W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
"Master of Puppets" w Bibliotece Kongresu. Wywiad z Larsem
dodane 15.08.2016 12:43:32 przez: Marios
wyświetleń: 3180
W marcu świat obiegła informacja, że album Master of Puppets trafi do Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych. Jest to trzecie, po trafieniu do Rock And Roll Hall of Fame i znalezieniu się w Księdze Rekordów Guinessa, prestiżowe wydarzenie dla Metalliki.









Aby jakiś album znalazł się w Bibliotece Kongresu, dzieło musi mieć ukończone minimum 10 lat i być "kulturowo, historycznie i estetycznie znaczące". Co roku do Biblioteki Kongresu wybiera się 25 takich ważnych albumów. W maju Lars został przepytany przez Bibliotekę Kongresu na tę okoliczność. Wywiad przetłumaczył Paddy, któremu w tym miejscu składam ogromne podziękowania za poniższe tłumaczenie.



LIBRARY OF CONGRESS: Gdy byłeś ukierunkowany na album „Master of Puppets”, miałeś coś konkretnego, co chciałeś zrobić z tym albumem, co różniło się od, powiedzmy, waszego poprzedniego wydawnictwa „Ride the Lightning” (1984)?

LARS ULRICH: Myślę, patrząc wstecz na te nagrania i lata, wszyscy byli bardzo instynktowni. I w dalszym ciągu działamy instynktownie. Mieliśmy szczęście zaczynając, gdy byliśmy bardzo młodzi. Naszą pierwszą płytę zrobiliśmy, kiedy miałem 19 lat; naszą drugą kiedy miałem 20. Więc miałem właśnie 21, kiedy zrobiliśmy „Master of Puppets”. Byliśmy bardzo impulsywni. Nie sądzę, że myśleliśmy o tym za dużo czy próbowaliśmy to zintelektualizować.

Myślę, że największą różnicą między naszym pierwszym albumem, „Kill ‘Em All”, i tym gdzie byliśmy, kiedy robiliśmy „Master of Puppets”, jest to, że dodaliśmy dwóch dodatkowych pisarzy i graczy do zespołu i byli oni bardzo utalentowani. Wnieśli nam inny rodzaj wykształcenia i perspektyw. To nas znacznie poszerzyło. Pozwoliliśmy sobie na coś więcej, można by rzec, na kreatywność. Mogliśmy spojrzeć na wszystko nieco inaczej i więcej poeksperymentować.

Wcześniej znaleźliśmy dynamikę i równowagę, na naszej wcześniejszej płycie, którą kontynuowaliśmy na „Master of Puppets”. Myślę, że na „Master of Puppets” czuliśmy wystarczający komfort pracy przy różnych melodiach, próbując akustyki, próbując nawet ballad. Myślę, że objęliśmy znacznie bardziej dynamiczny zakres. To właśnie to, czego ten album nam dostarczył.

LOC: Spędzaliście więcej czasu przy tej płycie niż przy poprzednich wydawnictwach?

LU: Mieliśmy trochę więcej czasu. „Master of Puppets” był pierwszym albumem, który zrobiliśmy z bardzo poważnym wsparciem wytwórni. Ale wciąż byliśmy zaciekle niezależni i autonomiczni. Nasi menedżerowie trzymali ekipę wytwórni poza studio i poza procesem pisania. Właściwie, powodem, dla którego wybraliśmy w pierwszej kolejności Elektrę, była wielka autonomia. Był taki czas w połowie lat 80-tych, kiedy wytwórnie płytowe były bardzo opiekuńcze i inwazyjne, a my tego nie chcieliśmy.

Tak, oczywiście mając dużą wytwórnię, pozwolono nam na trochę dodatkowego czasu w studio. To było latem 1985, byliśmy w okolicy East Bay w San Francisco, ale byliśmy zainteresowani nagrywaniem w LA. Więc pojechaliśmy do LA, nawet zaprosiliśmy inżyniera Flemminga Rasmussena, i robiliśmy wycieczki po studio.

Ale w tym czasie czuliśmy że… cóż, LA wciąż było tak odległe, jak muzyka, [to] był rodzaj linii montażowej mentalności tego. I czuliśmy, że w LA, byliśmy zbyt blisko centrum akcji, że tak powiem. I zdaliśmy sobie sprawę z tego, że za te same pieniądze, które dostaliśmy [od wytwórni], mogliśmy mieć więcej czasu w studio poza LA. Wiesz, coś, o czym nie słyszysz zbyt dużo w dzisiejszej muzyce, ale, w tamtym czasie, korzystaliśmy z kursu walut! [śmiech].





LOC: Tak, nagrywaliście w Danii, prawda?

LU: Tak, więc kurs waluty między USA i Europą dał nam dużo więcej czasu w studio na zrobienie albumu. Tak więc, zamiast nagrywania przez sześć tygodni, tak jak to było w przypadku „Ride the Lightning” dostaliśmy trzy, trzy i pół miesiąca czasu w studio. To dało nam czas i wolność i szansę na odkrywanie produkcji i dynamikę płyty.

LOC: To jest prawie czysto rzemieślnicze pytanie: ale jak jako zespół przychodzicie do studia? Macie już napisane utwory czy wolicie tworzyć je w studio?

LU: Generalnie bardziej to pierwsze. Oczywiście, nagrywaliśmy płyty przez ostatnie 35 lat, więc unikaliśmy jednego i drugiego, robiliśmy jedno i drugie. Przede wszystkim, chcielibyśmy pisać utwory, a potem wejść i nagrać je i, z braku lepszego określenia, wyrabiać je w studiu. Ale, czasami, mamy czas na pisanie utworów, i wykorzystujemy ten czas na poznanie utworów. Na przykład, na [albumie] „Master of Puppets” mieliśmy siedem gotowych utworów, ale potrzebowaliśmy jednego więcej. Więc, „The Thing That Should Not Be” został ukończony przede wszystkim w studiu.

W tamtych latach nie mieliśmy „dodatkowych” utworów; nie było tak: „Mamy 12 utworów i weźmiemy najlepszą ósemkę na płytę”. Nagraliśmy osiem utworów. Chyba byliśmy pod wpływem niemal aroganckiej mentalności [śmiech]. Zrobiliśmy proces „usuwania” przedtem, wcześniej, w trakcie tworzenia utworu, więc, jeśli nie był wystarczająco wartościowy, nie robiliśmy go. Konkretnie, na „Master of Puppets” mieliśmy siedem ukończonych utworów i „The Thing That Should Not Be” był, jak już mówiłem, ukończony w studiu.

LOC: Metallica jest znana ze swoich niesamowitych koncertów. Czy podczas nagrywania kiedykolwiek myślicie: „Jak to będzie brzmieć na żywo”?

LU: Czasami to ma znaczenie i, zazwyczaj, kiedy ma znaczenie, to zostaje odrzucone! Są dwa różne elementy i dwa różne procesy. Naszym celem [w studio] jest zawsze zrobienie najlepszej płyty. To było szczególnie ważne w tamtym czasie, może bardziej wtedy niż dzisiaj.

W czasie „Master of Puppets” byliśmy zauroczeni możliwościami dogrywania i wszystkim tym, co mogliśmy zrobić w studiu. To wszystko było dla nas nowe, i technologia, i konfiguracja studia, to było tak intrygujące… przejście przez morfing, nieustannie działy się nowe rzeczy. To było wtedy bardzo mocne modus operandi nagrywania rocka: jaka jest jakość dźwięku, jaka jest produkcja, jaka jest klarowność, co z separacją instrumentów…

Wiesz, zmiana ideologii. Teraz to wszystko jest „Garage Band”, ale to tylko mały fragment całej układanki. W tamtym czasie, jednak, działa się ewolucja i ludzie brali to bardzo poważnie.

Na płycie, nad którą teraz pracujemy, chodzi bardziej o uchwycenie klimatu, zrobienie na niej surowego brzmienia, a nie nadprodukcji. Ale wtedy to była inna aura i czuliśmy się w niej komfortowo. I byliśmy podekscytowani wielościeżkowymi rejestratorami i wszystkimi tymi gadżetami.





LOC: Zespół wyprodukował album z Flemmingiem Rasmussenem, co on (czy jakiś dobry producent) wniósł do procesu?

LU: Przede wszystkim przyniósł niesamowity słuch. Miał słuch do czasu, strojenia, zwartości, wszystkich tego typu rzeczy, które były dla nas w tym czasie precedensem. Nigdy nie byliśmy w pobliżu kogoś z takim słuchem do detali!

Dostarczył nam balans pomiędzy byciem na luzie i zabawą i wsparcie, ale będąc też bardzo surowym, jeśli chodzi o detale i rezultat. Pozwolił nam być sobą i pozwolił nam grać. Ale też popchnął nas do zrobienia rzeczy na możliwie najbardziej intensywnym poziomie.

Największa rzecz, jaka może się wydarzyć w studiu z producentem, to mieć zaufanie. Musi być zaufanie. Kiedy to zaufanie jest ustanowione, jako artysta czujesz się wolny. Jesteś bezpieczny i możesz jakby biegać z tym i nie musisz się o to martwić. Wiedzieliśmy, że jesteśmy bezpieczni z Flemmingiem.

LOC: Czy ciągle gracie na żywo wszystkie utwory z „Master of Puppets”?

LU: Graliśmy wszystkie utwory na żywo. „Battery” był naszym stałym otwieraczem przez lata i czasami nadal kończy, będąc naszym wyjściem. Jest często grany. „Master of Puppets” jest jednym z czterech czy pięciu [utworów], które zawsze gramy.

„The Thing That Should Not Be” lubimy grać, to świetny zmieniacz nastroju. Ma swego rodzaju powolne tempo.

„Sanitarium” jest jedną z naszych wspaniałych ballad. Jest jednym z moich ulubionych do grania, na perkusji, ma w sobie dużo swobody; gram go za każdym razem inaczej.

„Disposable Heroes” jest świetny; jest siedem do ośmiu minut bardzo intensywny… i musisz być w pogotowiu podczas gry, bo przegapisz kolejną zmianę.

„Leper Messiah” – niezbyt często.

„Orion” jest naszym ulubionym instrumentalnym to grania, jest ulubieńcem fanów.

„Damage, Inc.” – od czasu do czasu, niezbyt często.

Tak naprawdę wszystkie osiem utworów jest częścią naszych koncertów. Jakieś dwanaście do trzynastu lat temu, staraliśmy się zmieniać setlistę i mieszaliśmy rzeczy. Ale, „Damage, Inc.” dorzucaliśmy okazjonalnie i jest lubiany w graniu. Na naszej ostatniej trasie, mieliśmy około 60 utworów w arsenale i wszystkie osiem utworów z nich [„Master of Puppets”] mogło być grane.





LOC: Jak myślisz, spośród wszystkich waszych albumów, „Master of Puppets” wciąż tak silnie rezonuje ze społeczeństwem i krytykami i fanami?

LU: Prawdopodobnie nie jestem jedynym, który nadaje się do odpowiedzi na to [śmiech]. Jestem niemal stronniczy w innym kierunku. To trochę jak pytanie kogoś „Kto jest twoim ulubionym dzieckiem?”. Mam bliskie relacje z wszystkimi naszymi płytami. Kiedy słucham ich teraz, znajduję rzeczy, które lubię i jestem szczery i wtedy rzeczy, o które pytam i rzeczy, które lubię i rzeczy, z którymi dojrzałem, doceniam…

Dla mnie, wszystkie płyty są kapsułą czasu, kadrem, naszych ówczesnych możliwości, i tej konkretnej sytuacji, i tego, jak to odegrało rolę w tworzeniu albumu.

W 2014 roku, zrobiliśmy trasę zwaną „Metallica by Request” – w zasadzie mieliśmy 30-40 koncertów w różnych częściach świata. I powiedzieliśmy, że zagramy każdy utwór z naszego katalogu i fani mogli głosować i, w zasadzie, oni budowali setlistę. To było zrobione na naszej stronie internetowej i było całkowicie przejrzyste. A potem graliśmy te, które dostały najwięcej głosów. I „Master of Puppets” był numerem jeden, przez cały czas, w każdym kraju, bezapelacyjnie! I nie potrafię ci powiedzieć dlaczego!

Oczywiście, album rozbrzmiewał nie tylko w Bibliotece Kongresu, ale wśród fanów i krytyków. Jestem zachwycony i upokorzony przez niego. Nie jestem pewien, czy jednak mogę usiąść i słuchać go i nie wrzasnąć: „Niech ktoś obniży pogłos!” [śmiech].

Sądzę, że jest spójność w pisaniu utworów i produkcji. To działa naprawdę dobrze jako spójny krajobraz, muzycznie terytorialny. Cieszę się, że to wszystko się ułożyło.





Paddy
Overkill.pl







Waszym zdaniem
komentarzy: 7
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Dave
16.08.2016 17:13:27
O  IP: 46.149.223.54
Ja też niestety wielkim fanem LoS nie jestem. Jakby ten kawałek rozebrać na części pierwsze to ocena poszczególnych elementów dla mnie byłaby wyższa niż całości a tak to jest jak jest. Intro jest spoko, główny riff fajny, refren dla mnie porażka totalna, fragment przed solo o wiele za długi, samo solo co najwyżej średnie, kolejny szybszy doklejony na sile riff taki se, ale po 7.20 sek znowu doklejanie żeby kawałek prawie do 10 min dociągnąć.

Brzmienie suche, płaskie, bez żadnego tła, ja tam żadnej mocy czy majestatyczności nie słyszę. Brzmi słabo jak całe DM. Struktura utworu zresztą taka sama jak na DM - czyli sklejanie żeby do 10 min dobić.

I porównajmy brzmienie takiego LoSa czy czegokolwiek z DM do wydanego w podobnym czasie: A akurat ostatnio tego słuchałem:

https://www.youtube.com/watch?v=QMQAKbrWhoI

Jakby zespół z Pcimia Dolnego nagrywający u dziadka w stodole do gwiazd metalu z własnym studiem porównywać. Gitara Iommiego brzmi tutaj przezajebiście, jest z jedej strony mięsista a z drugiej czuć jakby powietrze ten riff ciął. Już nawet nie mówię jak to wszystko ładnie ze sobą współbrzmi(gitary , perkusja, dźwięk jakby człowieka otaczał) Oczywiście nie twierdzę że Metallica powinna mieć identyczne brzmienie bo to jest kwestia dobrać brzmienie do charakteru materiału jaki tworzy zespół, ale kurwa Jajomiemu ktoś to zajebiście dobrał a u Mety to brzmi jak mp3 w jakości 120 kbps puszczone na drogim sprzęcie - tzn brzmi jak gówno, ale jest głośno.

Pokaż podgląd
Vamike
16.08.2016 12:32:22
O  IP: 83.24.118.203
Papcio Chmiel

Lords of summer jest spoko może denerwoać jedynie nieco tekst...I nie jest to ich najlepszy utwór w karierze a pewnie taki musiał być według niektórych ,,,Bo jak nie przebije ,,One" to już zespół jest skończony
pancakes
16.08.2016 00:44:20
O  IP: 24.150.118.230
Marios,

Nie chce mi się bawić w niuanse, dla mnie pod każdym względem LOS jest cieńki i trudno się tego słucha.

Ronnie Rising Medley - tu już troszkę lepiej i takie brzmienie chciałbym usłyszeć na nowej płycie.
Papcio Chmiel
16.08.2016 00:29:49
O  IP: 89.229.30.143
PS. LORDS OF THE SUMMER zwyczajnie ssie. nie tego oczekuję...
Papcio Chmiel
16.08.2016 00:28:10
O  IP: 89.229.30.143
Ostatnio narzekam na Metallikę. Mam jednak wrażenie, że kolejny album muzycznie będzie majstersztykiem. Dlatego tak zwlekają. Dlatego są skromni w stosunku do nowego dzieła. Dlatego, że wszyscy (poza Larsem) naprawdę się odcięli. Uważam też, że dlatego właśnie, iż to ostatni moment, żeby pokazać po takim długim czasie prawdziwą moc, energię, kreatywność, wielkość... Jeśli będzie inaczej poczuję się obrażony przez osoby mi bliskie, które zainspirowały mnie wielokrotnie (mowa wciąż o Metallice)...
Marios
15.08.2016 21:15:07
O  IP: 88.156.226.190
pancakes,

Która wersja "Lords of Summer" to gniot??? Garage Demo, czy ta dla iTunes? Obydwie brzmią mocno, brutalnie i majestatycznie. Fakt faktem, że w Garage Demo brak przed ostatnim refrenem tej zajebiście wkomponowanej gitary, ale i bez tej wstawki utwór brzmi po mistrzowsku. Pamiętaj, że dziś w muzyce metalowej nie bawią się dźwiękiem. Nie ma czegoś takiego jak na "Load", że jedna gitara po lewej, druga po prawej, a lira korbowa na środku (Tak, tak. Wbrew pozorom "Load" to krążek metalowy). Nie ma już tego, że jak podczas słuchania wyobrazisz sobie wszystkich w studio, to wiesz, gdzie kto siedział. Dzisiejsze brzmienie metalu to ściana dźwięku. Takie nowocześniejsze "Justice for All".

Metallica jeszcze ma pomysły, by nagrywać nowocześnie, ale też by się jakoś wyróżnić brzmieniem. "Death Magnetic" to neo thrasowa płyta, ale dzięki zwiększeniu głośności nie brzmi jak wszystko inne. Na nowym albumie też pewnie przygotują jakiś myk, żeby album brzmiał stosownie do końca drugiej dekady XXI wieku, ale też jakoś brzmieniowo się wyróżniał. To jest w końcu WIELKA Metallica. Oni nie mogą brzmieć przestarzale.
pancakes
15.08.2016 20:15:30
O  IP: 184.94.21.70
Znowu pierdolenie o surowym brzmieniu.

Jeżeli muza ma "surowo" brzmieć jak gniot LOS to ja już teraz dziękuje.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak