W
I
Ę
C
E
J

«

N
E
W
S
Ó
W
Joel McIver "Metallica - Bez przebaczenia" recenzja
dodane 15.07.2014 20:55:07 przez: DanielZywy
wyświetleń: 3605
Emocje po koncercie w Warszawie już trochę opadły, choć czytając niektóre komentarze, odnoszę wrażenie, że największe wzbudziła ekipa overkilla na scenie. Podpierając się różnymi teoriami, niektórzy wietrzą wielki spisek przygotowany przez nasz chapter. Dziś dla uspokojenia zszarganych nerwów proponuję lekturę recenzji starej/nowej biografii zespołu autorstwa Joela McIvera pt. "Metallica - Bez przebaczenia". Ocena książki pióra Jacka Walewskiego pojawiła się na stronie magazyngitarzysta.pl. Zapraszam!








Metallica - Bez przebaczenia



Gdy piszę te słowa do koncertu Metalliki w naszym kraju pozostał niespełna tydzień. Premiera drugiego wydania biografii zespołu pióra Joela McIvera jest więc świetną okazją do przypomnienia sobie dziejów twórców bestsellerowego "Black Albumu".

"Bez przebaczenia" to de facto "Sprawiedliwość dla wszystkich", książka napisana przez McIvera w 2003 r., poszerzona jednak o ostatnią dekadę historii grupy. Sam autor dopisał rozdziały dotyczące lat 2004-2009, kronikarzem późniejszego okresu stał się zaś Rafał Filipowski odpowiedzialny także za przekład całości z języka angielskiego.

Skoro kwestie techniczne mamy za sobą, możemy przejść do samej treści. Choć wydana w minionym roku w Polsce biografia Slayera "Krwawe rządy", także pióra Joela, nie przedstawiała nazbyt wysokiej jakości, "Bez przebaczenia" to - obok "Enter Night" Micka Walla - najlepsza pozycja dotycząca Metalliki dostępna na naszym rynku. O ile w przypadku "Krwawych rządów" autor dość pobieżnie prześliznął się przez losy zespołu, "Bez przebaczenia" jest wynikiem faktycznie rzetelniej pracy. McIver nie tylko przeanalizował dość sporą liczbę materiałów prasowych dotyczących grupy, ale także przeprowadził szereg wywiadów z osobami pośrednio i bezpośrednio związanymi z muzykami (udzielają się m.in. Brian Slagel, Jon Zazula, Ross Halfin, Flemming Rasmussen, Dave Mustaine czy Tom Araya, a to dopiero czubek góry lodowej).

Opowieść zaczynamy od refleksji na temat bandu autorstwa Toma Fischera z Celtic Frost, by potem przejść do korzeni zespołu czyli najwcześniejszych losów jej późniejszych członków. Właściwie już w tych rozdziałach można zrozumieć fenomen grupy. Napędzana przez wychowanego na przedsiębiorczego pasjonata Larsa Ulricha i tłumiącego swój gniew, ale uzdolnionego muzycznie, Jamesa Hetfielda, którzy postawili wszystko na jedną kartę, Metallica od początku posiadała więcej asów w rękawie od swojej konkurencji…

Kolejne rozdziały nie tylko rzetelnie opisują poszczególne etaty w burzliwej karierze muzyków (pornograficznych anegdotek rodem z "Brudu" ani plotek o rzekomej próbie usunięcia Ulricha ze składu w latach '80 jednak nie oczekujcie), ale także obalają bądź potwierdzają poszczególne mity narosłe wokół "największego zespołu metalowego na świecie". I tak możemy dowiedzieć się, czy faktycznie "Master of Puppets" jest najlepszym albumem gatunku, zastanawiamy się, czy aby Metallica rzeczywiście wynalazła thrash, poznajemy prawdę objawioną na temat "Czarnej płyty" oraz bardziej kontrowersyjnych posunięć James Hetfielda i spółki. Oczywiście przedstawione "analizy" są w gruncie rzeczy czysto subiektywnymi opiniami autora, które niektórych mogą drażnić. Zwłaszcza rozdział dotyczący Cliffa Burtona, który (niestety jak zawsze) przedstawiony jest z każdej strony jako człowiek idealny i muzyczny geniusz, bardziej przypomina żywot świętego aniżeli choćby próbę obiektywnego spojrzenia na basistę.

W stosunku do twórczości grupy autor nawet nie sili się na obiektywizm. Dla McIvera muzyka metalowa zdaje się być dobra dopiero, gdy jest szybka i agresywna. Żadne tam ballady i melodie! O eksperymentach i odchyleniach stylistycznych również nie powinno być mowy. Stąd dość przewidywalnie pozytywnie ocenia pierwsze cztery płyty (no, piąty w kolejce "Czarny album" też względnie może być), zaś wydane później "Load", "Reload" i "St. Anger" uważa za totalnie schrzanione, z czym oczywiście zgodzi się znaczna część fanów zespołu (chyba nie przez przypadek setlista nadchodzącego koncertu "By request" wygląda jak wygląda). Powrotem do ładu zaś zdaje się być "Death Magnetic". Z powyższym stanowiskiem można oczywiście się nie zgadzać (co niżej podpisany ma na sumieniu), warto jednak pochwalić Joela za szczerość w wyrażaniu swoich poglądów. Gdy do powyższego dodamy laurkę, jaką autor maluje dla Cliffa Burtona (robił to także na łamach swojej biografii basisty "Żyć znaczy umrzeć") zaczynamy rozumieć, że mamy do czynienia z postawą trochę inną od tej, jaką przedstawiał Mick Wall w "Enter Night". Choćby z tego powodu warto zapoznać się z obiema książkami, bowiem stanowiska obu dziennikarzy świetnie prezentują, jak kontrowersyjnym zespołem jest Metallica.

Najważniejsze w biografii są jednak fakty. A tych jest całkiem sporo. Może w przypadku tej grupy ciężko dowiedzieć już czegokolwiek nowego, jednak dla kogoś, kto zaczyna dopiero przygodę z twórczością zespołu, książka będzie istnym kompendium wiedzy. Tak jak często bywa, szczegółowo opisana została era jurajska, gdy Lars Ulrich poznawał swoje pierwsze fascynacje muzyczne i poszukiwał kolegów do wspólnego grania. Każdy czytelnik z pewnością z wypiekami na twarzy przeczyta zwłaszcza rozdział dotyczący rodzącej się sceny thrashmetalowej. Tą część polecić można tym, dla których Metallica skończyła się na swoim przysłowiowym debiucie. Zwolennicy płyt wydanych w latach '90 nie powinni jednak narzekać. Autor na szczęście uniknął błędu sporej liczby biografów, którzy najczęściej najwięcej uwagi poświęcają najwcześniejszym latom działalności zespołów kosztem tych późniejszych. McIver z prawie taką samą dokładnością i pasją opisał także lata po 1991 r., gdy grupa znalazła się na szczycie rynku muzycznego, by dekadę później odczuć tego bolesne skutki.

Posłowie dopisał wspomniany Rafał Filipowski. Dotyczy ono głównie okresu promocji "Death Magnetic". Mamy więc przypomniane wprowadzenie zespołu do Rock & Roll Hall Of Fame, wspólną trasę ze Slayerem, Megadeth i Anthrax (w tym dość dobrze zrelacjonowany występ w Warszawie), kolaborację z Lou Reedem, świętowanie 30-lecia istnienia (wraz z opisanymi koncertami rocznicowymi) i kręcenie filmu 3D. Historia kończy się na idei "Metallica by request" czyli w wręcz w obecnym punkcie biografii grupy.

Książka warta polecenia jest zarówno fanom zespołu (a są jeszcze jacyś, którzy jej nie posiadają?) jak i osobom zainteresowanym szeroko pojętym rockiem, ponieważ nie tylko opisuje historię kapeli, ale także jej tło i to, jak zmieniał się rynek muzyczny. Polecam do czytania, zwłaszcza jadąc w pociągu 11 lipca w kierunku Warszawy!

Jacek Walewski

Ocena: 8/10

DanielZywy

overkill.pl

Waszym zdaniem
komentarzy: 53
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
1 2
niki z afryki
20.07.2014 11:43:58
O  IP: 77.255.11.132
Kurcze skonczcie z tym wychwalaniem/umniejszaniem cliffowi. Dla mnie jest troche jak peter hook z new order bo po prostu mial swoj styl i dopuszczali go do komponowania. Jasona nie dopuszczali a nawet sciszali pamietam jak sie cieszyl w wywiadzie ze pozwolili mu na swobodna interpretacje partii basu na load. Robert mnie nie przekonuje ale na plus ze w komcu nauczyl sie grac poprawnie wstep do oriona, a nie kaleczy jak w koreii w 2006
Sniady
19.07.2014 13:31:41
O  IP: 89.69.48.227
a7xsz
Tylko czemu jeżeli chcesz zachować równowagę to porównujesz Cliffa 20 latka i Newsteda 50 latka i zestawiasz ich w równorzędnej "walce". Jak Newsted miał 20 lat, ciekawe co wtedy mógłbyś powiedzieć o jego dokonaniach i wszechstronności.
Daleki jestem od gloryfikowania Cliffa, ale jego wkład w muzykę Metallicy na jej starcie był bardzo duży, nauczył ich harmonii, podejścia klasycznego do tworzenia utworów, sam był bardzo oddany grze i ćwiczył przy każdej okazji i "rozmawiał z intrumentem", co także chłopakom imponowało, może go nie lubisz bo Metallice poznałeś jak już był w niej Jason, ale gadanie, że Cliff był tylko ćpunem brzdąkającym na basie jest bardzo gównianym stereotypem o człowieku, który Cię po prostu wkurza bo nie pasuje Ci jego sposób bycia i wygląd.
a7xsz
19.07.2014 07:26:38
O  IP: 164.126.13.94
Adamas, NIKT
Bo:
- jestem wielkim fanem Jasona
- w moim subiektywnym odczuciu jest po prostu lepszy. Ma więcej zalet, jest wszechstronny

Nie chcę umniejszać Cliffowi, dlatego proponowałem żeby w ogóle o nim nie rozmawiać.

Jak on jest tu gloryfikowany i ubóstwiany, to dla równowagi muszę napisać takie rzeczy. Prawda leży pośrodku, czyli:
- nie umniejszać, ale też nie gloryfikować
- był dobry i tylko tyle, we wszystkim mieć umiar
NIKT
19.07.2014 02:28:21
O  IP: 81.190.126.64
Adamas
Zemsta bo jakiś czas temu kilka osób pojechało po ulubionej kapeli a7xsz..
Adamas
19.07.2014 01:02:59
O  IP: 192.162.151.197
a7xsz
Umniejszasz Cliffa aby podwyższyć Jasona.
Po co?
Sniady
18.07.2014 19:34:21
O  IP: 89.69.48.227
5. Newsted zjada go na śniadanie pod względem prezencji na scenie, energii, kontaktu z publicznością, wokalu, technicznej gry na instrumencie i komponowania.

Jeżeli to a7xsz jest dla ciebie miernik wielkości basisty to faktycznie nie ma co z Tobą polemizować Cliff v Newsted. Szczególnie biorąc pod uwagę jego talent kompozytorski na przestrzeni 14 lat siedzenia w kapeli istna wylęgarnia pomysłów z niego kipiała.
NIKT
18.07.2014 17:41:38
O  IP: 81.190.126.64
a7xsz
Pomniki stawia się bohaterom a zwykłym szeregowym grób nieznanego żołnierza..
a7xsz
18.07.2014 13:55:21
O  IP: 164.126.175.246
Aha, jakoś mi to umknęło. Słuchałem wielu bootlegów i oglądałem wiele video z koncertów i jakoś nie przykuło to mej uwagi.

Szkoda że w tym nie ma jakiegoś umiaru. Gość był w Mecie 83-86 (3 lata). Jason Newsted był 14 lat.. Największe sukcesy komercyjne osiągała Meta lata po śmierci Cliffa. Dziś jak mówiłem panowie mają żony i dzieci, na 100% gość który zmarł 27 lat temu nie ma na ich życie żadnego wpływu więc ciągłe wspominanie go i czynienie z niego jakiejś maskotki dla dzieciarni wydaje mi się niesmaczne. Dajta mu spokój, Metalliko. Niech spoczywa w pokoju.
Jacek Walewski
18.07.2014 13:50:15
O  IP: 46.169.108.221
Co do lat 90. - Cliff był jednak już wtedy wspominany, chyba nawet na trasie promującej black album wspominano go w filmiku przed koncertami. Metallica włączyła gloryfikację Cliffa do swojego wizerunku.
a7xsz
18.07.2014 13:45:28
O  IP: 164.126.175.246
Zresztą, najlepiej by było po prostu o nim zapomnieć i nie rozmawiać. Nie ma co go niezasłużenie gloryfikować, ani też "wyżywać" się na nim porównując go do innych czy oceniając jego umiejętności techniczne.

Był. Nie ma go. Tyle.

Trzeba iść do przodu, jakoś nie pamiętam by w latach 90-tych były jakieś hołdy oddawane Cliffowi na koncertach i tak było dobrze.

Na starość panowie zrobili się sentymentalni. Goście mają rodziny, dzieci kilkunastoletnie, poza tym Cliff nie żyje od 27 lat.. naprawdę ma na nich tak duży wpływ? Jakoś nieszczere mi się to wydaje. Takiego Kirka napewno bardziej obchodzą horrory czy zdrowie dziecka niż gość, którego znał przez 3 lata prawie 30 lat temu.
a7xsz
18.07.2014 13:26:58
O  IP: 164.126.175.246
Może średnio umiejącemu grać basiście sprawiły by trochę trudności utwór-solówka z KEA, tak samo a może bardziej partie z The Call of Ktulu, choć to wszystko na przesterach i uzupełniające w większości resztę instrumentów.

Jacek Walewski ma rację i się zgadzam. Tworzenie mitologii, kreacja wizerunku, gloryfikowanie.

Nikt nie umniejsza że umiał grać i jakiś wkład miał, ale:
1. To nie Cliff założył Metę.
2. Cliff nie miał tak wielkiego wpływu, bo po jego śmierci zespół miał się dobrze, a nawet lepiej tworząc dalej genialne rzeczy (AJFA, BA, LOADY).
3. Słuchając samego basu z płyt słychać że technicznie najlepszy nie był.
4. Stał się znany dzięki Jamesowi i Larsowi, inaczej by się nie wybił.
5. Newsted zjada go na śniadanie pod względem prezencji na scenie, energii, kontaktu z publicznością, wokalu, technicznej gry na instrumencie i komponowania.
Jacek Walewski
18.07.2014 13:12:08
O  IP: 46.169.108.221
"co do jego partii basu niejednokrotnie czytałem jednak opinie zawodowych basistów, że nie są one aż tak trudne do zagrania, jak często się je opisuje" - często argumentem za boskością Cliffa są jego "trudne technicznie" partię. Napisałem tylko, że wcale nie są. PODSUMOWUJĄC PO RAZ KOLEJNY: Uważam, Burtona za zdolnego i kreatywnego basistę, ale jestem przeciwny robienia z niego (i każdego innego muzyka) boga. Sukcesem danego artysty czy zespołu jest zawsze synergia jego i jego współpracowników, szczególne okoliczności i szczęście. Gdyby nie Peter Grant i talent muzyków Led Zeppelin ten zespół nigdy by zapewne się nie wybił. Podobną rolę w Metallice odegrało QPrime, Lars Ulrich i utalentowani muzycznie Burton oraz Hetfield. The Rolling Stones nie osiągnęliby takiego sukcesu, jaki ich spotkał gdyby nie ich manager i żyłka do biznesu samego Jaggera połączona z talentem Richardsa. Depeche Mode nie byliby teraz gwiazdami gdyby nie showman Gahan, utalentowany muzycznie Gore, "spec od technikaliów" Alan Wilder (już nieobecny w składzie), ale też gdyby brakło ich managera i Fletchera.

Zmierzam do tego, że obecnie z Burtona robi się często wręcz twórcę potęgi Metalliki co nie jest prawdą. Nawet w niektórych wypowiedziach muzyków grających trasy z zespołem przewija się temat, że Cliff żył we własnym świecie, "dziwnie" się wypowiadał i wyrażał, zapewne średnio odnajdywał się w sprawach biznesowych. I tu potrzebne było QPrime oraz Lars. Częste gloryfikujące go wypowiedzi służą pewnej mitologii, którą zespół wykorzystuje w kreowaniu swojej wizerunku. Podobnie sprawy mają się np. z Dimebagiem z Pantery. Dopiero przy okazji swojej autobiografii basista Pantery, Rex, przyznał, że Dime był trudny przy współpracy i mało inteligentny. Kolejny przykład to Jeff Hannemann - w oficjalnych wypowiedziach muzycy najczęściej robią z niego geniusza gitary i świetnego kompozytora. Nawet jednak na tym polu odnaleźć można wypowiedzi (chyba Kinga z tego co pamiętam) o tym jak w ostatnim okresie Jeff olewał Slayera i nie angażował się w zespół i rehabilitację.
davidian
18.07.2014 11:42:39
O  IP: 83.31.148.5
"co do jego partii basu niejednokrotnie czytałem jednak opinie zawodowych basistów, że nie są one aż tak trudne do zagrania, jak często się je opisuje" - idąc tym tokiem rozumowania, można by stwierdzić, że taki np. Tony Iommi też jest przeceniany, bo riffy Black Sabbath też nie są jakoś specjalnie trudne do zagrania i nawet taki gitarowy antytalent jak ja od biedy potrafi sobie z nimi poradzić.

Jason Newsted pod każdym względem zjada Cliffa Burtona na śniadanie.
- miej umiar Panie
Sniady
17.07.2014 10:06:40
O  IP: 77.252.166.33
Hmm, nie wiem kto go tak nazywa. Na takie miano zasługują tylko jednostki takie jak np. Hendrix jaki ich nie ma to kończy się pewna epoka.

Cliff odszedł z Metallicy a ta się nie zawaliła więc oczywiste jest to, że nie był on trzonem zespołu bez, którego nie są w stanie istnieć.

To, że Lars i James trafiają na siebie przez głupie ogłoszenie i przez tyle lat są razem i tworzą to jest właśnie fenomen znalezienia się w tym odpowiednim czasie i miejscu. Wszystkie wielkie zespoły zresztą są tego przykładem w którym każdy z muzyków ma coś do powiedzenia.

Jacek Walewski
17.07.2014 09:50:49
O  IP: 46.215.60.151
Nie umniejszam wpływu na muzykę, ale podkreślam, że sukces Metalliki to wynik współpracy kilku osób, które spotkały się w odpowiednim czasie i miejscu. Nazywanie Burtona "bogiem" uważam, że dość infantylne.
Sniady
17.07.2014 09:49:21
O  IP: 77.252.166.33
Cliff Burton był tylko zdolnym i dość kreatywnym muzykiem;-) czyli ogólnie kiepski
Sniady
17.07.2014 09:45:11
O  IP: 77.252.166.33
Czyli dodatkowo Newsted bardzo lubił jeść, w sumie by się zgadzało wpieprzał na farmie stejki na własnoręcznie zrobionym stole.

Może mi ktoś wyjaśnić skąd Wy umniejszający rolę Cliffa na kształt muzyki Metallicy, wiecie lepiej co on wniósł do zespołu? skoro wszyscy muzycy Metallicy od lat (a nie jak to jest ostatnio podnoszone, że teraz jest gloryfikacja Cliffa bo Oriona zaczęli grać) mówią jaki on dla nich był ważny, pomijam ten epizod, że specjalnie za brzdąkającym ćpunem się przenieśli by tworzyć z nim zespół.

A Newsted to po prostu basista potrafiący odegrać partie Cliffa.
Jacek Walewski
17.07.2014 08:03:57
O  IP: 46.215.60.156
Panowie bez urazy, ale gloryfikujecie swoich idoli. Zapewne, gdybyście poznali ich osobiście, bylibyście bardzo rozczarowani. Cliff Burton był tylko zdolnym i dość kreatywnym muzykiem, który bez managementu QPrime i Larsa nie wybiłby się do tego stopnia i dziś nikt by o nim nie słyszał. Podobnie spraw tyczą się Hetfielda, że o Hammecie i Newstedzie nie wspomnę... Także Ulrich mógłby nie zajść tak daleko ze swoimi zdolnościami biznesowymi, gdyby nie towarzystwo utalentowanych muzyków. Metallica w idealny sposób wykorzystywała od początku działalności synergię swoich członków.
a7xsz
17.07.2014 06:08:00
O  IP: 5.173.230.122
Jason Newsted pod każdym względem zjada Cliffa Burtona na śniadanie.
Marios
16.07.2014 23:34:36
O  IP: 89.151.18.192
"Farmerem ze zdolnościami plastycznymi"... i umiejętnościami stolarskimi, dzięki którym ogarniał jak wygłuszyć garaż.
NIKT
16.07.2014 22:14:11
O  IP: 81.190.126.64
Sniady
Farmerem ze zdolnościami plastycznymi;)
Sniady
16.07.2014 22:08:24
O  IP: 89.69.48.227
Jeżeli Cliff był zwykłym chłoptasiem, luzackim hipisem-ćpunem, który grywał na basie to ciekawe kim był Newsted?
rocklol
16.07.2014 18:53:59
O  IP: 89.151.29.127
I właśnie już domnie przyszła książeczka :-) już 50 stron przeczytane :-D naprawde fajnie wydana troche długa ale to dobrze, więcej czytania :-) I bardzo fajnie jest wszystko opisane a roździały 1-3 są głównie poświęcone Larsowi,co mnie troche wkurza ale książka naprawde fajna ciekawi mnie rozdział "14: Prawda o śmierci Cliffa". I ma fajnie wypukły napis "Metallica" :-D a więc druga moja książka o Metallice rusza!
a7xsz
16.07.2014 15:34:38
O  IP: 164.126.239.141
Już się boje co będzie jak Hetfield zejdzie.. jakaś fala samobójstw nastąpi chyba, bo Cliff przy Hecie to płotka w świecie Mety.
Marios
16.07.2014 15:30:21
O  IP: 89.151.18.192
* zginął
Marios
16.07.2014 15:29:02
O  IP: 89.151.18.192
Tylko, że Cliff to właśnie bóg. Niby zgiął, ale jednak nadal jest nieśmiertelny. "Bo czymże jest nieśmiertelność? Nie korpusu trwaniem, lecz przez ludzi dzieła twego miłowaniem".
- śmierć nie przez narkotyki, czy inne nałogowe widzi mi się, ale w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności,
- Cliff'em all,
- zamiast gry supportów, puszczanie na trasie Black filmu o historii zespołu, w którym głównie wspominano Cliffa.
- ciągłe podsycanie pamięci nie tylko w rocznicę wypadku czy dzień zmarłych, sprawiło, że Cliff jest dziś ikoną, niemalże taką samą jak Matka Boska Jasnogórska.
A teraz pozwólcie, że pokłonię się w milczeniu przed moim ołtarzykiem z "fakującym" Cliffem. Muszę tylko zapalić te świece.
a7xsz
16.07.2014 15:25:59
O  IP: 164.126.239.141
Akurat za wkład w ten kawałek, w jego kompozycję i za solówki basowe szacunek się należy.
a7xsz
16.07.2014 15:24:42
O  IP: 164.126.239.141
Przede wszystkim partie w Call of Ktulu.
MetManiac
16.07.2014 15:16:50
O  IP: 94.141.128.10
Jacek Walewski,
"...niejednokrotnie czytałem jednak opinie zawodowych basistów, że nie są one aż tak trudne do zagrania, jak często się je opisuje."

Czy tylko trudne partie sa genialne? Czy skala trudności idzie w parze ze skalą geniuszu? Moim zdaniem nie. Niejednokrotnie właśnie proste partie są swietne i "genialne" i sprawiają rewelacyjne wrażenia słuchowe.
Jest tylu świetnych technicznie gitarzystów/basistów i co z tego? Potrafią zagrać najtrudniesze motywy, a prostej, chwytliwej melodyjki stworzyć nie potrafią...

Może też nie jestem zwolennikiem nadmiernego gloryfikowania Cliffa, ale za to umniejszanie jego talentu też jest mi nie w smak...
Cliff miał "to coś". Jego partie chociażby w Bells, Orion, Damage Inc. są rewelacyjne, przynajmniej dla mnie.

Pozdrawiam!
a7xsz
16.07.2014 15:00:12
O  IP: 164.126.239.141
Narkotyki to nie główny zarzut czy temat tutaj.

Po prostu trzeba we wszystkim mieć umiar.

Ze zwykłego gościa który dobrze spełniał swoją rolę i nic poza tym, tylko dlatego że zginął w wypadku samochodowym robi się boga.

Miejta umiar pany.
Mrs Hammett
16.07.2014 14:51:09
O  IP: 80.48.35.224
Kupuję, postanowiłam od razu jak tylko zobaczyłam w księgarni :D :) dobrze wiedzieć, że to jedna z lepszych biografii ;)
Jacek Walewski
16.07.2014 14:49:11
O  IP: 46.215.116.208
Skończcie z tym Panem ;-)
Marios
16.07.2014 14:46:19
O  IP: 89.151.18.192
Panie Jacku, i właśnie po to w 1984 roku pojawiło się w świecie Metalliki dwóch nieustraszonych - Peter Mensch i Cliff Burnstein z całym Q Prime i zaczęli trzymać rękę na pulsie, coby żadnemu z chłopaków nie odbiło. Jednak szkoda, że mimo wynajęcia zespołowi studia do nagrywania bez jakichś większych ram czasowych, dogadzania im jak tylko się da, Q Prime nadal oglądał każdego dolara, którego wkładał w Metallicę i nie zafundował im jakiegoś porządnego, przystosowanego na europejskie drogi travelbusa. Stało się to co się stało. Naprawdę dobrze, że chłopaki mieli koło siebie doświadczony tragedią AC/DC Q Prime.
Jacek Walewski
16.07.2014 14:08:56
O  IP: 46.215.116.208
Nie chciałem argumentu "ćpuna" używać na forum, bo wiem, jaka będzie reakcja, ale o to też mi chodzi. Czemu nikt nie zauważa, że Cliff był lekkoduchem, a tacy bez opieki zdolnych managerów czy innych kolegów-muzyków daleko sami nie dochodzą vide Bonzo z Led Zeppelin. Również na jego wpływ powołuje się masa innych perkusistów, ale On sam był człowiekiem słabym i uzależnionym, który gdyby nie Peter Grant i Jimmy Page, nie zaszedłby daleko. Uważam, że podobnie było z Cliffem.

A teraz czekam na lincz ;-)
a7xsz
16.07.2014 12:54:50
O  IP: 164.126.239.141
Nastała od kilku lat moda na gloryfikowanie Cliffa, co mi się nie podoba i wielokrotnie to pisałem.

Newsted tak mówi.. a co Lars mówi? Różne rzeczy się mówi dla tzw "poprawności" by wpisać się w trend czy popularności.

Irytuje mnie robienie z niego legendy, boga. Zwykły chłopak, który wyróżniał się podejściem do basu i tyle. Miał swoje pomysły, tak jak Hetfield i Ulrich, ale zauważcie że ten ich geniusz pierwszych płyt to wypadkowa wielu czynników.

Cliff ćpał. Stąd też jego płodna twórczość. Sławni poeci i pisarze też byli narkomanami.
Używki pomagają. Nie są gwarantem i postawą, ale jednak pomagają. I jak ktoś z Was tu tworzył kiedyś muzykę czy wiersze itd itp to wie o czym mówię.

Steve Harris z IM w wieku 24 lat też miał całkiem niezły dorobek. To znaczy "dopiero" pierwszą płytę Maidenów, ale nie zapominajmy że nowe płyty wychodziły co rok. 1982,83,84, gdy Harris był wciąż młody. Dla mnie on jest po tysiąckroć większym geniuszem od Cliffa. I po względem gry i twórczości. Całe IM opiera się na jego graniu, jego pomysłach.

Podsumowując:
Cliff był zwykłym chłoptasiem, luzackim hipisem-ćpunem, który grywał na basie. Pod wpływem używek miewał oryginalne pomysły i znalazł sie w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie by współpracować z Hetem i Larsem. Ale nie był geniuszem, nie był głównym twórcą, a robienie z niego na siłę boga w celach marketingowych obrzydza mnie.
Ulfield
16.07.2014 12:02:17
O  IP: 89.229.1.78
OK, McIver się myli, Skolnick się myli, Webster się myli... Newsted też: "Cliff Burton to jeden z pięciu najlepszych basistów, jacy kiedykolwiek grali na instrumencie elektrycznym (...) Cliff Burton był moim bogiem. Nikt przed nim i nikt po nim nie grał w ten sposób. Ludzie go naśladowali, ale nikt nie miał jego feelingu ani biegłości (...)".

McIver przynajmniej podaje cytaty na obronę swojej tezy :) Natomiast dowodów na to, że Cliff nie był taki wspaniały (zwłaszcza "prywatnie") jakoś brak. Ot, na zasadzie - "coś tam musiał mieć za uszami, nie wiem co, ale coś musiał. Co dokładnie - to nie wiem, ale wkurzające, że jest tak idealizowany. Napiszę o tym, bo to irytujące".

Jacek Walewski
16.07.2014 11:31:47
O  IP: 95.40.21.96
Zdanie McIvera już znamy. Cytaty dobiera się do udowodnienia tezy.
Ulfield
16.07.2014 11:01:46
O  IP: 89.229.1.78
Paolo Grigoletto: "(...) kiedy więc usłyszałem Cliffa, pomyślałem: chcę zostać takim basistą. Wyróżniał się w Metallice i jest to coś, do czego i ja próbowałem dojść w swoim zespole".
Alex Skolnick: "Choć obecnie jest wielu metalowych basistów, którzy inspirują się Cliffem, nie przychodzi mi do głowy ani jeden, który byłby tak niepowtarzalny".
Alex Webster: "Ten utwór (Anesthesia) pokazuje w pełni wykształcony i wyróżniający się styl, do uzyskania którego aspiruje wielu muzyków, choć nigdy nie udaje im się tego osiągnąć - a Cliff potrafił tak grać już w wieku dwudziestu jeden lat, na pierwszym albumie".
Nick Oliveri: "Dzięki Metallice dowiedziałem się o Misfits, GBH i Discharge - i otworzyły się przede mną wrota punka i thrash metalu. Wpływ Cliffa jako basisty i metalowca na mnie był olbrzymi".
"Pojawiło się nowe pokolenie bardzo sprawnych technicznie basistów, inspirujących się bezpośrednio dokonaniami Cliffa. Dobrym przykładem jest tu Steve DiGiorgio, który grał na basie między innymi w grupach Death, Sadus i Testament, a którego umiejętności techniczne są niemal niemożliwe do podrobienia. Zalicza się do nich także Alex Webster z Cannibal Corpse i Blotted Science (...) <Każdy basista powinien studiować grę Cliffa, bo był on naprawdę niesamowitym, dojrzałym muzykiem - mówi Alex. (...) Inni muzycy pozostający pod wyraźnym wpływem Burtona to Scott Patrick z Order Of Ennead, Byron Stroud ze Strapping Young Lad i Fear Factory, Tony Choy (oraz jego zmarły poprzednik Roger Patterson) z Atheist, Sean Malone z grupy Cynic, Eric Langlois z Cryptopsy, Dick Lovgren z Meshuggah i Derek Boyer z Suffocation (...)".

[Wszystkie cytaty za: Joel McIver - "Żyć znaczy umrzeć", Wydawnictwo SQN, Kraków 2013]

Zostawmy ten temat. Pozdrawiam.
Jacek Walewski
16.07.2014 10:29:09
O  IP: 95.40.65.165
Akurat ta edycja książki kończy się we względnie aktualnym momencie.

Co do Cliffa - nie chce mi się dyskutować. ;-) Tak jak już napisałem, uważam, że ciężko będzie się dowiedzieć o nim prawdy przez fakt tragicznej śmierci, itd. Co do dorobku - podobny w tym wieku mieli Choćby Harris czy DiGiorgio, ale Oni żyją stąd nie stawia się im pomników ;-). Wpływ Cliffa na pokolenia basistów? Nie przesadzałbym. Gigantyczny wpływ na swoich następców i naśladowców mieli gitarzyście pokroju Iommiego czy Hendrixa. Jakoś nie słyszę w muzyce metalowej solówek na basie...
xaphon
16.07.2014 09:45:10
O  IP: 153.19.95.19
Mam pierwszą edycję :) tej raczej nie kupie, ani następnej i następnej. Po pierwsze jeszcze nie przeczytałem Enter Night, a po drugie to ileż można mieć biografii Mety. Następna biografia jaką kupię będzie po zakończeniu działalności zespołu i szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie nastąpi to szybko :P Tak ogólnie to zastanawiam się, czy wydawanie biografii zespołu, który jeszcze działa, ma jakiś sens? W momencie jej wydania już jest nie aktualna :P
Ulfield
16.07.2014 09:35:30
O  IP: 89.229.1.78
Nigdzie nie napisałem, że geniusz (niesamowity talent) może być tylko jeden. Nie może być ich kilku? Dorobek Cliffa do momentu śmierci to "norma" dla muzyka? Ot, nic specjalnego Ron albo Jason nagraliby z Metalliką to samo, ba - może nawet lepiej?
Cały czas mam na myśli basistów U-24, bo przecież tylko tak możemy uczciwie porównywać Cliffa z innymi basistami. Nie można przecież porównywać 30-, 40-letnich doświadczonych muzyków z kimś kto żył i grał tak krótko. Nie zamierzam przecież pisać, że Cliff to najlepszy basista ever, ale czy w wieku 24 lat wielu było takich, którzy maczali palce w trzech albumach-klasykach i zaproponowali coś własnego, coś co wpłynęło na kolejne pokolenia basistów? Czyż nie był utalentowanym basistą, który mógłby w kolejnych latach swojego życia osiągnąć poziom najlepszych basistów (wg Pańskiego rankingu), tym bardziej, że według wszelkich relacji poważnie traktował grę na instrumencie i sporo ćwiczył?
Tak jak w sporcie - genialny (np. w świecie piłki nożnej) może być Messi, Ronaldo, Robben albo James Rodriguez. Jeden lepiej drybluje, inny gra głową, a jeszcze inny lepiej wykonuje rzuty wolne. Tematem nie jest geniusz Harrisa czy Cronosa, bo przecież McIver nie umniejszył ich umiejętnościom, tylko Cliffa.
Co do "Cliffa prywatnie" to nie bardzo rozumiem :) Co miał napisać McIver, skoro przeprowadził rozmowy z jego znajomymi, kolegami-muzykami, nauczycielami muzyki (w tym momencie piję do książki o samym Cliffie - "Żyć znaczy umrzeć")? Miał zmyślać? Dodać coś do wizerunku "wesołego i beztroskiego hipisa" żeby nie wyszło zbyt cukierkowo? Po cóż miałby zatajać jakieś informacje? Bo się ojciec Cliffa obrazi? McIver jakoś nie wygląda na wrażliwca :) Gdyby dostał "mięso", to na pewno by go użył przeciw Cliffowi. Czytałem wiele biografii zmarłych muzyków i często pojawiały się jakieś nieprzychylne opinie, czemu przy okazji Burtona miałaby panować jakaś zmowa. Nawet anonimowi informatorzy za jakąś kasę chętnie by sprzedali informacje z dzieciństwa jak to Cliff wyrywał muszkom skrzydełka :) Może po prostu trzeba to zaakceptować - taki właśnie był ten Cliff.
Proszę sobie wyobrazić, że w wypadku zamiast Cliffa ginie którykolwiek z pozostałych muzyków Metalliki. O którym z nich, można by było "prywatnie" napisać jakieś "brudy"? No co by można napisać o Jamesie, Kirku, Larsie (w wieku 23-24 lat)? Że dwóch z nich wywaliło Dave'a? Że Lars, przebiegle przejął nazwę Metalliki? Że Kirk zostawił swój zespół? No co innego można by dodać - jako, że ciągle żyją to ich znajomi z tamtych czasów, tym bardziej nie muszą się dziś cenzurować :)
Pozdrawiam
Jacek Walewski
16.07.2014 09:18:33
O  IP: 95.40.65.165
Ja osobiście wolę biografie pióra Walla - zarówno Enter Night jak i jego książkę o Black Sabbath czy Axlu Rose. Prezentuje inne podejście do twórczości Metalliki niż McIver - bardziej otwarte, mniej konserwatywne.
rocklol
16.07.2014 09:15:10
O  IP: 89.151.29.127
A własnie już do mnie ta książka leci (2 dni opóźnienia miała byc w poniedziałek!!) na początku chciałem kupic "Enter Night" ale 2 lata temu kupiłem jego biografie Iron Maiden "Run to the Hills" ale nie dośc że on strasznie przedłużał to jeszcze 60% książki była poświęcona latom 1975-1982 a później to pisał tylko te najważniejsze rzeczy! jak dla mnie to słaby pisarz!
Jacek Walewski
16.07.2014 08:34:26
O  IP: 95.40.65.165
@Ulfield
Pisząc zacytowane przez Ciebie zdania chodziło mi o to, że Burton jest praktycznie zawsze w tego typu publikacjach opisywany wręcz jako święty, co mnie (też jako fana Metalliki) lekko irytuje. To, że nikt nie jest - mówiąc w przenośni - w pełni czarny lub biały, nie muszę Cię chyba przekonywać.

Moim zdaniem Burton był bardzo uzdolnionym muzykiem (w przeciwieństwie do większości muzyków thrashowych miał także poza metalowe fascynacje), co do jego partii basu niejednokrotnie czytałem jednak opinie zawodowych basistów, że nie są one aż tak trudne do zagrania, jak często się je opisuje. Bardziej innowacyjne było jego podejście do basu (solo na Kill'Em All czy w "Whom the Bell Tolls") niż sama gra. Często w kontekście Cliffa pada także argument o tym, że jego bas jest bardzo dobrze słyszalny na płytach - tu mogę odesłać do albumów Iron Maiden czy Venom, gdzie gitary basowe również są bardzo dobrze wyeksponowane. Zapewne miał także wpływ na Hetfielda i Ulricha pod kątem komponowania (choć dziwnie jego nazwisko nie znajduje się pod większością utworów Metalliki z pierwszych 3 płyt). Czy czyni go to jednak geniusza? Tym samym geniuszem powinien być Steve Harris czy Cronos z Venom, a jakoś nie słyszałem opinii aż tak gloryfikujących tych muzyków.

Co do "Cliffa prywatnie" - tu oczywiście mamy mało informacji o nim, poza tym, że był raczej wesołym i beztroskim hipisem ;-)

Podsumowując - czekam na biografa, któremu uda się pozbierać o Cliffie różne opinie, porozmawiać z osobami, które miałyby o nim różne, skrajne opinie i wyciągnie z tego pewne sedno. Osobiście uważam, że Burton był uzdolnionym muzykiem, z dość innowacyjnym (ale nie rewolucyjnym) podejściem do basu i wniósł do zespołu na pewno szersze fascynacje muzyczne, które zaprocentowały w późniejszych latach także (lubianymi przeze mnie) "Loadami". Biznesowo raczej nie był podporą zespołu (z opisów wynika, że był raczej "luzakiem"). Sukces Metalliki to wynik synergii "biznesowego" Ulricha i "muzykalnych" Burtona i Hetfielda. Gloryfikowanie go wynika moim zdaniem z jego tragicznej śmierci, stąd wątpię, czy kiedykolwiek poznamy pełną prawdę o nim.
Ulfield
16.07.2014 07:35:51
O  IP: 89.229.1.78
Do recenzenta tej książki. Wiem, że czasem Pan tu zagląda, więc może odpowie na moje pytanie.
Napisał Pan: "Zwłaszcza rozdział dotyczący Cliffa Burtona, który (niestety jak zawsze) przedstawiony jest z każdej strony jako człowiek idealny i muzyczny geniusz, bardziej przypomina żywot świętego aniżeli choćby próbę obiektywnego spojrzenia na basistę".
Skoro według Pana, nie jest to obiektywne/prawdziwe spojrzenie na basistę, to jakich informacji na jego temat Panu brakuje? Jakie fakty zostały pominięte/zatajone przy opisywaniu jego osoby? Co też autor książki o Metallice musiałby napisać o Cliffie, żeby uznał to Pan za próbę obiektywnego spojrzenia na basistę? O czym Pan wie, a czego nie wie czytelnik znający Cliffa z tego typu biografii?

"(...)przedstawiony jest z każdej strony jako człowiek idealny i muzyczny geniusz (...)", a więc od strony muzycznej - Cliff był zwykłym basistą, a jego dorobek muzyczny, wkład w rozwój Metalliki i ogólnie metalu oraz wyjątkowy styl to standard jak na 24-letniego basistę? Nic takiego co mogłoby oznaczać, że na tle wielu basistów-rówieśników, to był geniusz (a przynajmniej niesamowity talent, który już nie potrzebuje zbyt wielu szlifów)? Każdy 24-letni basista mógłby zrobić to samo i gdyby wtedy, na jego miejscu, w Metallice był McGovney albo Newsted to nic by to nie zmieniło na płytach Metalliki?
Od strony ludzkiej ("człowiek idealny"), w sytuacji kiedy Burton zginął przed osiągnięciem wraz z Metalliką komercyjnego sukcesu (nawet nie było czasu, żeby uderzyła "sodówka"), kiedy chyba (o ile dobrze pamiętam) do chwili śmierci mieszkał formalnie razem z rodzicami, to jakich "grzechów" i ciemnych stron jego charakteru brakuje? Jaki interes miałby McIver (który przecież przeprowadził mnóstwo rozmów ze znajomymi Cliffa), albo Wall pisząc o Burtonie przesłodzoną laurkę, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością (albo zatajającą istotne fakty z życia basisty)?
Pozdrawiam
NIKT
15.07.2014 22:57:15
O  IP: 81.190.126.64
Leper_Messiah
Cała przyjemność po stronie mojego komentarza;)

ToMek
Najlepszy przykład na to że "prezesi" i "grube ryby" od czasu do czasu mają prawo postać na scenie;) Jak by to tak ładnie napisać..? No kuźwa macie duży wkład w moją (i pewnie innych też) edukację:) W 2004 nawet nie myślałem że wszystko tak się zazębi i poukłada że osobiście będę znał osoby które maczały łapy w książkach o które (o dziwo) mogłem się bić byle je mieć:) "Sprawiedliwość.." dostałem w prezencie w dniu kiedy wyprowadziłem się na północ Polski 10 lat temu a w krótkim czasie później dowiedziałem się co to internet, OVERKILL,.. ;)
ToMek
15.07.2014 22:18:52
O  IP: 91.227.215.2
to była pierwsza ksiązką, któej korektę merytoryczną robiliśmy, potem poszły już so what i enter night i pare innych w całości przez nas tłumaczone ;
Leper_Messiah
15.07.2014 21:55:09
O  IP: 195.150.233.10
NIKT - dzięki Twojemu komentarzowi pojawiła się kolejna rzecz na mojej liście "rzeczy do przeczytania/zobaczenia/usłyszenia/zrobienia przed śmiercią". Matko, ale to by musiało być epickie - wszystkie brudy w historii Metalliki okraszone komentarzem samego uczestnika. Ciekawe, co byśmy się dowiedzieli o okresie Loadów, albo o Through The Never i zwlekaniem z wydaniem albumu, pomysłach Larsa, kulisach Big Four etc. Już widzę ten nagłówek - "Metallica history - J. Hetfield". Eh, mrzonki... :)
Marios
15.07.2014 21:15:55
O  IP: 89.151.18.192
Oczywiście mam. Kupiona zaraz przy wyjściu ze stadionu. Ot, pamiątka z dziesiątej wizyty Czterech Jeźdźców w Polsce. Jak sprzedać trzeci raz to samo? Dać nowe zdjęcie na okładkę i zmienić tytuł. Po co dublować coś, co już wydało inne wydawnictwo? Biografia Hetfielda dalej leży odłogiem. Club Dayz, Billa Hale'a także. Anakonda miała się zabrać za Ultimate Metallica Rossa Halfina. Będzie chyba niedługo "Wszystko ma znaczenie" od Anakondy. Jest już pierwszy tom "Birth School Metallica Death"...tyle jeszcze czeka, a nasi wydawcy się dublują. Trochę dziwne zachowanie...Tyle dobrego, że chociaż przetłumaczyli to od początku na swoją modłę. Chociaż posłowie napisane przez Filipowskiego raczej trudno nazwać uaktualnieniem. To raczej szybki rys - 5 lat zmieściło się na 26. stronach.
NIKT
15.07.2014 21:12:56
O  IP: 81.190.126.64
No na razie nie zamierzam kupować kolejnej biografii METALLIKI ale książkę miałem w dłoniach w dniu koncertu w Warszawie. Natomiast na koncercie prawie kupiłem biografię SLAYER'a. Prawie bo obiecałem kolesiowi ze stoiska że podejdę po koncercie ale ekipa mi się zbuntowała i pod górę nie chcieli iść. Wypada mi przeprosić kolesia a "Krwawe rządy" i tak kupię mimo że z tego co można wyczytać powyżej to troszkę zniechęca do kupna:)
Co do biografii METALLIKI to na pewno kupię taką grubą kiedy wyjdzie w czasach gdy METALLICA już przestanie istnieć a autorem będzie JAMES HETFIELD.
1 2
OVERKILL.pl © 2000 - 2024
KOD: Marcin Nowak