W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Polecamy blog kmf.blog.onet.pl - recenzja Load
dodane 11.10.2011 21:26:04 przez: ToMek
wyświetleń: 2305
Miło nam zaprezentować Wam oraz zachęcić do odwiedzenia bloga jednego z nas, Grześka, na którym znajdziecie sporo artykułów poświęconych książkom, muzyce i filmowi. Jeśli chodzi o gusta muzyczne to jest to szeroko rozumiany rock – próbkę znajdziecie poniżej – fragmenty recenzji Load, a na stronie również m.in. Master of Puppets i St. Anger oraz „Unto the locust” Machine Head, „Painkiller” i relacja z sierpniowego koncertu Judas Priest oraz film - „1920.Bitwa Warszawska”... i wiele innych). Jednym z głównych zamierzeń dotyczących muzyki, jest dodanie recenzji każdej płyty Metalliki – będziemy sukcesywnie Wam o nowych wpisach przypominać.



Sam blog zgłoszony jest do konkursu na „Literacki blog roku”. Trochę może nad wyrost, ale, jak mówi Grzesiek, „wydawało mi się, że to dobra metoda na zwiększenie czytelności, na której mi nie ukrywam zależy. Nagrody są wyłącznie książkowe więc nie o chęć zysku mi chodzi”. Myślę, że możemy spróbować pomóc – na głównej stronie blogu jest link (kliknij) pod którym trzeba wpisać swoje imię i nazwisko oraz maila. Na skrzynkę pocztową przychodzi informacja z kolejnym linkiem, którego kliknięcie powoduje, że głos jest zaliczony. Każda osoba może zagłosować tyko raz, ponieważ zapamiętywane są dane i adres mailowy. Głosowanie trwa do 30-go października. Jedno jest pewne, dla takiej córy (zdjęcie obok) jaką ma Grzesiek, warto wspomóc kolegę! Oddając głos Grześkowi: „Miała wtedy 11 miesięcy. Teraz ma już ponad 2 latka i jak widzi Metallikę to mówi, że śpiewa „Wujek James z Metalliki”. Cóż zrobić, Metallica podobnie jak dzieci. Jak już się pojawi to na całe życie!!”.



Metallica - Load - 1996


Mam problem. Zdecydowałem się napisać recenzję płyty, której podtytułem powinno być słowo "anatema". Album ten już po wsze czasy będzie bowiem wyklęty poza nawias muzyki metalowej. Przez to wydawnictwo Metallica, uznawana wcześniej za pioniera trash-metalu, zaczęła się pojawiać w kategoriach hard-rockowych, a nawet stricte rockowych. Duża w tym zasługa samego zespołu, który postanowił dokonać drastycznych zmian, nie tylko w samej muzyce ale we własnym image`u.

Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy 3 czerwca 1996 roku, po przesłuchaniu całej kasety (!) , zadzwoniłem do kolegi i zaproponowałem mu odsprzedanie, dopiero co zakupionego albumu. To nie mieściło się w głowie i nie mogło się dziać naprawdę. Przecież tym albumem mieli wrócić do korzeni, znowu mieli grać thrash, bo ja jako nastolatek, w którym kipiała dzika energia, chciałem wyładowywać swoje emocje na nowym Shortest Straw czy Damage Inc. A tu dostaję taki "The House Jack Built", gdzie pomijając tempo utworu, serwuje mi się solówkę z mocno przesadzonym efektem wah-wah, który przypomina bardziej wymiotowanie niż gitarowe solo. A "Mama Said" ? Country? O Kyrie eleison, niech mnie ktoś uszczypnie. Choć ja zareagowałem w bardziej pospolity sposób, parafrazując Karolaka stwierdziłem, że: "jesteśmy w czarnej dupie i wyraźnie czujemy jak śmierdzi".

W takim stanie trwałem przez bity tydzień i w końcu stwierdziłem, że zespół, który nagrał "For whom the bell tolls" czy "To live is to die", nie może od tak stracić talentu. Decyzja mogła być tylko jedna. Wkładam kasetę do magnetofonu i puszczam do tego momentu aż mi się spodoba lub dopóki nie pojmę, o co tu w tym wszystkim chodzi. Potrzebowałem trochę czasu, ale dziś z perspektywy, mogę z pełną świadomością powiedzieć, że ten album jest niezwykły. Tak, "Load" to bardzo dobra płyta. Oczywiście, że to nie jest trash czy speed metal. Oczywiście, że to już nie chłopaki w t-shirtach ale rockowe gwiazdy. Ale co z tego? To był album, który zdobywałem, który poznawałem kawałek po kawałku. Co jakiś czas odkrywałem jakieś nowe elementy, które zaczynały mnie poruszać. To w końcu teksty, które nie gloryfikowały trzepotania grzywą czy nie ostrzegały przed nuklearną zagładą. Stały się wieloznaczne, tajemnicze, dające słuchającemu możliwość własnej interpretacji. Tak jak Zdzisław Beksiński nie nadawał swoim obrazom tytułów, tak i Hetfield, pisząc w sposób wielowymiarowy nie narzucał odbiorcy własnego przesłania. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku zabieg ten powodował, iż treści czy obrazy stawały się bardziej mroczne (dla przykładu "Until it sleeps"; "Bleeding Me", "Thorn within" czy "Outlaw Torn"). Wspomniany już "Mama said" to z kolei utwór bardzo osobisty, dedykowany tej jedynej najbliższej osobie. Trzeba mieć wiele odwagi, żeby się tak otworzyć. Jaki to piękny utwór, dowiedziałem się kilkanaście lat później, kiedy mogłem utożsamić się z tekstem James`a. Ale nikomu nie życzę, by przekonywał się jak mocne przesłanie niesie ta piosenka, właśnie w taki sposób.



Są też na tym albumie utwory, które nie do końca odbiegają od pierwotnej zasady zespołu, czyli grać szybko i wściekle (otwierający "Ain`t my bitch", "King Nothing" czy "Wasting my hate", nota bene pierwszy utwór Metalliki bez solówki gitarowej). Niestety są też takie, bez których my moglibyśmy się obejść, a oni je wydali ( "Poor twisted me" i "Ronnie"). Jeśli chodzi o brzmienie to ponownie odpowiedzialny był za nie Bob Rock. Przy okazji promocji płyty Lars określił brzmienie "Load" jako "mięsiste" i chyba trafił w samo sedno. Jest ono poprawne, słychać dobrze niskie tony, a dźwięk werbla nie razi, tak jak będzie to miało miejsce w przyszłości. Z mojego punktu widzenia Rock, przy Czarnym Albumie, wykonał tytaniczną pracę, później nagrał dobrze brzmiący "Load" i na tym powinna się współpraca z nim zakończyć. Tak się nie stało a jego osoba, określiła brzmienie Metalliki na całe lata dziewięćdziesiąte i osiągnęła apogeum przy "St. Anger". Do czego to doprowadziło, doskonale wiemy....

Dalszą część recenzji znajdziecie na blogu Grześka http://www.kmf.blog.onet.pl .




ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 5
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak