W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Kirk wspomina Gary'ego Moore'a
dodane 09.02.2011 16:06:08 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1533
Nie ma chyba osoby, która by nie wiedziała, że w minioną niedzielę, prawdopodobnie na wskutek zawału serce, zmarł Gary Moore - irlandzki muzyk bluesowy, wirtuoz gitary elektrycznej, wokalista i kompozytor, obok kariery solowej znany głównie z występów w grupie Thin Lizzy. Kilka dni później Kirk Hammett, przebywający obecnie na Hawajach, zadzwonił do redakcji Rolling Stone, aby podzielić się swoimi wspomnieniami oraz oddać hołd Gary'emu. Poniżej tłumaczenie:



"Gary Moore jest zdecydowanie na mojej liście pięciu najlepszych gitarzystów, zaraz obok Jimiego Hendrixa, Eddie Van Halena, Stevie Ray Vaughana i Michaela Schenkera. Jego wpływ jest duży do tego stopnia, że dźwięk otwierający solówkę w "Master of Puppets" jest wariacją tego, co Gary Moore grał bardzo często. Pamiętam jak po raz pierwszy usłyszałem jego bluesowy album i zostałem całkowicie nim powalony - nie tylko grą, ale i brzmieniem, jego brzmieniem. Pamiętam też bycie tak zainspirowanym, że napisałem kilka riffów bazujących na jego brzemieniu i uczuciu. Te riffy kończą "The Unforgiven" na Black Albumie.





Po raz pierwszy usłysząłem o nim końcem lat 70-tych. Byłem wtedy wielkim fanem Thin Lizzy. Zobaczyłem ich na trasie Dangerous, a niedługo potem wyszedł album o tytule Black Rose. Usłyszałem "Waiting For An Alibi" w studenckiej radiostacji i od razu wiedziałem, że mają innego gitarzystę. Tamtą solówkę nie grał ani Brian Robertson ani Scott Gorham. To było... coś innego. Poszedłem do sklepu muzycznego, chwyciłem za Black Rose, popatrzyłem na okładkę, przewróciłem ją i zobaczyłem nazwisko gitarzysty - Gary Moore.





Rozwalił mnie już pierwszego razy, gdy go usłyszałem. Był jak Jimi Hendrix czy Stevie Ray Vaughan. Miał bardzo wyraźne brzmienie i bardzo wyraźne podejście do gry na gitarze. Niedługo później pojawił się z grupą G-Force, heavy rockowym zespołem. Był tam taki instrumentalny kawałek na [pierwszym G-Force] albumie, który całkowicie mnie rozwalił i wtedy właśnie świadomie podjąłem decyzję, aby zacząć go regularnie słuchać.






Gary wywarł również wielki wizualny wpływ na mnie. Za każdym razem, gdy widziałem jego zdjęcie, na którym grał solówkę, to ekspresja na jego twarzy dowodziła, że głęboko to przeżywa. Pamiętam jego zdjęcie na scenie z Thin Lizzy, grającego solówkę rzecz jasna, zgiętego w tył. Grał na Gibsonie Les Paul ze złotym pudłem i wyginał w cholerę tę jedną strunę a na twarzy miał ten pełen ekspresji wyraz. Po prostu pomyślałem: "Wow". To musiała być naprawdę intensywna chwila, ponieważ wyglądało to tak rock and rollowo, tak zajebiście, tak lead guitar-ish [Gary był Irlandczykiem].



Jego brzmienie nie było przetworzone, było bardzo, bardzo podstawowe. To w zasadzie była tylko gitara, piec, fuzz box i jego ręce. Pamiętam, że widziałem go w Kopenhadze w 1984 albo 1985 roku. Nagrywaliśmy Master of Puppets. Grał na Stracie [Fender Stratocaster], który jest znany z czystego niemal rzadkiego dźwięku. Ale dźwięk, który Gary wypuszczał z tego Strata był tak gęsty, pełny, wręcz surowy. To było zanim pojawiły się te wszystkie gitarowe procesory, które pozwalają najtańszym gitarom brzmieć jak te najdroższe, więc po prostu wywnioskowałem, że najwięcej z jego brzmienia było w jego rękach.

Technika Gary'ego była bardzo nowoczesna, ale jego gitarowy styl bardzo mocno był osadzony w bluesie. Jego frazowanie bardzo, bardzo mocno bazowało na blusie. Grał długie, ciągłe nuty i miał wspaniały styl legato. Jego podejście było ucieleśnieniem wszystkiego tego, co chciałem robić. Spędziłem mnóstwo czasu słuchając Gary'ego Moora po zagranych koncertach, wracając do hotelowego pokoju, zapuszczając jego album albo oglądając jego nagrania video.

Powód, dla którego nie był on tu w Stanach tak popularny jest nie do zrozumienia dla mnie, ponieważ on był niesamowity. Był rówieśnikiem George Harrisona [The Beatles], rówieśnikiem Alberta Kinga [jeden z "trzech królów bluesa"] i rówieśnikiem B.B. Kinga [drugi z "trzech królów bluesa", trzeci to Freddie King]. Był po prostu niesamowitym graczem, który mógł zagrać niemal z każdym. Powiedzmy, dla przykładu, że byłby w Whitesnake [brytyjski zespół hardrockowy, stworzony przez byłego wokalistę Deep Purple, przyp. ToMek]. Miałby wtedy dużo większą rozpoznawalność.

Po raz pierwszy spotkałem go jakieś półtorej roku temu. Byłem w hotelu w Niemczech i szedłem na siłownię. Wsiadłem do windy na piątym piętrze, zatrzymała się na czwartym i wsiadł tam Gary Moore. Po prostu nie mogłem uwierzyć. Przedstawiłem się i miałem okazję chwilę z nim porozmawiać o tym, jak wielkim wpływem był dla mnie. Byłem lekko przestraszony, bo w pewnym momencie usłyszałem, że on był zły na współczesnych gitarzystów, zgrywających z niego. Nie mógł być jednak dla mnie bardziej łaskawy i sięgając teraz pamięcią wstecz cieszę się, że miałem tę możliwość."






ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet



Waszym zdaniem
komentarzy: 8
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak