W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Metallice strzela trzydziestka
dodane 27.12.2011 16:21:20 przez: ToMek
wyświetleń: 2334
Uwaga, poniżej zamieszczam news nr 1000 w kończącym się 2011 roku! Gratulujemy wszystkim, dzięki którym udało się osiągnąć taki wynik – szczególnie Wam drodzy Overkillowcy za codzienne bytowanie i czytanie tego, co piszemy \m/

Felieton z serwisu Stereogum z datą 4. października 2011. Autorem jest Tom Breihan. Tłumaczenie: Czerw






Metallice strzela trzydziestka


Oficjalnie Metallica powstała w październiku 1981 roku w Los Angeles, krótką chwilę po tym, jak James Hetfield odpowiedział na notkę, którą Lars Ulrich zamieścił w lokalnej gazecie z ogłoszeniami drobnymi. To oznacza, że zespół kończy 30 lat w tym miesiącu. Przez co najmniej połowę tego czasu band był w najlepszym wypadku zamkniętym zakładem dla żenujących staruchów. Ich najnowsza historia jest w gruncie rzeczy opowieścią o jednej PR-owej bezmyślnej gafie pędzącej za drugą. Doszło do decyzji, by wypuścić kolaboracyjny album, nawet jeszcze bardziej gówniany, niż ich najmniej lubiana płyta. Było szpanerskie i tworzące międzypokoleniową przepaść (choć uzasadnione ekonomicznie i moralnie) ulrichowskie żądanie, by ujarane Napsterem dzieciaki zapłaciły komuś za muzykę na ich twardych dyskach. Był katastrofalny, pełen dłużyzn dokument, który z pełnym okropieństwem szczegółów uchwycił proces wytłaczania z płyty totalnego gnoju, unieśmiertelniając każdą parszywą „twórczą decyzję” (brak solówek!), tak by sam film mógł się cieszyć dalece większym poważaniem, niż album którego powstawanie uwiecznił. I teraz jest wysyp gówna z nowego singla „The View”, poronionego i najgorzej wykonanego nowego duetu z Lou Reed’em, który jakoś nie całkiem dobrze wróży ich wspólnemu albumowi. Od jakiegoś już czasu sprawy stoją koszmarnie. A zarazem:




Metallica, w pewnej mierze, jest najważniejszym i odnoszącym największe sukcesy podziemnym zespołem rockowym wszechczasów. Jako żłopiące whisky wędrowne kundle wypełniali stadiony na długo przed tym, jak dostali się pod zasięg węchu MTV. Napełniali te stadiony wypuszczając rozwalające, antyspołeczne albumy, które wyszydzały prosto w twarz
zdroworozsądkowemu poglądowi na popową strukturę piosenek i ich ogólną przystępność – i czynili to, podczas gdy współcześni im brutale jak Black Flag wciąż jeszcze szarpali się w swoich furgonetkach. Gdy już ostatecznie pokazali się w MTV, było to „One”, komicznie niemal mroczna, siedmiominutowa, czarno-biała wizja totalnej bezsilności. A kiedy stali się supergwiazdami, zdobyli to tak zwanym „Czarnym Albumem”, który rozjaśnił melodie i spowolnił tempa oraz skrócił długości ścieżek, za to wciąż miażdżył jako najcięższy kawał post-Sabbathowego łomotu, jaki młode uszy autora niniejszego tekstu mogły kiedykolwiek zdzierżyć. Ten zespół odnosił gwałtowne sukcesy i najpierw zmienił oblicze muzyki, potem zjechał z torów. I jakiejkolwiek durnoty Lars Ulrich mógłby nie wysrać, gdy znów ktoś mu machnie cyfrowym odtwarzaczem przed nosem, ich dziedzictwo nie przeminie nigdy. To był zespół, który znaczył, a zdobyli znaczenie przez napierdalanie ciężej niż ktokolwiek inny.



Na żywo widziałem Metallikę trzy razy i za każdym razem było to wtedy, gdy zespół w zbiorowej świadomości swoich fanów chwiał się na krawędzi totalnej badziewii. Pierwszy raz: Lipiec roku 1992, pierwszy punkt ogromnej, wspólnej stadionowej trasy z Guns n’Roses, która podkreśliła ich ostateczne wniebowstąpienie ze stratosfery do kosmosów sławy. (Dzięki paru pomylonym pirotechnikom w Montrealu, ta trasa prawie też zakreśliła koniec życia Hetfielda, ale to całkiem inna historia). Drugi raz: Sierpień roku 1996, kiedyś-buntownicza-niegdyś-wkurwiona kapela, teraz z włosami ściętymi do poważanej w biurze długości, przewodzi na „fajniejszej-niż-sam-papież” [oryg. „cooler-than-thou”, posiłkowałem się tłumaczeniem idiomu z ling.pl – Czerw] objazdówce Lollapalooza, gotowa wypuścić na świat swój ani-trochę-udany album „Load”. Trzeci raz: Marzec roku 2009, podczas gdy zespół świętował wydanie swojej wersji Guitar Hero przed tłumem dzieciaków na gali SXSW w Austin. Każdy z tych trzech występów nadszedł, gdy zespół odsuwał się trochę dalej od swoich nastoletnich krwawo-gromowych korzeni – i mimo to wciąż nie mogę wyobrazić sobie choćby najbardziej hardcorowego fana opuszczającego którykolwiek z tych w występów w stanie innym, niż wirująca łbem, wyheadbangowana ekstaza. Metallica na żywo, nawet gdy wrzuci w materiał nowe śmiecie, jest szturmującą bestią, absurdalnie zwartym oddziałem zawsze zdolnym sprawić, by jego demoniczny jazgot brzmiał jak największa muzyka wszechczasów. Widywałem Hetfielda wyłaniającego się ponad tłumem niczym gargulec łaknący wiedzy o tym, czy żyjemy. Widziałem jak przeprowadzają zaginające umysły eskapady gitarowej wirtuozerii, moszując jednocześnie z łamiącą karki prędkością. Widziałem ich jak stoją naprzeciw dziesiątków tysięcy i grają piosenki Misfitsów i Anti-Nowhere League, piosenki które duża część tych tłumów poznała tylko dlatego, że zagrała je Metallica.



I wreszcie są te pierwsze cztery albumy. (Niektórzy powiedzą pierwsze trzy. Ja mówię pierwsze cztery). Za każdym razem w ciągu lat 80-tych, gdy grupa zabrała się razem do nagrań, jakikolwiek mieliby wtedy przygotowany materiał, zamieniali się w niepowstrzymaną siłę, oddział, który przeniósł wszystkie swoje inspiracje na jedno masywne brzmienie, które okazało się większym niż te któregokolwiek z jego poprzedników. Kiedy słyszysz, powiedzmy, „For Whom The Bell Tolls”, słyszysz band, który dokładnie wiedział, co robi, który dokładnie zdawał sobie sprawę z momentu, w którym powinien przełamać topiące czaszkę solo i przebić się na taranujący główny riff. Dzięki swojej psiej, piekielnej furii, brzmienie, które wypracowali rozwaliło dużo więcej nastoletnich umysłów niż Sonic Youth, The Replacements i Eric B. & Rakim wzięci razem. Chociażby z tego tylko powodu, zasługują na rocznicowy hołd. I kiedy, i o ile, ta cała rzecz z Lou Reedem obróci się w katastrofę, której wszyscy oczekujemy, to przynajmniej zasłużyli sobie na tę szansę, by tego zaryzykować.




Czerw
Overkill.pl





Waszym zdaniem
komentarzy: 13
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak