W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Relacja z koncertu w Wiedniu
dodane 21.05.2009 16:25:38 przez: Overkill.pl
wyświetleń: 1431
Poniżej relacja Dżambo z koncertu w Wiedniu:




Po półrocznym oczekiwaniu i codziennym sprawdzaniu sejfu czy bilety nie wyparowały wreszcie nadszedł TEN DZIEŃ. Wracając z koncertu zastanawiałam się jak zacznę tę relację.
Pomyślałam tak: "Wiedeń przywitał nas deszczem i temperaturą +10 stopni." Od razu po powrocie odpaliłam metontour.com i co czytam ? "It's a cold and rainy day here in Vienna". Hahaha...no właśnie :-)



14 maja 2009 - 6 rano, pakujemy się z mężem do auta i ustawiamy na nawigacji trasę Wrocław- Wiedeń. Czuję dziwne podenerwowanie. To dzisiaj? To już naprawdę dzisiaj?
Po przekroczeniu austriackiej granicy pęka przednia szyba. Cholera! Wprawdzie mówiłam - "Zobaczyć ich znów i umrzeć" no ale nie traktujmy tego aż tak dosłownie! Śmieję się, że moje napięcie przeszło na auto i to dlatego szyba nie wytrzymała. Na szczęście rysa stanęła na długości15cm od sufitu i dojechaliśmy cali.
Trochę błądzenia - pomimo nawigacji - ale po 6 godzinach od opuszczenia Wrocławia namierzyliśmy hotel. Wow!!!! Jest częścią ogromnego centrum handlowego - dokładnie naprzeciwko Stadthalle, max 100 m odległości. Oczywiście po drodze chyba 6 razy przesłuchaliśmy Death Magnetic. Hotel jak hotel - niby 4 gwiazdki, ale u nas dostałby 3 w porywach. Nevermind! Byleby się przespać i żeby na łeb nie kapało! Rozpakowaliśmy się i stwierdziliśmy, że wypadałoby coś zjeść. Rundka do galerii handlowej przez ścianę i padło na sushi bar. Jest godzina mniej więcej 14, a już przemieszczających się sennie po owej galerii czarnych koszulek coraz więcej. O, i nawet polski język słychać :-) Skonsumowaliśmy "obiad" , zapłaciliśmy, a że zostawiliśmy napiwek, japońskiemu Austriakowi zebrało się na pogawędkę.

-Today is a koncert! Metallica
Grzecznie odpowiadam, omiatając wzrokiem własną koszulkę w "firmowym" kolorze:
-We know and we'll be there !
On - uśmiech numer 5:
-Where are you from?
Ja:
-From Poland!
Pojawia się japońsko-austriackie zaskoczenie na twarzy:
- Oh ! It's very far!
Chciałam mu powiedzieć, że nie tak very i - gościu, czy ty w ogóle wiesz gdzie leży Polska? Ale znudziła mi się rozmowa.



Co tu robić? Jest 15, na dworze zimno jak diabli i leje, nici ze zwiedzania Wiednia! Wsiedliśmy do auta i urządziliśmy sobie zwiedzanie z lotu Opla ;-) Ok. 18 wróciliśmy do hotelu, mój szanowny małżonek uderzył w kimę, a ja zaczęłam czuć coraz większe nerwy. Nosiło mnie w tym pokoju a czas jakby w miejscu stał. 19.15- komenderuję, że idziemy!
Pod halą tłum, koncertowe zwały plastikowych butelek i puszek po piwie na każdym cm kwadratowym chodnika. Podchodzimy pod bramkę, dziewczyna z ochrony uśmiecha się do
mnie i coś terkocze po niemiecku... a, że niewiele zrozumiałam, to też się tylko ładnie uśmiechnęłam - i puściła mnie bez sprawdzania. Cholera!!! Chciałam być praworządnym obywatelem i aparaty zostawiłam w domu! A gdybym się uparła to i lustrzanka z teleobiektywem byłaby do przemycenia! No nic... trudno!



Wchodzimy do holu, słychać, że już ktoś (czyli The Sword) się produkuje na scenie. Ale wyciszenie hali na tyle duże, że niewiele do holu docierało. Uwaga! Muszę patrzeć pod nogi, bo można się zabić o stosy plastikowych kubków po piwie. Oczywiście w rogu oblegane stoisko z GRILLWURST :-). Kawałek dalej utworzona mała prowizoryczna scenka oblepiona plakatami Guitar Hero i trzech kolesi "walczy" z Unforgiven. Szybko utworzył się wokół nich tłumek, bo nawet nieźle im szło. Choć klimatyzacja włączona, wszędzie unosi się dym papierosów. Postanawiam stanąć w kolejce po koszulkę....i w owej kolejce zlatuje nam cały koncert The Sword. Ech, liczyłam, że załapię się na trasę z Lamb of God.



Ok. 20.30 decydujemy się pakować się na miejsce przeznaczenia - Metallica miała rozpocząć o 21.30. Ciekawe jakie będą miejsca!!!! Hmmmm......no ujdzie ale myślałam, że to jednak bliżej. Mniej więcej 1/3 wysokości trybun, szkoda, że nie bardziej przy środku. SZKODA? JAKA SZKODA?????? JA TU JESTEM!!!!!!!!!
Na scenie wydziera się wokalista Machine Head. O, cześć chłopaki, widzieliśmy się rok temu! Nagłośnienie tak samo fatalne jak w Chorzowie, nic nie można zrozumieć z tego, co "śpiewa"- jeden wielki bełkot. Omiotłam wzrokiem halę. Duża dość. Pod sufitem wiszą trumny, choć nad sceną ich jeszcze nie ma? Nie widać? Tłum gęstnieje, Machine Head gra w
diabelsko czerwonym oświetleniu. Rzuca mi się w oczy całkowity brak flag i transparentów- nic, pewnie później pójdą w górę. Hmmm... szkoda, że tak słabo słychać, MH wrzuciło na warsztat kawałek Iron Maiden z "Number Of The Beast"- dobreeeeee ! Nawet momentami lepsze niż oryginał, niestety masakrycznie się słowa zlewają. Aplauz, pogadanka z publicznością i "Thank you Vienna!". Schodzą ze sceny

I.......PRZEDSTAWIENIE CZAS ZACZĄĆ :) :) :) :)

Zapalają się wszystkie światła i na scenę wpada ekipa techniczna Metalliki. Chłopaki uwijają się jak w ukropie. Z konstrukcji pod sufitem opadają 4 drabinki i momentalnie wspinają się po nich na górę metallikowi "alpiniści". Mróweczki usuwają zbędne elementy na scenie. Czuję jak rośnie mi ciśnienie, zwłaszcza gdy patrzę na zasłoniętą czarną płachtą perkusję Larsa. Mój mąż oznajmia: "Idę po piwo". Tak, piwo w kubkach sprzedawali w holu i można je było wnosić na koncert w ilościach dowolnych. Europa! :) Rzut oka na austriackich fanów.....hmmmm.....roznoszą tu popcorn! Żenujące! Na zegarku coraz bliżej do godziny zero. Pochłaniam piwo nawet nie wiem kiedy ;-) Mąż mówi, że pójdzie po drugie, żebym miała czym potem płukać gardło. Oj, czasem chłop pomyśli ;-)



Ekipa robi swoje, ja cykam kilka fotek...cholera....jednak jest za daleko i telefonem niewiele ściągnę. :-(. Nagle spod ziemi wyrasta jakaś młoda Austriaczka, wymachuje mi pod nosem biletami i twierdzi (zrozumiałam!), że siedzę na jej miejscu ! O żesz....czyżby mnie "zrobili" z tymi biletami kupowanymi u internetowych koników? Ciśnienie 220!!! Ale nie, one moment please, pokazuję jej, że numery miejsc owszem te same, ale ona ma na inny sektor. Dziewczynka kaja się: "Entschuldigung, entschuldigung!". Ja: "Ok, ok., enjoy the show!" No, ale powiem szczerze, ciepło mi się zrobiło trochę......

21.30. Gasną wszystkie światła. 21.31- nic. 21.32- nic. 21.34- nic, a tłum coś tam niemrawo krzyczy. W Polsce darliby się w niebogłosy, wywoływaliby ich na scenę, a te austriackie kołki stoją i bezczynnie czekają. Co za nędza !!! Co chwila ktoś (KTO??????) otwiera i zamyka drzwi, KTÓRYMI CHŁOPCY MAJĄ WEJŚĆ! Moje emocje sięgają zenitu!!!!!!!
I nagle......JEST!!!!!!! W całkowitych ciemnościach Stadthalle rozbrzmiewa znajome intro..."The good, the bad and the ugly"" Tłum LEKKO się ożywia. Jestem rozczarowana Austriakami.... Takie kiepskie przywitanie??? To ja już rozumiem, czemu w Austrii będzie tylko jeden koncert! Bo niby dla kogo????

Nagle!!!!! Wysłuchiwane już od września bicie serca, gitarowe solo, nadal hala tonie w ciemnościach. I równo z wejściem perkusji zielone lasery rozświetlają scenę, błyskają wściekle z każdym uderzeniem pałek Larsa. Czuję jak zaczynam odlatywać ! Po chili
całą halę masakruje długo wyczekiwany wokal Jamesa: LIKE A SIREN IN MY HEAD THAT ALWAYS THREATENS TO REPEAT"!!!
Mój lot nabiera pozaziemskiej prędkości. Wpatruję się intensywnie w migające na zielono cztery postaci i - oszalała z radości- śpiewam razem z Jamesem.



Witajcie Kochani!!!!!!! Witajcie!!!!!!! Pozdrowienia z Polski!!!!! Lars, specjalnie dla Ciebie za te zapowiedzi w Chorzowie. :) Właśnie przez nie TUTAJ jestem! Lasery zajadle tną scenę w takt galopującej muzyki. Patrzę na Jamesa (szkoda, że znów zapuszcza włosy, tak fajnie mu było z irokezem), wsłuchuję się w wokal i szczęka mi opada! Wszystko jest oczywiście dużo szybciej niż na płycie, ale James brzmi jak z playbacku! Idealnie! Jak on to robi??? Co za forma!!!! Wariuję na fotelu, drę się (bo śpiewem to trudno było nazwać), markuję ręką gitarę...do dziś mnie ramię boli ! Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że "like a fight to live the past I prayed to leave from way back then" jest nie do wyartykułowania! Język mi się tradycyjnie zaplątał....Nie widzę ludzi, nie słyszę ludzi, nie wiem gdzie jestem - liczą się tylko ONI!!!!!



Przy końcowym okrzykuTHAT JUST WAS YOUR LIFE! Stadthalle wypełnia się światłem i muzyka przechodzi od razu w "The End Of The Line". Chwila spokoju, nie przepadam za tym kawałkiem. Ale co to ? Jaki on ma potencjał koncertowy!!!!! Ręka sama mi się podnosi do góry i wymachuję przy skandowaniu you-reach-the-edn-of-the-line! Znów wpadam w trans! Przy "the slave becomes the master" cała hala tonie w świetle...tłum śpiewa...Kiedyś obiło mi się o uszy, że TEOTL przejmie rolę Mastera, wydało mi się to nieprawdopodobne, ale tak! Tak! Ciarki przechodzą mi po plecach......
No dobra, kończą się dwa PEWNE kawałki, wiemy jeszcze jaki będzie ostatni - a co zaserwują nam pomiędzy? James wita się z ludźmi. Nie pamiętam, co mówił, bo jeszcze nie bardzo do mnie to wszystko docierało.



W pewnym momencie pada:
"Today we'll give you a little bit of history" (wybaczcie, nie pomnę, czy tak to brzmiało dosłownie). History? Co teraz? Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę! Wsłuchuję się w nicość i nagle mocne uderzenie perkusji. Solo na gitarze....i idzie ciężki, miarowy, jednostajny
walec....chwytam się za głowę i zaczynam krzyczeć! HARVESTER???????? Mój mąż patrzy na mnie jak na opętaną!
HARVESTER OF SORROW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BOŻE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
SPEŁNIA SIĘ JEDNO Z MOICH MARZEŃ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Bełkoczę coś znowu o tym, że mogę umierać i odlatuję....
MY LIFE SUFFOCATES, PLANTING SEEDS OF HATE
I'VE LOVED, TURNED TO HATE
TRAPPED FAR BEYOND MY FATE
........Obłęd!!!!!!!!
James ryczy: ANGERRRRRRRRRRR, MISERYYYYYYYYYY...........
Ja tego nie przeżyję!!!!!!!
Przeżyłam. :)
Ale ciśnienie podniosło mi się do 500, zachowywałam się jak naćpana....
Następny kawałek....James krzyczy :
"Are you doing your best ?"
Tłum - jakby nikt nie jadł od tygodnia - "yeah!"
James jeszcze głośniej:
"ARE YOU DOING YOUR BEST??????"
Troszkę się ożywili - "YEAH!"
James omiata wzrokiem halę i z szelmowskim uśmiechem mówi:
"I don't think so." :-)

Zaczynają grać i od razu skojarzenia z Black Album, przez parę sekund nie mogę wyłapać, który to utwór. Jadąc do Wiednia raz zapuściliśmy też sobie BA - przy "Of Wolf And Man" pomyślałam, że fajnie by było posłuchać go na żywo - oczywiście pewnie żadnych szans na to. I co ja słyszę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! "Of Wolf And Man"!!!!! Zaczynam głupawo rechotać...Kto mi czyta w myślach? No KTO???? Pewnie słyszeliście to na żywo, ale zwróciliście uwagę? Ależ masakryczna energia!!! Jeden z kawałków, który najlepiej wypadł w Stadthalle - ktoś by się spodziewał Bo ja- nigdy!



Kończy się Wolf i halę przeszywa terkot karabinu. Haha! "One"!!! Nie mam co o One opowiadać, klasyk sam w sobie. Dodam może tylko, że ognia było więcej niż tego na fotce na metontour.com - gdy płomienie płoną w rządku. Wydobywały się też z tych ciemniejszych,
nieregularnych prostokącików na scenie (kratki jak na grillu, dokładnie je widać na fotce z Globen w Szwecji - z koncertu, który się nie odbył w terminie z powodu choroby Jamesa). Ogień buchający równo z wystrzałami. Coś niesamowitego!!!

Po One James mówi coś o "new stuff" i :"If you don't know the words sing what you feel !"- cytat dosłowny :-) Słyszę "Broken Beat and Scarred".... James:
- OF COURSE WE KNOW THE WORDS!!!!!!!


Oj......chyba jednak nie wszyscy......po raz pierwszy od rozpoczęcia koncertu rozglądam się wokół siebie. Widzę ogólną niemrawość. Ludzie siedzą nieruchomo i beznamiętnie wpatrują się w scenę. Koleś obok mnie znudzony zżera popcorn. Co chwila ktoś zerka na mnie z dziwnym uśmieszkiem. KU.RWA !!!!!! Po co wyście te bilety kupowali!!!!! Zabraliście miejsca tym, dla których ten koncert był NAPRAWDĘ WAŻNY!!! Nic to.....
YOU RISE, YOU FALL, YOU'RE DOWN, THEN YOU'RE RISE AGAIN
WHAT DON'T KILL YA MAKE YA MORE STRONG!

Czuję się w obowiązku ratować honor "fanów" i wydzieram się w niebogłosy!
Przy show-your-scars i we-die-hard ręka obowiązkowo sama idzie do góry z wyciągniętymi dwoma palcami....Głowa zaczyna mi pękać....Za dużo emocji jak na jedną małą osobę....



Potem "Cyanide"....Ok, niech będzie, fajny kawałek, ale wolałabym coś starszego" "Wolałabym"!!!!!?? Dziewczyno! Masz ZASZCZYT tu być, daj sobie spokój z "wolę"/"nie wolę". Chwila spokoju. No dobra, z tym spokojem to bez przesady, ale zaczynam troszkę kontaktować. Nie ma flag! Nie ma transparentów! Nic, ani jednego! Ludzie pod sceną zachowują się tak jakby przyszli na przedstawienie teatru Bolszoj. Metallica dwoi się i troi żeby wszystkich rozruszać - niestety, ciężko z kontaktem z zakutymi austriackimi łbami. Zaczynam się za nich wstydzić!!!!!!! Zaczynam w duchu przepraszać za tak nędzne przyjęcie.... Zobaczycie !!!!! Przyjedziecie do Polski to ugościmy Was po królewsku!!!!!!
"Sad but True"! Uwielbiam! Fantastycznie się sprawdza na koncercie - emocje może nie maksymalne, bo nie zaskoczyli. Słyszałam już to w Chorzowie - a SBT to jednak nie Harvester, którego mogę mielić na okrągło.


Nagle...... ON A LONG AND LONELY HIGHWAY, EAST OF OMAHA..... ZAWAŁ SERCA!!!!!! Ludzie wreszcie reagują!!!!! Zaczynają śpiewać, aż dziwne, że akurat TEN tekst znają!!!! Na metontour czytam potem, że byli "even louder than James". Kochani.....miałam łzy w oczach.....kolejne spełnione marzenie....."Turn the page" okazało się
lokomotywą tego koncertu, utworem najbardziej klimatycznym pod względem wokalu (Bosko!!!!!), zgrania reszty chłopaków, dopasowania do muzyki reflektorów i laserów. To był jeden z takich kawałków, po których masz ochotę wstać i wyjść, bo wiesz, że już nic lepszego nie usłyszysz.....Ręce mi się trzęsły. Po "Turn the page" czułam się tak jakby mi ktoś przyłożył bejsbolem w głowę....Więcej już nie dam rady znieść....Jestem szczęśliwa, już mi
nic nie potrzeba, zaraz spadnę z tego krzesełka na podłogę i umrę....
Ale, co to???? Momentalnie siły mi wracają!!!!!
ALL NIGHTMARE LONG!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OH FUCKING YEAH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak! Na to czekałam i tak się bałam, że nie zagrają!!!!!!!
I jeśli "Turn the Page" było lokomotywą, to ANL było armią opancerzonych czołgów!!!!!!!!
Tyle razy widziałam koncertowe wykonania na YouTube, wiedziałam, że to wymiatacz - ALE INTERNET, ANI ŻADNE INNE MEDIUM NAWET W 1% NIE ODDAJE TEGO, CO SIĘ DZIEJE PODCZAS 7 MINUTOWEGO ATAKU NA ŻYWO!!!!!!!
Adrenalina podskoczyła mi tak, że można by drużynę piłkarską obdzielić! Pierwszy raz w życiu czułam, że wychodzę z siebie, że skóra zaraz mi popęka i wyskoczy spod niej jakiś dziki zwierz, który pożre wszystkich dookoła.
Obłęd!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


I tu mała dygresja: Nie przypuszczałam, że nagrają jeszcze coś, co zagrozi pozycji sztandarowym utworom! Z całym szacunkiem dla Metalliki.....ten kawałek mnie kilkukrotnie rozjechał, pokroił na kawałki i zmiótł na szufelkę....Od razu powiem - nawet nie próbujcie odnajdywać choć części szaleństwa na wstawkach na YouTube!!! Nijak się to ma do obecności na koncercie!!! Z pełną świadomością wielkości One, Mastera, Bells itp., oznajmiam, że urosła im mega groźna konkurencja! ANL to cios w samo serce, po którym człowiek długo nie jest w stanie dojść do siebie. Ta część instrumentalna po 5 minucie!!!! Te psychodeliczne solówki!!!! Wysysają życie!!!! I lasery uderzające w rytm:
THAN YOU CRAWL BACK IN !
INTO YOUR OBSESSION !
NEVER TO RETURN !
THIS IS YOUR CONFESSION !........

Nagle zapalają się wszystkie światła....morze głów.....mordercza cisza.....James wbija wzrok w tłum....i uderzenie z atomową siłą!!!!!
HUNT YOU DOWN WITHOUT MERCY, HUNT YOU DOWN ALL NIGHTMARE LONG, FEEL US BREATHE UPON YOUR FACE.......!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
( uwielbiam jak James śpiewa to "face").
Powinno się zakazać słuchania ANL na koncertach, bo efekt "po" jest jak po spożyciu niedozwolonych środków! Jeśli przyjadą w przyszłym roku do Polski to życzę sobie ANL 18 razy pod rząd :-) Z niczym nie da się porównać, jest jak kilogram narkotyku wpompowanego prosto w mózg...


Skończyli. Słabo mi. Przed oczami latają mi srebrne gwiazdki, nic nie słyszę, mąż coś do mnie mówi, ale nie jestem w stanie zrozumieć co.
James zmienia koszulkę....solówka na gitarze....."The Day That Never Comes"....daję sobie chwilę na ochłonięcie, bo zaczęło się już niebezpiecznie robić. Nigdy nie zapomnę tego dnia, nigdy!!! Śpiewam, ale już obłęd w oczach jakby mniejszy. Chwila obawy, czy James poradzi sobie przy THIS I SWEAR, ale wyciąga idealnie.

Długo moje ochłonięcie nie trwało...."Master of Puppets"!!!!!!!!!!!! Co tu więcej mówić? Twarz Jamesa tonie w trupiej, błękitnej poświacie umieszczonego przy podłodze reflektora... COME CRAWLING FASTER ! OBEY YOUR MASTER !!!
Oczywiście skandowanie MASTER ! MASTER ! Przy pełnej iluminacji, widać w górze las rąk....Ale tak się to ma do Chorzowa jak maluch do mercedesa i nie chodzi tylko o to, że ludzi
prawie 10 razy mniej! Zero klimatu.......Sztywniaki austriackie.....


Po Masterze słyszę łagodne dźwięki....taaaa.....zaraz gruchnie "Fight
Fire With Fire"....Nie powiem - rozczarowanie! Nie lubię tego utworu, zawsze RTL zaczynam słuchać od tytułowego. No i....wstyd się przyznać - nie pamiętam tekstu!!!! Pomińmy, więc te parę minut w mojej SUBIEKTYWNEJ relacji. Ale dość głupio się czułam nie mogąc śpiewać razem z Jamesem. Oddając sprawiedliwość tak powinno czuć się 95 % tłumu. ;-)


FFWF cichnie....James siada na (no właśnie! na czym? skrzynki na sprzęt? albo na kable? albo na pirotechnikę?)...tym czymś ;-) i zaczyna solówkę, przy której tysiące ludzi wreszcie chyba zrozumiało, że jest na KONCERCIE METALLIKI !
Jeśli głośno było na "Turn the Page", to wrzask śpiewającego tłumu wtórującego Jamesowi przy "Nothing Else Matters" zmiótł każdy pyłek w Stadthalle.
No!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Buraki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Tak to powinno wyglądać !!!!!!!!!!!!!!!!!
Nareszcie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



Ja sobie akurat "odpuściłam", siadłam grzecznie i śpiewałam bez zdzierania gardła. No tak, już przecież było zdarte ;-) O! Przy scenie przez kilka minut powiewają dwie małe flagi!
Czeska i..... Polska :-))))))))))))))))))))))))))))) Witajcie ziomki! Niestety, zniknęły tak szybko jak się pojawiły.....

James solówkę kończy na kolanach" dwa ostre snopy światła padają niego i na Roba" patrzę na ten obrazek kompletnie oszołomiona....nie, ja nie płaczę, to tylko oczy się pocą.......Oczywiście - tradycyjnie przy NEM - nie obyło się bez małego przyfałszowania ;-) Odpuszczone!!

Po NEM kolejny koncertowy pewniak - "Enter Sandman". Tłum się coraz bardziej rozkręca! Jest sporo utworów, które wolałabym zamiast niego, ale - spoko! Fantastycznie się sprawdza przecież na żywo! Ręce znów wyrzucane przy EXIT LIGHT ! ENTER NIGHT! Jestem w niebie i nie wracam.......

Finito. Chłopcy markują pożegnanie, oczywiście wiadomo, że jeszcze trzy kawałki do zagrania. Ale zaczynam sie "bać", że nie wyjdą, bo odzywa się austriacki pseudoaplauz. Ludzie coś tam bełkoczą przez chwilę po niemiecku, ale nic nie rozumiem. No nie powiem, żeby się BARDZO domagali bisu...CO ZA WIEŚ !!!!!!!!!!!! Metallica mimo wszystko staje na wysokości zadania. James schodzi do punktu dowodzenia pod sceną i ściąga koszulkę. Wybałuszam oczy ..... paraduje tak z nagim torsem dobrych parę minut.....(James'Girl - wiem jak chciałabyś to zobaczyć :) )

Ubiera swoją słynną czarną kamizelke i wracają! Jump In The Fire i Motorbreath zagrane na jednym wydechu....ekhmmmm.....te kawałki no to też dla mnie niekoniecznie.... ale NIEWAŻNE!!!! NIEWAŻNE!!!!!! Niech 2 godziny stoją na baczność, niech grają poloneza na grzebieniu - JESTEM TU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Podczas "Motorbreath" James stał tyłem do mnie, byłam już kompletnie ogłuszona, dźwięk mi się zlewał i dość długo nie mogłam dojść, co w ogóle śpiewa! Strasznie jakoś się wszystko rozmywało - myślę, że włącznie (głównie?) z moją zdolnością percepcji. Organizm zaczynał się powoli poddawać"

Wreszcie zapalają się wszystkie światła. James krzyczy:
"I wanna SEE you singing LOOOOOOOUUUUUUUUD !!!!!!!!! Only three words!
SEEEEEEEEEEEEEEEEEEK AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAND
DESTRROOOOOOOOOOOOOOOOOOY".

Na scenę wpadają znane już w wielu, wielu obrazków czarne piłki. I zaczyna się finałowa orgia. Trumny wiszą nad sceną. Wszyscy stoją.
SEARCHIIIIIING - SEEK AND DESTROY !!!!!!!!!!!!!!!
Tłum wrzuca piłki na scenę, wszyscy się drą z rękami w górze
- DLACZEGO TAK SIĘ NIE ZACZĘŁO, PATAFIANY, PYTAM ??????????????


Koniec. Kostki i pałki Larsa idą w ruch. "Metallica loves you !!!". Kirk, Rob i Lars podają ręce tym, którzy stoją najbliżej. Lars w pewnym momencie chwyta leżącą na scenie piłkę, z której zeszło powietrze i wyrzuca. Wygląda jakby szedł z czarnym workiem na śmieci,
uśmiałam się :-) James staje w MOIM rogu, kładzie rękę na sercu i mówi do mikrofonu:
" I've got you in my heart". James'Girl!!!!! To NA PEWNO specjalnie dla Ciebie!!!!!!!!! Pożegnanie, uciekają ze sceny i w trzy sekundy pojawia się na niej ekipa techniczna. Rozglądam się dookoła siebie......a tu pusto !!!!!! Ostatni "wk.urw" na Austriaków...Mąż robi mi pamiątkową fotkę......koniec. KONIEC!
Jestem kompletnie ogłuszona, nie mogę słowa wypowiedzieć - tylko charczę. Czerwona, spocona, zmasakrowana.....SZCZĘŚLIWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dochodzi godz. 0.00. MIJA NAJPIĘKNIEJSZY DZIEŃ W ROKU.........

I teraz - już bardziej na spokojnie - wtrącę jeszcze parę zdań. Po koncercie mąż mnie pyta: Widziałaś, że perkusja Larsa obracała się co pół godziny o 90 stopni - 2 godziny pełny obrót? NIE WIDZIAŁAM!!!!
Widziałaś, że ci ludzie, którzy weszli przed koncertem po drabinkach na górę siedzieli tam cały czas i operowali światłem? NIE WIDZIAŁAM!!!!
Widziałaś, że w pewnym momencie "zgubili" Roba grającego solówkę i James specjalnie do niego podszedł , żeby skierowali tam reflektor? NIE WIDZIAŁAM!!!!!!
Widziałaś jak boki trumien świeciły się na fioletowo? NIE WIDZIAŁAM!!!
Tylu rzeczy nie pamiętam!!!!!!! Ale wybaczcie mi to - zbyt duże emocje, żeby wszystko zarejestrować. Jestem tylko szalonym fanem, a nie dziennikarzem! Zdaję sobie sprawę z tego ile ominęłam w tej relacji i na ile rzeczy podczas koncertu w ogóle nie zwróciłam uwagi. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.


James Hetfield - PROFESOR metalu! Coraz bardziej rasowy, klasowy frontman. Pomyślałam sobie, że powinni już przestać grać SO WHAT, bo tekst nie przystoi ;-) Coś pięknego jak próbował łapać kontakt z widownią, jak rzucał żartami - wszystko na poziomie, żadnych bluzgów, żadnych fucków. Ja wiem, że już od dawna tak nie robi, ale naprawdę......chylę czoła przed tym facetem....I wiem, że dużo w tym wszystkim reżyserii, ale miło było patrzeć jak - nawet jeśli udają - BAWIĄ się tym, co robią, wygłupiają, ganiają po scenie, James robi z Robem pojedynek na gitary, James w prawo - Rob w prawo, James w lewo - Rob w lewo, James do góry - Rob do góry, James w dół - Rob"oj, coś nie wyszło!;-) Kupa śmiechu :-)

Zachowywali się tak, jakby wyszli na scenę pierwszy raz od wielu miesięcy. Zupełnie nie widać było po nich znużenia, znudzenia czy ochoty odwalenia gigu jak najszybciej. Świeżość, energia, pełne zaangażowanie i PROFESJONALIZM - pomimo dość chłodnego przyjęcia. Czy to ludzie, którzy mają za sobą - i przed sobą - ogromną trasę W ogóle nie dali tego po sobie poznać. I dziękuję im za to.

Może w Wiedniu nie był to set marzeń. Ale set marzeń musiałby trwać jakieś 18 godzin ;-) Porównywałam go z setami w Niemczech i...no tak, tam jest "Dyers Eve", ale nie ma "All Nightmare Long"! Tam jest coś tam, ale nie ma czegoś tam. Przed koncertem wertowałam setlisty, analizowałam formę Jamesa i chłopaków, zwracałam uwagę (no....nie, tu jednak bez przesady, nie tak bardzo zwracałam) na fałsze w wokalu, układałam sobie w głowie swój ulubiony zestaw, który chciałabym usłyszeć....to wszystko PRZED !


Gdy już znalazłam się w Stadthalle okazało się, że wszystkie moje wcześniejsze spekulacje i oczekiwania są zupełnie nieważne! Że nawet gdyby set w Wiedniu był najbardziej beznadziejny ze wszystkich (jest taki w ogóle?) to i tak byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Tak jak pisałam - niech nawet grają na grzebieniu! Liczy się tylko to, że mogę być z NIMI! Zachowywałabym się jak obłąkana nawet gdyby mi 10 razy pod rząd zaserwowali moje znienawidzone Mama Said :-)

Co do koncertu w Polsce! Okładka na pamiątkowym albumie ze zdjęciami, który można było nabyć (15euro 1 szt) - WORLD MAGNETIC TOUR - 2008-'09-'10. Dopiszcie sobie resztę".

THANK YOU JAMES.
THANK YOU LARS.
THANK YOU KIRK.
THANK YOU ROB.

Z metallikowym pozdrowieniem,
Dżambo

P.S. Specjalne podziękowania dla James'Girl za pomoc w walce z upartym Wordem.




ToMek 'Cause We're Metallica
AeroMet



Waszym zdaniem
komentarzy: 0
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Nikt nie skomentował newsa.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak