W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Polskie Listening Party [UPDATE]
dodane 01.01.2003 00:00:00 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1151
29 kwietnia w Warszawie odbyło się Listening Party w siedzibie Universal Music Poland. Miałam szczęście w nim uczestniczyć. Zamknęli grupkę fanów i kilku dziennikarzy w maleńkim pokoju z kiepskim bądź co bądź nagłośnieniem. Pani, która widnieje na zdjęciu z austriackiego niusa(zobacz tutaj) przedstawiła nam po krótce plany Metallicy.


- dziś (30 kwietnia) chłopaki zaczynają kręcić teledysk do St. Anger.

- 17 maja w polskiej MTV będzie show ICON

- 19 czerwca w MTV odbędzie się noc z Metallicą

- no a teraz to, co powinno ucieszyć wszystkich 4 czerwca Kirk i James przyjadą do nas na promocje albumów. Całe zdarzenie ma się odbyć w Warszawskim klubie Traffic o godzinie 16. Prawdopodobnie będzie tak jak w 98 roku pod Planet Music - prawa dżungli będą rządzić

- ostatnia wiadomość to koncert Metallicy. Na razie wiadomo że odbędzie się on w lutym w Katowickim Spodku. No cóż pozostaje czekać.



W końcu kobieta włożyła płytę do odtwarzacza i się zaczęło. Zostaliśmy postawieni przed 11 ciężkimi utworami. Jeżeli ktoś jest fanem Metallicy od Loada i Reloda, to będzie mu na początku trudno strawić tą cieżką bestię jaką jest ta płyta. Słyszysz niesamowitą perkusje Larsa i masz ochotę połupać nogą w jej rytm, ale nie możesz! Nieoczekiwane zmiany tępa są tak częste ze nie umiesz się dopasować, może po kilku przesłuchaniach tej płyty odkryjesz jak to zrobić. Nie słychać zbyt wiele basu. Gitary...gitary są cieżkie i nisko przestrojone. Co na pewno rozczaruje niektórych to ot że nie ma solówek. Ale nie martwcie się tam na prawdę nie pasowałoby żadne solo. Płyta jest bardzo dobrze dopracowana muzycznie, nie ma jednej luki, w którą można by coś dograć. Poza tym w niektórych kawałkach występują wolne, melodyjne wstawki.

Oto tracklista:

Frantic - dość długi kawałek trudno wpadający w ucho jak i zresztą cała płyta.
St. Anger - jest świetny.
Some Kind Of Monster - wydaje mi się jakby riff w nim był ściągnięty z King Nothing a po prostu grany w innym tępie i na przestrojeniu.
Dirty Window - tu troszkę James chyba próbuje dopasować głos do newmetallowych wokalistów śpiewa: projector, invctor, protector powtarzając to kilka razy.
Invisible Kid - dosyć dziwny kawałek nie mam o nim zdania po przesłuchaniu go jeden raz, chyba będziecie musieli ocenić sami za miesiąc
My World - zajebisty riff jest i perkusja brzmi hmm.. aż trudno mi określić jak, w każdym razie lepiej niż niesamowicie
Shoot Me Again - początek pewnie wymyślił Hammett gdyż jest wstawka jakby sam Hendrix zagrał, ale trwa to niecałe 10 sekund. "Shoot me again i aint daed yet..."-tak śpiewa James jakby się droczył z kimś. Bardzo dobrze wokal brzmi w tym kawałku
Sweet Amber - hawajski przester na początku, delikatny wstęp a potem daje czadu. Na pewno usłyszycie tam fragment Killem All - gitarka brzmi tak w jednym miejscu
Unnamed Feeling - chwilami melodyjny i tajemniczy utwór "When the unnamed feeling takes me away..."
Purify - dosyć dobry kawałek. Myślę że może wpaść niektórym w ucho (babka, która czuwała nad płytką nuciła go sobie J)
All Within My Hand - no i doszliśmy do końca przygody z tą płytką. Ostatni utwór gdzie James śpiewa "Kill, kill, kill" nadal nie daje nam się oderwać od ciężkiego brzmienia. Jesteśmy nim bombardowani z każdej strony.


Tak wiec przygotujcie się na wielki szok 9 czerwca. Płyta na pewno ucieszy starych fanów ale może też i zyskać nowych. To jest coś czego nikt by się po Metallice nie spodziewał. Tak jak to już Lars powiedział -jest to komercyjne samobójstwo, radia będą bały się puszczać tej muzy bo będzie ona trafiała do mas, nie oszukujmy się że do takich co to wolą jak się śpiewa sialalaa i można sobie przy tym potańczyć. Przy tej muzie można pokręcić łbem jak szaleniec. Ta płyta to potęga!



Kirke_Hammett



kolejna relacja, zamieszczona na wirtualnej polsce:

Wtorek, 29 kwietnia 2003. Późny wieczór. Siedzę w domu przed moim starym pecetem i nadal nie dociera do mnie, że niespełna godzinę temu moje uszy chłonęły dźwięki z najnowszej, nie wydanej jeszcze płyty METALLIKI St. Anger. Premiera dopiero 9 czerwca!

Darujmy sobie opisy miejsca i wystroju wnętrz. Siedziba Universal Music Polska prezentuje się doskonale. W niej kolejna grupa zaproszonych dziennikarzy - tych wielkich i tych pozostałych - oraz fanów na początku w skupieniu, później bardziej na luzie odsłuchała jedenastu utworów z trwającej prawie 70 minut, kolejnej w dorobku metalowych dinozaurów płyty. Wrażenia, nie tylko moje zresztą, powinny być mam nadzieję pozytywne.

Wiele w tym prawdy, że ciężko pisać o płycie, którą słyszy się raz, a później na ponad miesiąc trzeba przygryźć język i czekać z niecierpliwością na kolejne odsłuchy. Już teraz wiem, że mój język będzie krwawił przez miesiąc i jeszcze na długo, długo po premierze St. Anger. Przede mną leży przygotowana przez firmę tracklista, a na niej pośpiesznie nabazgrane, wciąż gorące zapiski. Z wrażenia nie mogę rozczytać własnego pisma... ale postaram się to jakoś zgrabnie poukładać.

Nie będę opisywać każdego utworu po kolei. Marna byłaby niespodzianka dla innych. Być może te krótkie spostrzeżenia podbiją jakże wysoką już temperaturę, która z każdym dniem wyczekiwania nieubłaganie wzrasta na termometrze odliczania. Zacząć od dobrej strony, czy tej złej? Zła? Nie ma żadnej złej strony! Jest za to ciemna. Nowy album METALLIKI to - śmiem powiedzieć - jeden długi, przerywany dwusekundowymi odstępami łomot! Łomot, jakiego świat dawno nie słyszał, bynajmniej nie w wykonaniu LARSA URLICHA, KIRKA HAMMETA, i JAMESA HETFIELDA (bas nagrywał BOB ROCK, producent krążka). Dlaczego w takiej kolejności? Ot, tak po prostu. A może dlatego, że na nowej płycie LARS URLICH zdecydowanie rządzi. Wszędzie jest go pełno i nie da się ukryć, że to właśnie jego gra sprawia na mnie największe wrażenie. Uśmiech sam pchał mi się na facjatę na widok pykających w powietrzu ołówków, przytupywania nóżkami, bądź innych form zachwytu nad najnowszą METALLIKĄ. Jakże żywą, energiczną, paraliżującą i powalającą pierwszym kopniakiem przy St. Anger. Ten mocny kopniak to nic innego, jak na przykład Frantic, pierwszy na płycie, który z miejsca wypruwa flaki na dźwięk perkusji URLICHA! LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO!!! Czasami zastanawiam się, jak on to robi? ON musi mieć niewidoczne ludzkim okiem dodatkowe ręce i nogi! Warto zauważyć, że w kilku kawałkach brzmienie zestawu perkusyjnego przybiera nieco inną barwę niż ta, którą znamy na pamięć z poprzednich wydawnictw. Świetnie, bo widać, że nie boimy się eksperymentów. Jest tradycyjnie. Ba nawet bardzo, ale perkusja LARSA jest jak defibrylator dla METALLIKI.

Tytułowy St. Anger, który będzie pierwszym singlem (dziś zespół zacznie kręcić w San Fransisco zdjęcia do wideoklipu!), powiał u HETFIELDA manierą wokalną w stylu nu-metalowych krzykaczy, co - powiem szczerze - miło mnie zaskoczyło. To niestety jedyny tego typu wybryk. Na nieszczęście odniosłem wrażenie, że wokaliza JAMESA obniżyła loty. Gdzie ten ryk? Gdzie ta siła, która zawsze w panu drzemała, panie HETFIELD? Starzejemy się czy, coś? A może to konsekwencja częstego zaglądania do kieliszka? Na pewno jest poprawnie, ale zachwytów nad starym, dobrym JAMESEM tym razem nie będzie. Chyba mogło być zdecydowanie lepiej!

Nie będę prorokować i wskazywał palcem kolejnego kandydata na mały krążek. Jednakże w całym zestawie największe wrażenie wywarł chyba na mnie Shoot Me Again z fantastycznymi kłi-kłi- kłi na gitarze... coś na styl MORELLO, ale bardzo zdawkowo i bez przegięć. To po prostu fantastyczny numer, który od razu wpada w ucho! Nie da się ukryć, ale wydaje się, że był powodem największego zdziwienia wśród słuchających. No to jeszcze raz: GENIALNIE!!!

Spośród wszystkich jedenastu długaśnych utworów zawartych na albumie zapamiętuję jeszcze kilka: Invisible Kid ze względu na wspomniane powyżej brzmienie bębenków, Sweet Amber z fantastycznym bluesowym początkiem (i tylko początkiem, bo na nowej METALLICE sielanki nie ma) oraz za dramaturgię. Podczas tego numeru miałem nadzieję, że zestaw głośników jakoś poradzi sobie, a membrany nie oszaleją na skutek drgania. Czyli znów URLICH!!! All Within My Hand przede wszystkim za to, że zamyka całość nie zbyt porywająco. Miałem nadzieję, że finał wciśnie mnie w wygodne biurowe krzesło i że pozostawi jakiś efekt. Rozczarowanie lekkie było, bo da się wyczuć pewnego rodzaju zmęczenie muzyków. Cóż, siedemdziesiąt minut bez przerwy musi być zapewne bardzo wyczerpujące. ;-) A pomyśleć, że zespół ma w planach aż trzy koncerty pod rząd??? Być może będzie to świetny utwór na koncertowe do widzenia. Przekonamy się wkrótce.

Poza URLICHEM pozostałych panów też chwalić będziemy. HETFIELD i HAMMET wyzbyli się w końcu uzależnienia od - poniekąd - męczących gdzieniegdzie, długich solówek. Chwała im za to, Panie Boże. Na St. Anger nie znajdziemy nic, co mogłoby wypełnić Metallica ballads. Nic a nic!. Nie ma niczego na wzór One, Nothing Else Matters, Mama Said, Turn The Page i wielu, wielu innych łóżkowych metalik, przy których zwykł kołysać się świat.

Powiedzmy to sobie wprost. Tu i teraz. METALLICA XXI wieku to nie ten sam band, do którego przyzwyczailiśmy się przez ostatnią dekadę za sprawą wiedoklipów zarzynanych aż do znudzenia w MTV. St. Anger to nie plastik i swą godność ma. METALLICA - nie ulega wątpliwości - musi być ze swojego dzieła wręcz dumna. Fani pewnie jeszcze bardziej zniecierpliwieni. Jak zespół poradzi sobie z karkołomnym tempem albumu przekonamy się już wkrótce na koncertach w Europie, a w niedalekiej przyszłości również w Polsce (to pewne!!!). W tej chwili jednak pozostaje nam czekanie. To ile jeszcze tych dni zostało? Od dziś... ze czterdzieści... METALLICA, St. Anger w sklepach 9 czerwca.

Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak