W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Dom Lawson o współpracy Metalliki z Lou Reedem
dodane 29.06.2011 12:10:31 przez: ToMek
wyświetleń: 3802

Gdy wybuchła wiadomość, że Metallica nagrała płytę z byłym frontmanem Velvet Underground, Lou Reedem, Dom Lawson, dziennikarz magazynu Metal Hammer postanowił napisać o tym, że należy podejść do tego z ostrożnością i odrobiną obrzydzenia. Można znaleźć tutaj dźwięk paznokci uderzających o głowę. Inną na szybko pisaną reakcję na informację o współpracy artystów znajdziecie na stronie MetalSucks. Poniższy artykuł przetłumaczył Paddy - dziękuję!!!



Dawno, dawno temu, w małej prowincjonalnej wiosce, daleko, daleko, w słoneczne, późnowiosenne popołudnie, wybrałem się na małą przechadzkę, i znalazłem się na zakurzonej ścieżce, wśród zielonych pól. Jak wspaniale i wzbogacająco, pomyślałem. Jak bardzo kurwa pięknie. I wówczas, jak gdyby w celu zapewnienia, że moje naiwne dumanie skończy się w całkowitym zażenowaniu i przerażeniu, mój wzrok padł na dość osobliwy widok małego i niechlujnego bezpańskiego psa usiłującego bzykać się z pniem drzewa. On naprawdę to robił, jakby był przekonany, że jego napięty penis był zarówno mocny, jak i na tyle ostry, żeby przebić korę drzewa. Nie czekałem, aby się dowiedzieć czy udało mu się skutecznie odbyć ten ślepy stosunek z drewnianymi łuskami, ale miałem poirytowany i nieco odpychający wyraz twarzy. Wyobrażasz to sobie, prawda? Mieszanina zaskoczenia, obrzydzenia i zakłopotania.

Teraz zatrzymaj ten obraz w swoim umyśle.

Dziś rano wybuchła wiadomość, że Metallica nagrała nowy album. Spieszę dodać, że nie jest to kontynuacja „Death Magnetic”, ale nowy album, mimo to może on wywołać u niektórych trochę zamieszania. Dla mnie osobiście rewelacja, że nowy album Metalliki jest współpracą z bełkotliwym zrzędą i byłym frontmanem zespołu Velvet Underground, Lou Reedem, pozwoliła mi dokładnie odtworzyć wyraz twarzy, kiedy zobaczyłem, jak pies uderza penisem o pień drzewa. Tak właśnie pomyślałem dziś rano, że to po prostu pieprzenie.



Powinienem zacząć od wyjaśnienia, że jestem zarówno fanem Metalliki, z pewnymi zastrzeżeniami, jak i fanem wielu dawnych nagrań Lou Reeda. Aktualnie słucham jego wspaniale poruszającego i przejmującego albumu „New York”. Jest świetny. Mogę odłożyć mało popularny awangardowy album „Metal Machine Music” na późnej, drażnić sąsiadów, tak jak Metallica specjalnie mnie drażniła wielokrotnie wydając kiepskiej jakości albumy w ciągu ostatnich 20 lat. Poetycka sprawiedliwość, tak to nazywam.

Chodzi mi o to, że nie ma szczególnego powodu, aby automatycznie zakładać, że album Lou Reeda i Metalliki musi być koniecznie stosem psiego łajna. To może być cholernie genialne. Może być też nieco dziwne i pretensjonalne. Może to być nawet ładunek byle jakiego grania, marnej jakości metalowych solówek towarzyszących żałosnemu emerytowi mruczącemu o heroinie i raku. W tym momencie nie da się tego powiedzieć, więc na razie zostawmy bezpodstawne spekulacje trollom.

To co mnie niepokoi, to że (z całym szacunkiem dla wszystkich osób zaangażowanych... nie, naprawdę!) jest to projekt z wypisanym na nim „szaleństwem bogacza”. Ze względu na mieszane reakcje, z jakimi odebrany został „Death Magnetic” w 2008 roku, wydaje mi się trochę dziwne, że Metallica spędza cenny czas na pisanie i nagrywanie z Old Mr. Misery Bollocks, zwłaszcza, że jedną z głównych krytycznych uwag do „Death Magnetic” było nieostre brzmienie, nieprzećwiczone i kompozycyjnie sflaczałe.



Ale to wydaje się, że taka już jest historia Metalliki, odkąd stała się ona niezmiernie potężną od czasów „Czarnego Albumu”: za dużo pieniędzy, za dużo czasu i nikt w ich kręgu nie powiedział z jajami „Poczekajcie chłopcy, to jest kawałek gówna!” albo „Nie sądzę, że ktoś z was słyszał o takim czymś jak Pro-Tools?” [zaawansowany program do tworzenia muzyki i obróbki dźwięku – przyp. paddy].

Zamiast robienia albumów ze starzejącą się ikoną rocka, może Metallica powinna skoncentrować się na zrobieniu prawdziwie czadowego metalowego albumu? Jak byłem rozczarowany ich twórczością od „Load”, tak nadal mocno wierzę, że zespół jest w stanie zrobić coś, co byłoby przynajmniej takie, jak ostatnie trzy rundy w ringu z „Ride The Lightning” czy „Master Of Puppets”. Nie mam wątpliwości, że zespół argumentowałby, że mogą robić co kurwa chcą, dzięki bardzo, i że mają pełne prawo do wykorzystywania swojego cennego czasu na nowy album studyjny i przygody jak ta są częścią procesu „dostawania natchnienia” czy czegokolwiek koszmarnego.

Wszystko w porządku, jak sądzę, ale kiedy ta wiadomość jest przedstawiana jak jakieś fascynujące objawienie tego, co Metallica zrobiła, to trudno nie czuć się tak, jakbyśmy siedzieli z bandą milionerów na pokazie slajdów z dwumiesięcznych wakacji na Hawajach. Jesteśmy wami zachwyceni, chłopaki, ale przyzwoita płyta metalowa może nas nieco bardziej dopingować.



Realistycznie, ilu zagorzałych fanów Metalliki krzyczy z radości na myśl o nowym projekcie? Ilu fanów Lou Reeda głaska swoje brody i roni łzę podekscytowania na myśl o słuchaniu ich bohatera śmiertelnie poważnie ciągnącego jakąś ciężką thrashową solówkę? Nie mam jeszcze dokładnych danych, ale z przekonaniem przewiduję, że odpowiedź na oba pytania jest „kurwa niewiele, słońca!”.

Czy ewentualny brak entuzjazmu dla tego [projektu] znaczy, że nie powinien on zaistnieć? Nie, raczej nie, ale tak naprawdę obok pierwszego szoku wyobrażenia sobie Metalliki i Lou Reeda razem – czyli faktycznego oglądania bezpańskich psów posuwających drzewo – trudno czuć coś innego niż ukłucie łagodnej irytacji, że ci bogaci, szanowani ludzie (czy też bezpańskie psy) nie mają nic lepszego do roboty. No cóż.



Ciekawe podejście do tematu znajdziecie na poniższym filmiku:





Paddy
Overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 16
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak