W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Lars o swojej najgorszej życiowej porażce
dodane 17.10.2011 17:22:12 przez: ToMek
wyświetleń: 3540
Jak być może niektórzy z Was pamiętają, Lars Ulrich miał mniej więcej 10 lat temu napisać muzykę do pierwszej części filmu Kill Bill Quentina Tarantino. Do niczego, bez poddania przyczyny, jednak nie doszło, i muzyką zajął się RZA z Wu-Tang Clan. Dziś w wywiadzie dla Newsweek Lars wyjaśnia całą tę sprawę, uznając ją za swoją najgorszą porażkę w życiu. Poniżej słowa Larsa oraz kilka zmontowanych scen z filmu z muzyką Metalliki w tle:


Quentin Tarantino chciał zjeść razem obiad. OK, można sobie tak udogadniać... tydzień później siedzieliśmy razem w restauracji w San Francisco wymieniając historie o największych turbulencjach, jakie miały miejsce w trakcie naszych lotów, wywołane przez paskudny powrót z Chin, jaki miał on właśnie za sobą. W połowie tych bajdurzeń doszliśmy do sedna spotkania, jakim było jego przygotowanie się do kolejnego filmu, zatytułowanego Kill Bill.

Jedne z najbardziej surrealistycznych 30 minut w moim życiu spędziłem siedząc z Quentin sześć stóp od siebie, patrząc jak tańczą jego oczy, mocno ożywione, gdy wyjaśniał mi skomplikowane detale napisanej choreografii i dwóch głównych scen walki, do których chciał użyć “Enter Sandman” i “Sad but True”. Pięści miały dosięgać twarzy, kopnięcia w rytm uderzeń w blachy, ciała miały się kręcić po uderzeniach w rytm muzyki. To miał być kolejny poziom filmu Tarantino, pożenionego z muzyką Metalliki, podkręcone na 110 %. Miałem za sobą szybko mijających 18 miesięcy, siedzieliśmy w Enormodome, przed oczami miałem rozgrywany przez niego spektakl, z wielkim bananem na mojej twarzy. W jego gestach była prawdziwa kinowa poezja. Największy mariaż pomiędzy muzyką a filmem, jakie świat kiedykolwiek widział.



Byliśmy zakręceni tym pomysłem przez całe popołudnie i wieczór, zresztą to podniecenie trwało kilka dni. W końcu, ta-da, scenariusz! 180 stron, grubo i gęsto zapisanych. Moje myśli krążyły wokół tej błazenady [shenanigans]. Cała historia, język, skręty, zmiany, kung-fu i ten żargon – im więcej w to wchodziłem, tym bardziej byłem zaskoczony. Strona po stronie zdawałem sobie sprawę, że jest to napisane w języku, który jest poza moją sferą zrozumienia. Nigdy nie spotkałem się z taką narracją, która dla mnie była obcą kulturą sztuki walki i azjatyckich mitów. Nie potrafiłem wkręcić swojego duńskiego, zakutego łba w to coś. Jestem orędownikiem jego filmów, uwielbiam go jako osobę, ale po skończeniu tych 180 stron usiadłem oszołomiony i czułem się nie fajnie, że tego nie zrozumiałem. Nie byłem w stanie zrozumieć jego błyskotliwości. Zaczął za dużo nad tym myśleć. ’Zrób to, zrób to’, coś instynktownie krzyczało w mojej głowie, ale byłem zmieszany. Ostrożny. Doświadczyłem rzadkiej niezdolności do wejścia w to.



W ciągu kilku najbliższych tygodni wszystko się skończyło, jako że cały czas nie ufałem swojemu instynktowi. I ostatecznie, nigdy do niego nie wróciłem. To prawdopodobnie mój największy błąd w swojej kreatywności. Rzecz jasna Kill Bill okazał się być olśniewający, jak i jego kolejne części, które stały się znaczącą częścią mojego życia w latach 2000.

Do dziś czczę ziemię, po której kroczy Quentin Tarantino.
Gdybym tylko...





ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet


Waszym zdaniem
komentarzy: 28
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak