W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Luxtorpeda + NOKO, Charlie Monroe, Sun Control Device - relacja
dodane 29.10.2011 02:44:00 przez: ToMek
wyświetleń: 2366
Ci, co nie mogli być z nami w Chorzowie mieli okazję na imprezę w Warszawie przed tygodniem, gdzie zagrali – Luxtorpeda – gwiazda ostatniego chorzowskiego zlotu oraz Charlie Monroe – nowy projekt basisty Mikotalliki, a także NOKO i Sun Control Device, poniżej relacja z tego koncertu, autorstwa Maćka T ubarwiona fotkami Kasiulca.



„Jest niedziela, siedemnasta, pogoda też nie sprzyja do gry w piłkę” tłumaczył niedawno kiepską postawę swojej drużyny jeden z piłkarzy naszej kopanej ekstraklasy. Na szczęście ani niedzielne popołudnie, ani październikowa aura nie zniechęciły muzyków i fanów, którzy pojawili się 23 października w warszawskim klubie Punkt & Radio Luxembourg na koncercie zespołu LUXTORPEDA oraz grup towarzyszących.



Imprezę otworzył zespół Sun Control Device. Warszawa ekipa zaprezentowała szereg interesujących kompozycji, często budowanych poprzez frapujące kontrasty: wokalistka Asia przeplatała delikatne, melodyjne partie z bardziej agresywnymi, zadziornymi wycieczkami. Podobnie gitarzyści (zasłużeni Overkillowcy Yader oraz Longplay) zgrabnie łączyli progresywne niekiedy podkłady z ciężkimi, klimatycznymi akordami czy dynamicznym riffowaniem („Słup soli”). Z eklektycznej mieszanki wyłonił się ostatni zagrany tego wieczoru przez grupę utwór, stając się moim osobistym faworytem z bardzo udaną końcówką, w której instrumentaliści dawali z siebie wszystko. Basista Bartek z dużą ekspresją uderzał w struny swojego wiosła, tworząc solidny fundament pod partie grane unisono przez gitarzystów.

Jako drugi na scenie zainstalował się szczeciński kwartet Charlie Monroe. Przebojowy funk-rock oraz zachęty wokalistki Martyny przyciągnęły sporą grupę wciąż napływającej do klubu publiczności pod samą scenę. A na tej ostatniej działo się nie mało. Przyjemny, ciepły wokal osadzony został na bujającym groove serwowanym przez basistę Maćka (kolejny Overkillowiec na scenie tego wieczoru) i perkusistę Dominika, który nie przerywając gry przedstawił także swoje własne partie wokalne. Natomiast moim cichym faworytem okazał się – być może dlatego, że sam od lat próbuję brzdąkać na gitarze – gitarzysta Charlie Monroe. W jego grze akordowej słyszałem Hendrixa i Red Hot Chili Peppers (np. w bardzo wakacyjnym, przebojowym „Chesterfield”), a ogniste, funkowo-bluesowe solówki wydawały się być jednocześnie dzikie, jak i przemyślane; zagrane z serca, ale i z głową. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do nagłośnienia – momentami brakowało selektywności, nieco głośniej mógłby być bas. Te drobne mankamenty nie przeszkadzały jednak publiczności, której wyraźnie spodobał się występ grupy i tylko brak czasu sprawił, że nie było żadnych bisów.



Kolejny prezentujący się tego wieczoru zespół również skojarzył mi się z klimatami amerykańskimi, jednak ze słonecznej Kalifornii przeniosłem się bardziej na północ („jedziemy w górę mapy”?), w okolice Seattle. Grupa NOKO, o której tutaj mowa to już całkiem znana marka. Zespół zdobył nagrodę publiczności na tegorocznym festiwalu w Jarocinie, doszedł do finału telewizyjnego programu Must Be The Music (podobno, nie oglądałem – ale jeżeli to prawda, to cieszę się i jednocześnie wcale nie dziwię), a ich utwór „Bad Thoughts” utrzymuje się w czołówce listy przebojów Antyradia. Warto nadmienić, że członkowie kapeli grali wcześniej m.in. w takich warszawskich grupach jak Nonconcrete czy Hedfirst. W niedzielę w P&RL zespół zaprezentował solidnie dopracowany i mocny materiał, w którym słychać było zarówno Seattle (mocny i czysty głos Jurgena z powinien spodobać się fanom Alice In Chains czy Soundgarden), jak i wpływy nu metalowe (świetne, ciężkie i motoryczne riffy gitarowe). Cechą charakterystyczną formacji jest umiejętność łączenia rytmicznych, ciężkawych podkładów z zapadającymi w pamięć, melodyjnymi wokalami. Wiele zespołów sili się na takie zabiegi, tym ciężej więc zrobić to w sposób niebanalny i nie trącący myszką – tymczasem chłopakom z NOKO wychodzi to jak należy. Jak pisze się o nich w Internecie: „to jeden z tych zespołów, na których koncert wpadasz przypadkowo, a potem chcesz, żeby grali co tydzień”. Potwierdzam i polecam.

Supporty nie zawiodły, ale gdy tylko ostatni z nich zwinął się ze sceny, na zapełnionej już sali dało się wyczuć niecierpliwe oczekiwanie na gwiazdę wieczoru, która na szczęście nie kazała na siebie długo czekać (klubowa dobudówka wygląda nieźle, ale nie wiem jak skończyłoby się starcie z rozgrzanym, punkowo-metalowym towarzystwem). Jako luxtorpedowy neofita przewidywałem, że na prawdziwe szaleństwa trzeba będzie poczekać do momentu, aż grupa zagra swoje największe hity. Tymczasem nikt nie miał ochoty się oszczędzać i wesołe przepychanki pod sceną rozpoczęły się wraz z Intrem znanym z debiutanckiego albumu, by rozkręcić się w towarzystwie pierwszych taktów „Jestem głupcem”. Oprócz intensywnego pogo grany był crowd surfing, a o dużej frekwencji w klubie świadczyli najdzielniejsi surfujący, docierający na rękach publiczności od sceny aż po stół mikserski, znajdujący się końcu sali.

Kiedyś Lipa zapytany przez dziennikarza jednego z rodzimych czasopism muzycznych o to co wniósł do składu Acid Drinkers, odpowiedział: „brud, rzyg i twarde jaja”. Chyba nie miał innego wyjścia, bo Litza parę lat wcześniej zabrał swoje, a teraz ponownie je prezentuje. Personalnie Robert wydaje się być mocno stąpającym po ziemi, spokojnym człowiekiem typu „do rany przyłóż”, jednak na scenie wraz z zespołem prezentuje punk rockowe nastawienie z posypanymi stonerowym piachem gitarami i fantastyczną grą perkusisty Krzyżyka. Po kilku numerach z pierwszej płyty zakończonych wyśpiewanym i wyskakanym przez publiczność hitem absolutnym - „Autystycznym”, zespół zagrał dwa numery spoza krążka: bardzo fajnie przearanżowane „Gdzie Ty jesteś?” z repertuaru Hansa i Pięć Dwa Dębiec oraz coś dla sympatyków Acid Drinkers, czyli potężne „Slow and Stoned / Method of Yonash”. Następnie Litza poprosił publiczność o uczczenie poległych symboliczną minutą ciszy przed utworem „Za wolność”. Frontman grupy chętnie dzielił się z nami swoimi przemyśleniami. Opowiadał o dzieciństwie - nieco już zapomnianej sztuce gry w statki na kartce papieru („Trafiony zatopiony”) czy o podróżach nad morze („Autystyczny”), a także o sprawach trudniejszych jak brak porozumienia pomiędzy rodzicami. („Od zera”). Przed „W ciemności” przytoczył także poruszającą i inspirującą historię z życia prywatnego, której nie przytoczę jednak z racji dużej intymności. Warto Litzy słuchać, bo potrafi opowiedzieć coś w gruncie rzeczy smutnego i poruszającego, wlewając jednocześnie człowiekowi nadzieję w serce.



Po surowym „Niezalogowanym” nadszedł czas na obfitujące w ciekawe wrażenia zakończenie koncertu. Zespół zagrał nowy, ciężki numer „Raus”, który znaleźć ma się na następnej płycie grupy. Po raz drugi poleciał też „Autystyczny” - tym razem na scenie pojawiła się gościnnie sama Kasia Kowalska, która wraz z publicznością wspomogła Luxtorpedę wokalnie. A ostatnim bisem okazała się być skoczna, kowbojska przyśpiewka, której odśpiewania podjął się basista Kmieta, przy akompaniamencie Litzy – dla odmiany zasiadającego za perkusją. Największe brawa zebrali chyba jednak pozostali członkowie grupy, którzy okrasili performance spontanicznym (tak naprawdę ćwiczyli pewnie całymi minutami) układem tanecznym.

A schodzeniu Luxtorpedy ze sceny towarzyszył puszczony z taśmy Elvis Presley i zrobiło się jeszcze bardziej ciepło i... rodzinnie. Nie wiem czy to kwestia muzyki, poruszającego publiczność Litzy czy może grzanego piwa i smakowitych aromatów dobiegających z wegańskiego stanowiska cateringowego, ale było naprawdę przyjemnie, a członkowie zespołu jeszcze przez długi czas podpisywali płyty i gadżety oraz fotografowali się ze swoimi fanami.



Impreza w Punkt & Radio Luxembourg okazała się dowodem na to, że w niedzielę po osiemnastej też może wydarzyć się coś ciekawego. Tymczasem Luxtorpeda nie zwalnia (najwyraźniej nazwa zobowiązuje), w planach są kolejne wydawnictwa, a z koncertami formacja powraca w listopadzie. Warto ruszyć się z domu.


Maciej T.
Overkill.pl



Waszym zdaniem
komentarzy: 4
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak