Login:
Hasło:
Rejestracja Przypomnienie hasła
27.04 |
PVRIS, Warszawa |
08.05 |
The Kills, Warszawa |
11.06 |
Tool, Kraków |
21.07 |
Lenny Kravitz, Kraków, Łódź |
13.10 |
Duff McKagan, Warszawa |
14.08 |
Dead Poet Society, Warszawa |
13.08 |
grandson, Kraków |
08.08 |
Motionless in White, Kraków |
09.07 |
Palaye Royale, Warszawa |
02.07 |
Thievery Corporation, Warszawa, Kraków |
26.06 |
Boston Manor, Warszawa |
26.06 |
Atreyu, Warszawa |
12.06 |
Underoath, Warszawa |
20.04 |
Armia, Kraków, Zabrze |
20.04 |
Cassyette, Warszawa |
10.04 |
Fast Animals and Slow Kids, W-wa |
06.04 |
King Nun, Warszawa |
30.03 |
Judas Priest, Saxon, Kraków |
27.03 |
Tom Odell, Warszawa |
26.03 |
Mother Mother, Warszawa |
Loutallica dla GQ - obszerny wywiad na temat Lulu
dodane 27.10.2011 16:06:13 przez: ToMekwyświetleń: 2433
W ubiegłym tygodniu pojawił się obszerny wywiad z Metalliką i Lou Reedem na temat Lulu dla magazynu gq.com, w którym dokładnie opowiadają o tym czym jest Lulu, jak i dlaczego powstało. Wywiad przetłumaczył Konrad „neg” Frączek – serdeczne podziękowania!
W 2004 roku, dziedzictwo Metalliki wydawało się niepewne. Ich ostatni album, St. Anger znajdował się pod ostrzałem z powodu swej dziwacznej produkcji, a nowy dokument „Some Kind Of Monster” uwieczniał ich bliski realizacji rozpad. Zespół, który do perfekcji doprowadził thrash w latach osiemdziesiątych i szturmem wdarł się na listy przebojów w latach dziewięćdziesiątych, obecnie -dryfował w nieznane.
Przeskok w rok 2011. Tegoż to roku, kwartet odnotował dwa ważne wydarzenia w swej karierze: swoją globtroterską przenośną trasę - „Wielką Czwórkę” z zaprzyjaźnionymi metalowymi tytanami Slayerem, Megadeth i Anthraxem. Oraz Lulu – dziewięćdziesięciominutowy owoc współpracy z nowo-odnalezioną bratnią duszą – Lou Reed’em.
Nowy album, który składa się ze znanej z Velvet Underground psychoseksualnej poezji wymieszanej z potężnymi riffami Metalliki, wydaje się być kamieniem milowym zarówno dla Reeda jak i członków Metalliki. Jest całkiem sporo nowojorskich legend kochających abstrakcję Lulu, ale sztuka doskonale równoważy się z rockiem. „Muszę mieć ten Metallikowy mięsień.” stwierdza Reed, gdy pytamy go, czy Metallica wywrze wpływ na jego przyszłą pracę. „100 na godzinę nic nie da. Albo 170, albo nic.”
GQ: Jakie były wasze wyobrażenia o sobie nawzajem zanim zaczęliście pracę nad tym projektem?
Lou Reed: Kocham Metallikę od dziecka.
Lars Ulrich: Powodem była chęć zrealizowania wizji Lou współpracującego z nami przez jeden dzień. Myślę, że nie cofamy się o kilka lat, ale cofamy się wiele istnień wstecz, wiele planet i układów słonecznych.
GQ: Tego nie wiedzieliśmy! Jestem także ciekawy, ponieważ Metallica zawsze chętnie wypowiadała się co do swoich wpływów: Misfits i Diamond Head. Ale nigdy nie słyszeliśmy, żebyście mówili o Velvet Underground.
Lars Ulrich: Lou, Velvet Underground, jego solowy materiał, nowojorska scena, wszystko to było dla mnie inspirujące w większym formacie, w sposób wywalający z łózka. Znajdź sposób, by dostać się na pokład i zmień świat na swój mały sposób. Diamond Head i Misfits oraz inni tego typu szli bardziej w stronę muzycznego wywierania wpływu. Jest to bardziej nastawione na inspirację, chęcia bycia żywym i do robienia rzeczy możliwie najlepiej, jak tylko można.
Gdy dorastałem w Danii w latach sześćdziesiątych, mój ojciec [tenisista Torben Ulrich] miał ciągły potok domorosłych jazzmanów przepływający przez dom – muzyków, pisarzy i poetów przefiltrowanych przez drzwi – oraz ścieżkę dźwiękową, w skład której wchodziłoby wszystko od The Doors po Jimi Hendrixa, Velvet Underground, Ornette Coleman, Hojna Coltrane’a i Sonny Rollinsa.
Lou Reed: Dextera Gordona.
Lars Ulrich: Racja, Dexter Gordon. [Gordon był ojcem chrzestnym Ulrich’a]. To było naprawdę bogate kulturalnie gospodarstwo i wychowanie. To co wyniosłem od mojego ojca przez te lata nim się się zbuntowałem to otwartość na wszystko to co działo się w domu.
Lou Reed: Lars ma jednego z najlepszych ojców jakich mógłbyś spotkać. Jest zdumiewający.
GQ: Miałeś okazję spędzić z nim wolny czas?
Lou Reed: Tak, jest niesamowitą osobowością.
GQ: Rozmawialiście o jazzie?
Lou Reed: Znał ich wszystkich, to zdumiewające.
Lars Ulrich: Lou i Hal Willner, nasz cudowny producent, oraz mój tata zaszyli się w rogu na kilka godzin w naszym domu o okolicach 1957 roku rozmawiając o tym i owym, co miało miejsce w Filadelfii, i tak dalej, spotykali Dona Cherrego. Sporo miłości.
GQ: Porozmawiajmy więc o nowym nagraniu. Słyszałem je tylko raz…
Lou Reed: Słyszałeś cały album?
GQ: Tak.
Lou Reed: Gdzie?
GQ: W studio takim jak to. Siedziałem w biurze managementu Metalliki.
Lou Reed: Przez co tego słuchałeś?
GQ: Głośniki, odtwarzacz CD.
Lou Reed: Przez boomboxa z CD?
GQ: Nie, przez wielkie głośniki. Było bardzo głośno.
Lou Reed: Cóż, mam nadzieję...
Lars Ulrich: I brzmiało jak coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałeś?
GQ: Byłem pod wrażeniem tego, jak bardzo jest eksperymentalne.
Lou Reed: Zauważyłeś.
GQ: Cóż, myślę, że to bardzo interesujące, że Metallika wydaje to wyzywające dzieło mniej więcej w tym samym czasie organizując “The Big Four”, który ma charakter bardzo populistyczny. Oba znajdują się po skrajnie przeciwnych stronach spektrum.
Lars Ulrich: To trzyma nas przy życiu.
Lou Reed: Nazywa się to wielką paletą. Dlaczego chcesz rysować tylko kółka?
GQ: Na stronie internetowej, Lou pisze: “To nie jest nagranie częściowe”. Jakie inne nie-częściowe nagrania mogły zainspirować Lulu?
Lars Ulrich: Słuchaj, nikt z nas nie pisze chłamu. [śmieje się] Znasz historię: Zebraliśmy się razem dwa lata temu i zagraliśmy w Madison Square Garden [Reed dołączył do Metalliki w ich wersji velvetowskiego „Sweet Jane”], i zakochaliśmy się w sobie z wzajemnością niemalże natychmiast.
Lou Reed: I przysięgliśmy sobie wtedy, że zbudujemy wspólny zespół, ponieważ było w tym sporo zabawy i był to przykład planet w doskonałym ustawieniu. Słowo „nagranie częściowe” odnosi się do nagrania, które zrobiłem, w którym to Ornette Coleman porobił nakładki i zrobił to siedem razy – jest na mojej stronie. Jedną z bębnami, jedną z wokalem, jedno z całością. Mogliśmy wypuścić tylko jedno, ale na przestrzeni lat, chciałem wypuścić wszystkie siedem. Więc posłuchaliśmy wszystkiego, co chcieliśmy wydać i Willner powiedział: „Prawdopodobnie powinniśmy wypuścić częściówkę”. To była częściówka: autorstwa Ornetta.
GQ: To interesujące, że przywołujesz Ornetta. Ostatnimi czasy koncertowałeś z Johnem Zornem i Laurie Andersen, pracując w bardziej abstrakcyjnych warunkach.
Lou Reed: Poślubiłem jedno z nich.
GQ: Johna Zorna, tak? Tak czy inaczej, jednym z moich ulubionych momentów na Lulu było “Frustration”, gdzie niemalże mamy duet pomiędzy bębnami i wokalem.
Lou Reed: Nie do końca tak jest. Przyzwyczajasz się do tego po chwili. A potem nagle, gdy wchodzi zespół? To zaskakujący moment, nie sądzisz? Trwa i trwa, a gdy skupiasz się na tekstach, znienacka wkracza reszta chłopaków.
Lars Ulrich: Jedną z rzeczy, która nie przydarza się bębniarzowi zbyt często, to wskazówka Lou Reeda, byś zagrał do wokali w jakimś cholernie popieprzonym stylu i myślę, że dobrym odniesieniem będzie tu styl Keitha Moona. Był to jeden z bardziej inspirujących momentów.
Lou Reed: To było naprawdę świetne. To wszystko było w znacznej mierze docinane na żywca, więc poszło, jak poszło, w płynny sposób. Geniusz tych gości, moich metalowych braci, opiera się na tym, że wybudowali to piękne studio, które bazuje w okolicach idei przepływu, gdzie wszyscy siedzą w wielkim kółku, śpiewając i grając. Więc każdy jest we wszystkim i tak to wygląda.
GQ: Więc wokale były nagrywane w tym samym czasie, co muzyka?
Lou Reed: Tak, bez rozdzielania. Patrzę przez pokój wprost na Larsa, James jest obok mnie razem z Kirkiem i wszystko wypływa. To nie tak, że możesz poprawić wokale [śmieje się], rozjaśnić je. Jeśli je rozjaśnisz, rozjaśnisz wszystkich.
Lars Ulrich: Oczywiście bez zbytniego ciśnienia, gdy śpiewasz.
Lou Reed: Więc właśnie tak to wygląda. To naprawdę zależy od wyboru mikrofonu i odległości od niego.
GQ: Więc w przypadku tego duetu perkusyjno-wokalnego Lars, Lou powiedział ci co masz robić?
Lars Ulrich: Bardziej zachęcił. Żywimy się wzajemnie. Myślę, że piękną rzeczą w tym całym dynamicie jest to, że nikt nie mówi ci, co masz robić. Żywimy się świetnymi tekstami, które przyniósł Lou, żywimy się wzajemnie, żywimy przestrzeń.
Lou Reed: W pewnym momencie, powinieneś czuć, że niektórzy goście łapią oddech, a my lecimy dalej, dają nam tym samym chwilę na pobawienie się, po czym znowu wracają z łomotem. Ponieważ Lars daje bębnami znak, o którym muszą wiedzieć: „Okej panowie, wskakiwać, konie są gotowe.”
GQ: To interesujące, ponieważ jak można było zauważyć na Some Kind Of Monster i czytając o nagrywaniu ...And Justice For All wygląda na to, że Metallika w studio jest bardzo drobiazgowym zespołem .
Lars Ulrich: Tak.
GQ: Ale tak nie jest w przypadku Lulu. Jak to jest przeskoczyć z sytuacji, w której możesz poprawić wszystko na komputerze do czegoś takiego?
Lars Ulrich: To niewiarygodnie wyzwalające oraz inspirujące na przyszłość wiedzieć o tych wszystkich możliwościach. Lou pojawił się z tym świetnym zestawem tekstów. Jeśli chodzi o Jamesa Hetfielda i teksty-i mówię o tym w jaknabardziej pozytywnym tych słów znaczeniu- to to, żę pojawiają się zazwyczaj na końcu. Bywa, że ostatnie kilka tekstów powstaje, gdy album poddawany jest masteringowi w Nowym Jorku. Mając Lou wychodzącego z tymi tekstami i mieć możliwość bycia nimi zainspirowanym było darem i absolutnym oraz totalnym pokręceniem myśli. Jesteśmy w tym tylko trzydzieści lat, więc dopiero zaczynamy, przez następne cztery czy pięć dekad pojawiają się nowe możliwości robienia tego.
Lou Reed: Marzyłem o tego rodzaju piosenkach, które możesz połączyć z rockiem, jeśli spojrzysz na to z punktu widzenia Williama Borroughsa lub Huberta Selby’ego lub Tennssee Willimsa, dla „Uprzejmości obcych”. Jeśli złożysz do kupy tego typu teksty i masz do tego melodię, co się stanie, jeśli nie zrobisz z tego schematu zwrotka/refren, ale wsadzisz tam Metallikę i puścisz ich wolno? I to właśnie miało miejsce: puściłem ich wolno. Jedynym ograniczeniem jest tutaj niebo, w tym przypadku. Czekałem wieki, aż ktoś zrobi coś tego typu. Nikt tego nie zrobił.
GQ: Lars powiedział, że Metallica będzie teraz bardziej spontanicznie podchodzić do procesu nagrywania. Lou wyniesiesz z tego projektu pod kątem swoim kątem?
Lou Reed: W przypadku Metalliki, 100 km/h nic nie da. Albo 170, albo nic. Jeśli o mnie chodzi, w tym wszystkim chodzi o wyczucie. Wyobraź sobie, że masz tę moc i masz linijkę w styli „To była uprzejmość obcych” lub „To byłeś ty, Charley”. Pomyśl, gdybyś mógł to zrobić. Wysłałem to do Larsa i spółki a oni na to „Wchodzisz w to?”. Nikt tego nie zna, nigdy nie było nagrane. Dostał to powrotem i powiedział: „Jestem naprawdę podjadany, żeby z tym spróbować. Musimy to zrobić.”
GQ: Mówiło się trochę o tym jak piosenka “Junior Dad” doprowadziła Kirka i Jamesa do łez. Co z tego pamiętasz?
Lou Reed: Nie tylko ich...
Lars Ulrich: Wszystkich z nas. Mój tata był w chwili, o której mówisz w złym stanie, dotyczyło więc to nas wszystkich.
GQ: Byłem naprawdę porażony pomysłem, że na tym albumie są dwie wielkie nazwy –Metallica i Lou Reed- i album kończy się długimi partiami altówki, gdzie praktycznie nie słyszysz już żadnego z tych głosów.
Lou Reed: Cóż, poczekaj chwilę. Pomijasz nadzwyczajny skład, który w to wszedł. Wszystko spełzłoby na niczym, bez tego całego, niesamowitego… Jest tam to ostateczne pchnięcie, które robi Metallica, i to jakby rozwarła się ziemia a ty na to „Ach…”. To zdumiewające. Za każdym razem, gdy to słyszę, jestem tym przytłoczony. Dla mnie to spełnienie marzeń. To nie tak, że tam nie ma Metalliki, jest tam jej naprawdę sporo.
GQ: Ponieważ to oni rządzą w tej chwili.
Lou Reed: Sprawiają, że to się dzieje.
GQ: Lars, rozmawialiśmy o tym, jak bardzo polerowane i kontrolowane były poprzednie nagrania. Co myślisz przed wydaniem czegoś takiego? Czy bałeś się reakcji na to?
Lou Reed: “Bałeś się”, no co ty żartujesz?
Lars Ulrich: Nie, odczuwałem jedynie radość i podniecenie i ekscytację w dzieleniu tego wszystkiego. Myślę, że to jedna z najbardziej oczywistych współpracy na tej planecie jaka kiedykolwiek miała miejsce. Za każdym razem uśmiecham się, gdy czytam czyjeś słowa, w których mówi: „To najdziwniejsza współpraca”. Myślisz, że ludzie bardziej pasują do siebie niż Metallica i Lou Reed?
Lou Reed: Przecież to wydaję się takie oczywiste!
Lars Ulrich: To właśnie mam na myśli. Podążaliśmy tą samą ścieżką: Lou żył w swojej bańce przez cztery dekady, my w naszej przez trzy. Nie gramy, by zgrać się z kimś innym. Jesteśmy autonomiczni. Żyjemy w własnym, immanentnym muzycznym wszechświecie. I nie musimy zaspokajać żadnego ciula. Nie sądzę, by ktokolwiek inny bardziej do siebie pasował niż te dwa wspomniane.
Lou Reed: Zostaliśmy stworzeni do tego, by zrobić to razem. I to było po prostu oczywiste, gdy graliśmy razem „Sweet Jane”. Ludzie przychodzili do mnie miesiącami i mówili „Musisz nagrać coś z tymi kolesiami! Czemu ich o to nie spytasz?” Odpowiadałem: „Zrobiłem to!”
Lars Ulrich: Metallica musiała najpierw trzy razy okrążyć kulę ziemską.
Lou Reed: Musieliśmy znaleźć na to miejsce.
Lars Ulrich: Powiedział nam o tym jak opuszczaliśmy mury Madison Square Garden. To było jakoś w październiku 2009. To prawdziwa sytuacja: Wychodziliśmy z windy. Szedłem do mojego samochodu, a on do swojego. Obejrzał się i powiedział „Nagrajmy coś razem.” Powiedziałem: „Lou, oczywiście, że coś razem nagramy”. Musieliśmy się najpierw uporać z obowiązkami związanymi z Death Magnetic, a potem oczyścić nasze ciała i myśli przez kilka miesięcy. Ale kilka miesięcy później do tego doszło.
Waszym zdaniem
komentarzy: 21
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
|