overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 26
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak