W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Metallica przy okrągłym stole So What 21.1 - MTTN, Lou Reed, proces tworzenia
dodane 19.06.2014 13:39:31 przez: DanielZywy
wyświetleń: 2252
Dziś trzecia część szczerego wywiadu przy okrągłym stole, który można znaleźć w najnowszym wydaniu magazynu klubowego SoWhat! 21.1. Tym razem jest mowa o filmie MTTN, Lou Reedzie oraz procesie tworzenia.





SC: Pozwólcie, że zadam Wam pytanie, na które wiem, że zareagujecie jękami, ale na chwilę cofnijmy się w czasie. Czy jest jakiś element filmu („Metallica Through The Never” – przyp. tłum.), do którego chcielibyście podejść inaczej z twórczego punktu widzenia? Czy żałujecie, na przykład, że daliście Nimrodowi tak dużo swobody, jeśli chodzi o narrację? Czy chcielibyście być bardziej w to zaangażowani? Proszę, żebyście spojrzeli na to z perspektywy czasu, co nie jest zabawne, ale myślę, że zasadne, aby o to zapytać.

LU: Nie oglądałem go od jakiegoś czasu i właściwie nie myślałem o nim. Jestem pewny, że w jakimś momencie obejrzę go ponownie, ale nie znajduję niczego, co odstaje na tyle, że myślę: „Kurwa, chciałbym, żebyśmy mogli zrobić to inaczej.”

RT: Zawsze możesz spojrzeć wstecz i powiedzieć: „Tak, chciałbym, żebyśmy zrobili to inaczej.” Uważam, że Nimrod wykonał doskonałą robotę w sytuacji, gdzie musiał połączyć wszystko razem, zbudowane wcześniej sceny czy napisane już utwory. Ale uważam, że cofając się w czasie, gdybyśmy mieli na to wtedy czas, byłoby świetną sprawą, gdybyśmy usiedli przy stole i prześledzili historię, którą my stworzyliśmy, coś w stylu Pink Floyd czy podobnego. Myślę, że jesteśmy w stanie to zrobić w taki sam sposób w jaki tworzymy świetne albumy, być może jest to coś, czym zajmiemy się w przyszłości.

JH: Zgadzam się z tym.

RT: Działo się wtedy tak dużo rzeczy, które doprowadziło do stworzenia tego wszystkiego.

KH: Nie wiedzieliśmy tego, co wiemy teraz.

JH: Byliśmy bardzo skoncentrowani na koncercie, pirotechnice i szaleństwie całego show. Narracja nie była na pierwszym miejscu, nie wydawała się dla nas tak istotna jak zrobienie odpowiedniego przedstawienia. Koncert sam w sobie jest znaczący i niewiarygodny.

RT: W zupełności. A dźwięk? Powalający.

LU: Myślę, że jeśli porównasz film z płytą, dajmy na to „Death Magnetic”, ok? Powiedzmy, że jeśli nagralibyśmy „Death Magnetic” z innym producentem niż Rick Rubin, nie byłby to prawdopodobnie radykalnie inny album. Może byłyby pewne rzeczy, które brzmiałyby trochę inaczej – mogłoby być więcej pogłosu, jeśli chodzi o werbel, może więcej chórków, cokolwiek, ale to wciąż „Death Magnetic”. Uważam, że w tym przypadku, jeśli usiądziesz i pomyślisz, że gdybyśmy zrobili ten film z Davidem Fincherem, Quentinem Tarantino czy Darrenem Aronofskym, byłby to znacząco inny film. Ale jest to strata czasu i marnotrawstwo tego magazynu, ponieważ stworzyliśmy ten film z Nimrodem. Moim zdaniem, to jest zajebiście dobry film. Myślę, że jedną rzeczą, jaką możemy powiedzieć o tym zespole, to to, że zawsze jesteśmy dumni z faktu, że w danej chwili podejmujemy najlepsze decyzje odnośnie sytuacji, w której się znajdujemy. Tak więc zawsze możesz usiąść, gdy jest już po wszystkim i pomyśleć: „Ok, gdyby zrobił to "ten" zamiast "tamtego", mogłoby być zupełnie inne.” Byłoby inaczej, gdyby „Reload” został zrobiony z Gregiem Fidelmanem zamiast Boba Rocka, ale album mógłby nie być radykalnie inny. Można by się kłócić, że nasze płyty to 90% nas, podczas gdy film może 30%. Lecz gdyby kiedykolwiek pojawiły się jakieś argumenty, które zrzucałyby winę na Nimroda za cokolwiek, nie uważam, że byłoby to w porządku, ponieważ myślę, że...

SC: Pozwól mi wyjaśnić, że nie było to moim zamierzeniem.

LU: Tak, tak, wiem, że to nie było Twoją intencją. Mówię tylko, że jeśli ktoś miałby przyjąć cios, to jesteśmy to my. Jedną rzeczą, której ludzie nie byli pewni, jeśli chodzi o ten film, kiedy go promowaliśmy, co często słyszałem, było pytanie „jak bardzo zaangażowani byliście w jego powstawanie?” Mogliśmy spojrzeć komukolwiek w oczy i powiedzieć: „Byliśmy kurewsko mocno zaangażowani w każdą decyzję.” Byliśmy producentami, na pewien sposób reżyserami. Byliśmy producentami wykonawczymi, byliśmy wszystkim. Ten film nie wyglądałby i nie odbierałbyś go w taki sposób, gdyby odbywało się to bez nas, ponieważ to my pozwoliliśmy, by cały proces poszedł do przodu. Ale jeśli Darren Aronofsky zrobiłby ten film czy Timur (Bebmambetov) czy jeden z tych, z którymi o tym rozmawialiśmy, byłby to znacząco inny film, który prawdopodobnie odniósłby radykalnie większy bądź mniejszy sukces. Byłby to wtedy bardzo inny film.

JH: Ale więcej fanów „Star Wars” by na niego przyszło.

LU: I dużo więcej Rosjan by się pojawiło, gdyby Timur -



SC: OK. Lou Reed zmarł w zeszłym roku. Chciałbym może usłyszeć kilka słów o pracy z nim nad jego ostatnią znaczącą twórczą rzeczą, w której uczestniczyliście, a która dała mu, tak sądzę, nieźle doładowującego kopniaka w tyłek. Moim zdaniem potrzebował on energetycznego zaangażowania od Was. I jak praca z nim wpłynęła na Was i może wpłynąć na to, co nadejdzie?

KH: Muszę powiedzieć, że to koszmarna sprawa stracić Lou. W moich oczach był źródłem prawdziwej inspiracji. Był poetą, który wieszał gitarę i grał rock'n'rolla. W taki sposób ja go postrzegałem i bardzo mi przykro, że nie ma go już z nami. Osobiście lubiłem sposób w jaki nagrywał z nami. Zaskoczyło nas to, zaszokowało i zaprowadziło na tereny, z którymi w ogóle nie byliśmy z tym obeznani, a otrzymaliśmy na pewno niezły rezultat.

SC: Czy znów moglibyście wejść na ten teren?

KH: Nie wiem, czy mogłoby się to wydarzyć bez obecności Lou.

LU: On wniósł te szalenie inspirujące teksty, które pozwoliły nam ruszyć z miejsca i był to pierwszy raz, kiedy słowa pojawiły się od razu na początku. To nie tak, że nie jesteśmy otwarci na to, ale tak jak mówi Kirk, tamta płyta („Lulu”) była w całości kontrolowana przez niego. Oczywiście byliśmy wspólnikami, ale również...

KH: Osobami wspierającymi.

LU: … byliśmy tam, aby wykonać jego wizję. Dla mnie, to zawsze wyglądało, że on tym kierował, a naszym zadaniem było zarzucić go muzyką. Mogliśmy dać mu rzeczy, które pochodziły z innego miejsca niż ktokolwiek inny kiedykolwiek mu dał i moim zdaniem jest to rzecz, na którą zareagował. Wciąż jednak da się odczuć, że była to w zupełności jego sprawa i od zawsze był to pomysł, żeby od tego rozpocząć. Nie sądzę, że chciałbym to powtórzyć, ponieważ nie ma go już tutaj.

RT: Uważam, że to było dobre dla nas. Występ w Niemczech, gdzie zagraliśmy pięć, sześć utworów z nim?

KH: To było niezłe.

RT: Było to całkiem fajne, ponieważ nie robiliśmy tego wcześniej ani z nim ani z nikim innym, wyszliśmy poza swój obszar, czyli to, co zazwyczaj robimy i właściwie wspieraliśmy tego gościa na innym terytorium. Fajnie było to wtedy zrobić i rzucić wyzwanie samym sobie.

JH: To było trochę jak osiąść na mieliźnie dla nas. On był przyzwyczajony do bycia samym i osiągania tego, czego potrzebował i chciał i nie bał się dać znać o tym każdemu. Bez żadnych filtrów, bez ludzi kręcących się wokół.

KH: On po prostu powiedziałby NIE.

JH: Co było inne. Inne pokolenie w kwestii nastawienia. Nauczyliśmy się co działa, a co nie za bardzo. Jaki jest najlepszy sposób, by osiągnąć wynik w studio wraz z nim; to zawsze było dość zabawne. Pojawiały się szalone rzeczy, które rozpraszały, które się działy, a my nawet nie wiedzieliśmy, co właściwie robimy. Wciskasz przycisk „nagrywanie” i to było coś jak: „Ja to zrobię, a Wy tylko mnie obserwujcie.” I tak zrobiliśmy. Weszliśmy w to i nagle jakieś dźwięki zaczęły się pojawiać, to wszystko wznosiło się i opadało, ustępowało i napływało, poruszało się. Muzyka płynęła bez żadnego szczególnego planu. Był pewien kierunek, ale nie było żadnej instrukcji jak tam dotrzeć. Naprawdę podobało mi się, że nie byłem osobą odpowiadającą za teksty. Mogłem skupić się na muzyce. Mogłem skoncentrować się na graniu i co jest potrzebne w danej partii. Wtedy myślałem, że nie ma niczego, co by przeszkadzało. Potrzebujesz wzoru, potrzebujesz riffu, a Lou zawsze był przeciwko schematom i powtarzaniu rzeczy. Trudno było to osiągnąć, gdyż to jest coś, co zazwyczaj robimy. Machina pod nazwą Metallica była czymś z czym walczył od samego początku. Kiedy pojawił się (na próbie w NY przed występem dla Hall of Fame w Madison Square Garden – ED) powiedział coś jak: „Jesteście jak roboty.” Ale kiedy poczuł energię tego, co mogło się wydarzyć przy współpracy z tą maszyną, sprawił, że ta machina wyluzowała trochę. Staliśmy się bardziej wyluzowani i mieliśmy z tego trochę więcej radości i za każdym razem, kiedy tam szliśmy, to była wielka przygoda.



SC: Wciąż wracam do tego, ale zamierzam porzucić temat po ostatnim pytaniu. Czy ta machina, o której rozmawialiśmy i do której się właśnie nawiązaliście, a której dał trochę luzu, pozostała trochę w takim stanie? Gdybyś Ty, James, pewnego dnia zwrócił się do tych gości: „Wiecie co, nie miałbym nic przeciwko, gdyby ktoś dorzucił swój wkład do warstwy tekstowej, to by było świetne,” czy tak by się stało?

LU: Phil Towle? (wszyscy uśmiechają się znacząco)

SC: Czy raczej, kiedy dojdzie do pisania tej płyty, wrócicie do maszyny, która funkcjonuje najlepiej?

JH: Podstawowym zagadnieniem jest czas. Moglibyśmy spróbować każdego pomysłu, jaki narodzi się w głowach, jeśli chodzi o kolejną płytę. Jak Ty to sobie wyobrażasz, a jak Ty czy Ty? Myślę, że ciekawie by było, gdybyśmy wszyscy pozamieniali się instrumentami czy cokolwiek innego, co chcemy zrobić, ponieważ jesteśmy cholernie wolni. Mamy swoją własną wytwórnię płytową! Mamy swoje miejsce. Robimy co chcemy.

SC: Obawiacie się tej wolności?

JH: Chodzi o czas. Czy chcemy przeżyć jakąś ekstremalną przygodę, żeby zajść za daleko i powiedzieć: „Czy to jest coś, co robimy najlepiej”? Lars mówi o ciekawości. Wszyscy jesteśmy ciekawi świata, a co by się stało gdyby pojawił się utwór zbudowany na klawiszach? Albo co by się stało, gdyby utwór kręcił się wokół czegoś innego i każdy by dołączył ze swoim pomysłem, jaki by mu przyszedł wtedy do głowy. Myślę, że byłoby to niesamowite.

LU: Nie mogę bardziej się zgodzić i działa to również w drugą stronę. Gdybyś powiedział, że jeśli nie skończymy następnej płyty Metalliki do pierwszego marca, to Ziemia obróci się wokół własnej osi, moglibyśmy zacząć teraz i mielibyśmy gotowy kolejny album Metalliki do pierwszego marca.

KH: Zróbmy to!

SC: To jest właśnie moje pytanie. Ktoś musi dojść do porozumienia. Kto to zrobi? Ktoś pojawi u Was i powie: „Myślę, że możecie majstrować wokół klawiszy przez resztę swojego życia,” ale kiedy to się skończy?

LU: Ale James użył wcześniej słowa organiczny. W pewnym momencie albo powstanie coś w sposób naturalny albo to wymusisz. I uważam, że historia tego zespołu dyktuje, która z tych dwóch rzeczy zazwyczaj się dzieje. Ale nie będzie tak zawsze! Teraz mamy występ na rozdaniu nagród Grammy. Następnie lecimy do Bogoty pod koniec marca. Wiemy, że na pewien sposób jesteśmy zobowiązani do zagrania nowego utworu w Bogocie, jako część „By Request”, więc jesteśmy świadomi, że musimy napisać coś nowego w czasie od dzisiaj do koncertu w Bogocie. Nie zaczniemy tego robić przed występem na Grammy, tak więc zamierzamy napisać nowy utwór pomiędzy Grammy a Bogotą. Kiedy zaczniemy pisać coś nowego, zaczniemy tworzyć pięć nowych utworów, ponieważ w celu napisania nowej piosenki nie skupiamy się tylko na jednym utworze. Tak to działa. Są pewne luźne schematy, które łączą się ze sobą w sposób organiczny i jedziemy dalej.

SC: To mnie fascynuje. Określasz to mianem organiczny. Nikt nie prosi, żebyście byli jak Monsanto, ale też nikt nie chce, żebyście stali się organicznym pomidorem, który się psuje. Musi być pewien punkt, kiedy ktoś powie: „Hej, ten pomidor jest organiczny, ale zaraz spleśnieje! Zróbmy coś!” Kto będzie tą osobą? Kiedy to się stanie? Czy przychodzi Wam na myśl, że jest to ciekawe podejście, ale w pewnym momencie będziemy musieli zadziałać?

JH: (uśmiechając się) Czy inni podzielają Twoją fascynację kiedy nasz następny album się pojawi?

SC: Absolutnie. Oczywiście!

JH: To, co ostatnio stało się dla mnie jasne, to fakt, że jest pewna tradycja, Metallikowa tradycja i wewnątrz tej tradycji istnieje „tradycja”, żeby iść w przeciwną stronę. To wszystko jest subiektywne i każdy z nas ma inną wersję, czym ona jest, ponieważ zawsze robiliśmy coś w stylu „spróbujmy czegoś jeszcze” i zawsze się sprawdzało. To nas łączy. Ale musisz patrzeć z dwóch stron. Musisz mieć ten ciąg...

KH: Potrzebujesz perspektywy, yeah.

SC: To sprawia, że zastanawiam się, czy słowo na „p” zostało wspomniane?

LU: Peter (Mensch)?

SC: Nie, producent.

KH: Dziwaczne.

SC: Czy zastanawialiście się nad osobą producenta?

KH: Pancakes (naleśniki-przyp. tłum.)

JH: Pingwin.

SC: Czy pingwin został wybrany na producenta płyty?

KH: Daj spokój, musimy zrobić próbę przed Grammy.

JH: Pingwin, część druga.

LU: Powstrzymujesz nas od napisania nowego utworu.

DanielZywy

overkill.pl


Waszym zdaniem
komentarzy: 3
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
III
19.06.2014 14:54:58
O  IP: 83.25.163.152
Czekają na dobry rok jak 1986, 1992(wyjątkowo dobry), 1998, 2003, jest taki czas, że wszystkie rockowo-metalowe skowronki się budzą i śpiewają jednym głosem, czasami inicjuje to Metallica
Adamas
19.06.2014 13:45:50
O  IP: 192.162.151.197
Np proszę, Pancakes może zostać producentem nowej płyty i niczym pereptum mobile sam siebie trolować.
DanielZywy
19.06.2014 13:43:32
O  IP: 83.6.55.91
Trzecia część wywiadu miała ukazać się trochę wcześniej, ale padł mi komp i musiałem walczyć o odzyskanie danych, bo tylko tam miałem tłumaczenie. Wkrótce część czwarta i ostatnia. Miłego czytania w ten wolny dzień, bo pewnie większość ma wolne. Ja jutro do pracy.
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak