Jest nam niezwykle miło poinformować, że już niebawem na polskim rynku pojawią się dwie nowe pozycje - Metallica: The Complete Illustrated History oraz Louder Than Hell: The Definitive Oral History of Metal, które przygotowywane są dla Was, dzięki Overkill.pl. Książki wydajemy razem z naszymi przyjaciółmi z wydawnictwa
Kagra. Za tłumaczeniami książek stoją rzecz jasna Overkillowcy. Metallica: The Complete Illustrated History -
Marta Kocha i Basia Lasko, natomiast tłumaczenie Louder Than Hell: The Definitive Oral History of Metal przygotowuje
Łukasz "Rëv" Szymański. Wieloletnia współpraca z wydawnictwem
Kagra wyda swoje owoce jesienią tego roku! Tego nie będziecie mogli przegapić!
Louder Than Hell: The Definitive Oral History of Metal
Kilka słów o książce od naszego tłumacza, Rev'a:
Ta książka to istne cudo! Rarytas dla każdego fana metalu. Biografie zespołów rockowych i metalowych to mój konik. Przeczytałem takich pozycji wiele w swoim życiu. W dwóch nawet miałem okazję maczać palce. Powiem Wam jedno. Na rynku nie ma nic, co może się równać z tą książką. Nikt jeszcze nigdy nie podszedł w taki sposób do historii tego gatunku. Nie chce zdradzać zbyt wiele, ale będziecie musieli chować tę książkę przed swoimi rodzicami, rodzeństwem lub dziećmi.
Metallica: The Complete Illustrated History
Już teraz prezentujemy Wam fragment wstępu:
"Na samym początku po prostu muszę wszystkich uświadomić, jak wielkim wyzwaniem jest napisanie książki o Metallice w tak „skondensowanej” formie. Chętnie stworzyłbym jakieś opasłe tomisko. Jednak nie, głównym zadaniem tej książki jest opowiedzenie historii zespołu wykorzystując taki poziom szczegółowości, który nie pokonuje/przytłacza w tej headbangingowej podróży, to znaczy analiz historii zespołu dokonanych przez topowych dziennikarzy muzycznych i ich przepysznych materiałów ilustrowanych.
Wydaje mi się, że te elementy są równie ważne w historii zespołu, jak właściwie ta książka, która głównie zaspokoi takiego fana, który uwielbia wszystko, co pochodzi o znawców Larsa i spółki. Będziecie się śmiać, płakać, rzucać obelgami, podczas gdy nasza ekipa nieugiętych mądrali zachwycać się będzie płytami obejmującymi wybitne klasyczne kawałki, poprzez utwory wątpliwej wartości po zdecydowanie kontrowersyjne. Tak wiem, jasne, powstało już wiele świetnych książek i innych publikacji – w sieci, filmach, telewizji, DVD – z których można czerpać wiedzę na temat historii zespołu – ale to całe ciężkie pisanie – to wszystko jest nowe i tak cholernie ciekawe.
A potem pojawiają się te wszystkie zdjęcia, dobry doktor Dennis Pernu i Voyageur Press, którzy wciąż z dumą tworzą serię książek (poszukajcie je sobie) poprzez przygotowanie prawdziwej uczty dla oka, jakiej nie spotka się w literaturze na temat Metalliki. Zasadniczo, książka, którą trzymacie w rękach daje wam najlepszą z możliwych okazję do dokładnego zapoznania się z pamiątkami związanymi z zespołem Metallica, ogłoszeniami i reklamami (uwielbiam je), wszystkimi tymi kawałkami wraz z całą masą świetnych fotografii przy zachowaniu doskonałej równowagi, wzmocnionej jeszcze bardziej przez ten wizualny łącznik między naszymi dwoma rodzajami tekstu.
Pozwólcie, że powiem teraz kilka słów o tym, jak Metallica wpłynęła na mnie osobiście. Szczerze, przede wszystkim, goście z zespołu dadzą się lubić – co może wydawać się dziwne, zważywszy na ich szalone życie. Jeszcze bardziej znaczący niż ich rozbrajająca natura jest fakt, iż kolesie są w zasadzie w moim wieku i zainteresowali się metalem dokładnie z tych samych powodów, jak ja, czy którykolwiek z moich kumpli (jak np. Brian Slagel), którzy nie skończyli jako muzycy. Oczywiście nie mówię o tym dlatego, że mogę porównać moje osiągnięcia życiowe z sukcesami tych facetów – byłbym jakimś idiotą. Mówię o tym, bo istnieje dziwna podobieństwo doświadczeń, szczególnie z Larsem (i Slagelem), które sprawia, że wraz z grupą naszych wspólnych znajomych tworzyliśmy zgrana paczkę, w pewnym sensie fanów pierwszego gatunku, gdzie wszystko, czym zajmowaliśmy się w branży było po prostu odjazdowe.
Nie chcę przynudzać zbyt długo, chciałem jedynie wspomnieć o moim pierwszym i drugim wrażeniu na temat Metalliki, a już za chwilę wystartujemy jak metalowa milicja smagająca batem. Będziemy trzepać głowa jak Newsted (au!) w 1983 roku. Nie, nie wymieniałem się kasetami, ale wiedziałem cholernie dużo o Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu, a dzięki temu o każdej płycie zespołów metalowych, jakie pojawiły się na tej planecie (w pełnej długości, a propos).
A potem pojawiło się Kill’Em All. Pamiętam to tak dobrze, jakby to zdarzyło się wczoraj. Tak, jak powiedziałem, ci kolesie byli do nas podobni, z tym, że to oni mieli nagrać płytę. Musieli wykorzystać tę samą wiedzę o muzyce metalowej, którą my także wykorzystaliśmy do tworzenia naszych kawałków (czy raczej głównie riffów) w naszym profesjonalnym zespole barowym, The Mighty Torque, pewnego lata. Dla wszystkich dobrze zorientowanych w muzyce, pewien fakt był bardziej niż oczywisty, Kill’Em All dokładne uderzał w sedno, odzwierciedlał w pewnym sensie to, co fan Nowej Fali zrobiłby, gdyby chciał, aby jego muza dawała czadu, stała się jeszcze bardziej ostra, gdyby chciał znaleźć jeszcze lepsze riffy niż te na Angel Witch czy na The Nightcomers. Mimo wszystko Kill’Em All nie był moim ulubionym albumem – wydawał mi się po prostu zbyt zepsuty, ostry, uliczny, wyszczekany do mikrofonu i … No, nie wiem, taki szorstki, z obsesyjnym wręcz podejściem do riffów kosztem wszystkiego innego. Niemniej jednak, album ten był zdecydowanie przepustką na listę najlepszych albumów roku 1983, które tłukliśmy na okrągło siedząc u mojego kumpla Fivera przy kuchennym stole, podczas gdy w salonie dudniły kolumny Bose 901 zasilane Yamahą CR-3020 o mocy 160 wat na kanał, z drewna tekowego, po osiemdziesiąt dwa funty za sztukę.
Cofnijmy się do roku 1984. (Ta historia pojawiła się w kilku moich poprzednich książkach i niestety, trochę pomieszałem fakty. Tu jednak wszystko jest tak, jak należy, dzięki ostatnio zlokalizowanemu notatnikowi, w którym notowałem wszystkie informacje o dokonywanych przeze mnie zakupach płyt). 17 czerwca wróciłem ze Spokane w stanie Waszyngton, z Sirens zespołu Savatage (7.99$ w Strawberry Jams) i Loose ‘n Lethal grupy Savage (8.99$ w Mirage), i byłem podekscytowany tym, że drugi z albumów był jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek nagrano, podczas gdy ten pierwszy zajął właśnie pierwsze miejsce (moim ulubionym fragmentem w tej cholernej książce jest ten, w którym Jonny Z opowiadał mi, że o mało co nie nagraliby Ride the Lightningm Par Studios na Florydzie, gdy grupa Savatage stała się tak powszechnie znana).
Za każdym razem, gdy lista najlepszych albumów zyskiwała nowy numer jeden, potrzebowałem wyciszenia. Jednak tym razem odpoczynek był krótki, bo 3 sierpnia stałem się posiadaczem Ride the Lightning, wydania brytyjskiego za 14.39$, które zakupiłem w Lyle’s Place w Victorii, w Kolumbii Brytyjskiej. To była miazga dla Savatage - najkrótsze panowanie na pierwszym miejscu w historii. Pamiętam, że gdy tylko igła dotknęła „Fight Fire with Fire” …to było nieludzkie. Taką muzykę musieli stworzyć geniusze o wiecznej sławie, to były najlepsze kawałki, jakie kiedykolwiek powstały. Sposób gry w wydaniu Jamesa i Kirka z ledwością mieścił się w głowie. Pozostałe utwory były prawie tak samo dobre, w szczególności utwór tytułowy oraz „For Whom the Bell Tolls”, gdy siedzisz sobie na krawędzi łóżka, a pierwsze trzy utwory z rzędu są tak dobre… zupełnie oszalałem. To zdarzyło się mnie i mojemu kumplowi dwa razy do tej pory: z Sad Wings of Destiny i Stained Class grupy Priest oraz za drugim razem przy <I>Melissa<M> zespołu Mercyful Fate (musze przyznać, ze to mnie trochę zaskoczyło, ale dostałem ją trzy miesiące po Ride the Lightning, tego samego dnia, co Don’t Break the Oath duńskiego zespołu (26 października, A&B Sound, odpowiednio 5.88$ i 6.99$).
No dobra, to wszystko. Dzięki, że mogłem wybrać się w podróż Headbangingowa Aleją, wszystko, po to, aby zobrazować, jak bardzo James, Lars, Kirk i Cliff namieszali w moim metalowym świecie, bez wnikania, jak to się stało, że Master of Puppets zdecydowanie wygrywał we wszystkich głosowaniach, które przeprowadzałem pisząc moją książkę The Top 500 Heavy Metal Albums of All Time. Oczywiście, potem zaczynają się te wszystkie zaciekłe dyskusje, wyciągamy miecze i dyskutujemy o dziwnej produkcji w przypadku Justice, braku thrashu na albumie Metallica i tak dalej, i tak dalej, aż po szczęśliwe zakończenie, czyli wnikliwą analizę ambitnego i zajebistego albumu, jakim zdecydowanie jest Death Magnetic.
A więc patrzcie, dowiadujcie się nowych rzeczy, czytajcie. Mam tylko nadzieję, że pożeranie treści zawartych w tej książce będzie wam to sprawiało taka sama frajdę, jak mnie pisanie jej, bo tak jak powiedziałem, przez cały ten proces miałem wrażenie, … no cóż, że siedzę wokół kuchennego stołu z Larsem, Fiverem, Nalbandianem, Metalowym Timem, Slagelem i Jamesem, układając listy."
Martin Popoff